Na świecie pojawił się Antychryst. Zastępy zarówno niebieskie, jak i piekielne, zaczynają rozgrzewkę przed wielką bitwą, co oznaczać może tylko jedno - koniec świata. Nie wszystkim jest to jednak na rękę. Crowley - demon rozkochany w życiu na ziemi, i jego przyjaciel Azirafal - najprawdziwszy anioł, którego pasją są stare księgi, nie mają najmniejszej ochoty na apokalipsę. Postanawiają jej zapobiec. Problem w tym, że Czterech Jeźdźców (Motocyklistów?) Apokalipsy już wyruszyło, a Antychryst to sympatyczny 10-letni chłopiec, któremu leży na sercu los wielorybów i lasów tropikalnych. Ale najgorsze jest to, że ani Crowley ani Azirafal nie mają pojęcia gdzie tego chłopca szukać. A tymczasem dawna przepowiednia twierdzi, że świat się skończy w sobotę popołudniu...
Jest powszechnie wiadomym, że twórczość Sir Terry'ego Pratchetta darzę miłością wielką i bezwarunkową. Równie powszechną wiedzą jest, że zbieram się do zapoznania z twórczością Pana Gaimana, ale coś mi nie idzie. Przeczytałam jak do tej pory jedynie "Mitologię Nordycką", która nie jest jego oryginalna opowieścią, można więc śmiało stwierdzić, że nie mam o jego dziełach pojęcia. Jednak styl tej jedynej przeczytanej powieści przypadł mi do gustu, uznałam więc, że "Dobry Omen" z dużym prawdopodobieństwem okaże się arcydziełem. Czy tak się stało? Nie do końca.
Być może jest w tym moja wina. Nastawiłam się na Świat Dysku na sterydach, niepomna zwodu jaki wywołała we mnie seria napisana przez duet Pratchett-Baxter. Niestety w tym przypadku również barwna obecność Sir Terry'ego Pratchetta została stłamszona przez drugiego autora. Czułam pewien niedosyt jeśli chodzi o humor. Świat dysku przyzwyczaił mnie do autentycznego parskania śmiechem co pół strony - tutaj był to najwyżej uśmiech co stron kilkanaście. Oczywiście cała powieść jest utrzymana w lekkim, humorystycznym klimacie, ale gagi sytuacyjne wypadały tu wyjątkowo blado na tle kompletnego wariactwa Ankh-Morpork. A ja na takie właśnie wariactwo miałam nadzieję. Jedynym elementem, w którym widać było wyraźnie rękę Sir Terry'ego Pratchetta, był absurd. O tak, coś tak totalnie pokręconego mógł stworzyć tylko mistrz.
(...) wszystkie triumfy i katastrofy tego świata ludzie powodują nie dlatego, że są z gruntu źli albo z gruntu dobrzy, lecz dlatego, że są z gruntu ludźmi.
Miałam też nadzieję na wartką akcję i znów trochę się zawiodłam. Bywały takie momenty, gdy czułam się zwyczajnie znudzona lekturą. Tempo akcji spadało gdy uparcie śledziliśmy bohaterów nie mających większego wpływu na fabułę, cała opowieść z resztą rozkręcała się dość powoli. Nie nastąpił ten moment, kiedy historia porywa czytelnika i pędzi z nim przed siebie nie pozwalając mu się oderwać. Nie było napięcia, niecierpliwości. Nawet punkt kulminacyjny jakoś mi się rozmył.
Nie zrozumcie mnie źle - to bardzo dobra książka. Napisana z dużą dozą humoru, takiego jaki lubię najbardziej, z ciekawą i oryginalną opowieścią. Po prostu po tych dwóch wielkich nazwiskach na okładce oczekiwałam czegoś więcej. Wyobraźcie sobie, że sięgnęliście po najnowszą powieść autora, którego zawsze ocenialiście na 10/10, którego książki były zawsze dla Was najlepsze, idealne nawet, i nagle okazało się, że rzeczona najnowsza powieść to "tylko" 8/10. Wciąż wysoko, nawet bardzo. Ale liczyliście na więcej, prawda? No właśnie. Ja liczyłam.
I rzekł Pan Aniołowi, który u wschodniej bramy raju rozkoszy strzegł: Gdzież miecz płomienisty dany tobie?
I Anioł mu odpowiedział: Dopiero co miałem go przy sobie. Chyba się gdzieś zawieruszył. Pewnie następną razą głowę postradam.
I Panu mowę odjęło.
Ale dość tego narzekania. Pochwalić muszę dwójkę naszych głównych bohaterów - zarówno Crowley jak i Azirafal byli po prostu genialni. Mamy też kilka smaczków, o których żal nie wspomnieć, jak chociażby fakt, że wszystkie płyty przynoszone przez Crowleya do jego samochodu po pewnym czasie samoistnie zamieniały się w składankę The Best of Queen. No i chcąc nie chcąc muszę też docenić humor, na który narzekałam na początku. Być może duże znaczenie ma tutaj fakt, że książka została wydana prawie 30 lat temu, zanim ludzie stracili wszelki dystans do samych siebie. Chodzi o to, że humor "Dobrego Omenu" nie omija nikogo i za nic ma poprawność polityczną. Czy potraficie sobie wyobrazić, że w 2019 roku ktoś wydaje książkę z żartem: "Gdy tylko samochód zatrzymał się, Azirafal otworzył tylne drzwi i zaczął giąć się w ukłonach niczym stary Murzyn witający białego pana, który właśnie raczył powrócić na plantację."? Albo: "Czuła, że wygląda na nawiedzoną, wychudzoną i romantyczną, i tak by było, gdyby jeszcze schudła o trzydzieści funtów. Była przekonana, że cierpi na anoreksję, ponieważ, gdy tylko spoglądała w lustro, widziała w nim tłustą kobietę."? Ja sobie nie potrafię tego wyobrazić. A szkoda, bo wszystkim nam dobrze by zrobiło, gdybyśmy zaczęli się z siebie śmiać zamiast bez przerwy wykrzykiwać o urażonych uczuciach.
Mam wrażenie, że nie podkreśliłam wystarczająco mocno, że chociaż spodziewałam się po tej książce czegoś więcej, to i tak zaliczam ją do najlepszych, jakie miałam przyjemność czytać w tym roku. Padłam tutaj ofiarą własnych wygórowanych oczekiwań, książka jest w tej sytuacji niewinna. Jest lekka, zabawna, ale inteligentna. Niezbyt szybka, ale trzymająca uwagę. Żartobliwe odniesienia do popkultury i absurdalne gagi dodają jej tylko uroku. Niecierpliwie wyczekuję zapowiadanej na maj ekranizacji produkcji BBC. Tymczasem zaś lekturę "Dobrego Omenu" gorąco polecam wszystkim mającym chęć na nietuzinkową powieść z iście angielskim humorem.
Moja ocena: 8/10
Oj, doskonale wiem, co masz na myśli. Człowiek się nastawi na coś doskonałego, dostaje dobrą książkę, ale mimo to czuje się zawiedziony.
OdpowiedzUsuńZ książek Gaimana polecam "Amerykańskich bogów" :)
Nie jesteś pierwszą, która poleca mi tę powieść na moje pierwsze z tym panem spotkanie :) Chyba posłucham Twojej rady i zakręcę się koło tej książki. Teraz te piękne nowe wydania w twardych okładkach aż się same pchają na półkę ;)
UsuńJakiś czas temu widziałam gdzieś tę książkę i się nad nią zastanawiałam. Teraz już wiem, że chcę dać jej szansę. ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że tym bardziej warto biorąc pod uwagę, że w ekranizacji BBC zagra boski David Tennant - a jak wiadomo, najpierw książka, potem film ;)
Usuńksiążka warta uwagi, ale raczej nie w moim klimacie :) Chociaż twoja recenzja zachęca. Musiałabym pewnie sama się przekonać :)
OdpowiedzUsuń~Pola
www.czytamytu.blogspot.com
Ja nawet nie wiem czy tu jest jakiś klimat :D To taka współczesność z elementem prześmiewczym - myślę, że naprawdę dla każdego, kto lubi się pośmiać :)
UsuńCóż, science-fiction bym Ci raczej odradzała, ale mam wrażenie, że akurat to mogłoby Ci się spodobać :)
OdpowiedzUsuńPratchett'a od lat mam w końcu ogarnąć, a nadal przesuwa mi się w czasie :P Gaiman'a już trochę liznęłam i wiem, że mi się spodoba :P
OdpowiedzUsuńAle nie zaczynaj Pratchetta od tej pozycji. Jest wiele dużo lepszych, które napisał solo :)
UsuńNie moja tematyka, raczej nie gustuję w takim klimacie :)
OdpowiedzUsuńRozumiem, panowie istotnie są dość specyficzni :)
UsuńTo zupełnie nie moje smaki czytelnicze. 😊
OdpowiedzUsuńWiem :) Jeszcze jedna książka nie bardzo w Twoim guście i około niedzieli zaproponuję coś, co Cię może zaciekawi :)
UsuńOj nie lubię takich rozczarowań- nastawiasz sie i nastawiasz a tutaj klops, no nie do końca a jednak jakies tam rozczarowanie zostaje.
OdpowiedzUsuńKsiązka zdecydowanie nie w moim klimacie
Prawda, tak najgorzej, już się człowiekowi robi uraz do autora :P
Usuńznam twórczość Gaimana i podoba mi się :) ale nie wiem czy na powyższą pozycję bym się skusiła
OdpowiedzUsuńJeśli Gaiman zaliczył taki spadek formy w duecie jak Pratchett, to polecam się nie kusić jednak...
UsuńJak widać książka ma swoje mocne i słabe strony :)
OdpowiedzUsuńA najsłabszą stroną są wygórowane ambicje czytelnika :D Trochę chyba jednak niesprawiedliwa byłam...
UsuńAle to nie Twoja wina - bardzo często mózg sam je tworzy i nic na to nie poradzisz ;)
UsuńJa usiadłam do tej książki jako milosniczka Gaiman. W 100 % zgadzam się z twoją recanzja. Miałam identyczne odczucia.
OdpowiedzUsuńI również polecam Amerykańskich bogów
Wniosek: duety są ZŁE!
UsuńCiekawa książka :)
OdpowiedzUsuńNawet bardzo, idealnie przekorna tematyka na Wielkanoc ;)
UsuńPrzez jakiś czas zbierałam się do podjęcia próby zapoznania się z tworczością Terry'ego Pratchetta,ale jakoś mi nie wyszło. Dlatego raczej sobie odpuszcze.
OdpowiedzUsuńNic na siłę, bo efekt będzie odwrotny do zamierzonego :)
UsuńCzęsto jest tak, że przez zbyt wygórowane emocje czujemy się zawiedzeni pomimo tego, że książka. Z twórczością Terry'ego Pratchetta jeszcze nie miałam styczności,natomiast jeśli chodzi o Neila Gaimana czytałam podobnie jak ty tylko mitologię nordycką.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Ja Sir Terry'ego Pratchetta bardzo Ci polecam, ale solo. Duety niestety nie są jego mocną stroną i ta pozycja nie jest jedynym tego dowodem...
UsuńDoskonale Cię rozumiem, ja tez jak się nastawię to potem jestem trochę rozczarowana, a w sumie często wcale nie jest tak źle jak mam wrażenie. Po prostu nie spełniły się pewne moje oczekiwania, które z dużym prawdopodobieństwem w takich sytuacjach są nadmiernie rozbuchane. ;)
OdpowiedzUsuńJa na pewno przeczytam tę książkę, bo i ja jestem wielką fanką pana Pratchetta. Co prawda na razie jeśli sięgam po Jego książkę to tę napisaną indywidualnie, ale planuję zarówno spotkanie z duetem Pratchett&Baxter (mówisz, że dobre?), jak i Pratchett&Gaiman!
No niestety niedobre. Z duetów ten wypadł o wiele lepiej niż ten z Baxterem. Pierwsza część była nawet spoko, ale drugą już czytałam na siłę trochę. Czysty Pratchett jest najlepszy ;)
UsuńNie słyszałam ani o Książce ani o autorze 😯 ale zapisuje tytuł :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że znajdziesz na ten zapisany tytuł czas :)
UsuńZnam go😊
OdpowiedzUsuńCiężko nie znać :D
UsuńNigdy nie słyszałam o tej książce :)
OdpowiedzUsuńZapraszam także do siebie na nowy post - KLIK
Oj to chyba nie za bardzo moje gusta. Wiem komu mogę ja polecić.
OdpowiedzUsuńJa mam chyba jakies dziwne te gusta, z nikim się nie zgadzają xD
Usuń