środa, 15 kwietnia 2020

"Mroczna Wieża" - Stephen King

Uwaga: recenzja kolejnego tomu serii zdradza zakończenie poprzedniego!

Wszystko potoczyło się w najgorszy możliwy sposób. Susannah, nareszcie rozdzielona z zamieszkującą jej umysł Mią, jest świadkiem narodzin potwornego Mordreda, dziecka-pająka, które w pierwszym odruchu pożera swoją matkę żywcem. Pere Callahan toczy nierówną walkę z wampirami - walkę, której nie może wygrać - by Jake mógł w tym czasie odnaleźć Susannah. Jednak drzwi między światami zatrzasnęły się po raz ostatni. Eddie i Roland rozpaczliwie próbują połączyć się z resztą swojego ka-tet zanim Mroczna Wieża runie, a czuwający nad opowieścią młody pisarz, Stephen King, umiera pozostawiając ją bez zakończenia. Czy może być jeszcze gorzej?
   

Jeśli nie czytaliście poprzednich tomów tej opowieści, opis powyżej z pewnością wydał Wam się jednym wielkim chaosem. W pewnym sensie tak jest, kończymy poprzednią część i zaczynamy tę - ostatnią - w momencie, gdy wszystko wali się w gruzy. Ale nie lękajcie się, albowiem ka prowadzi Rolanda i jego przyjaciół, prowadzi ich prosto do najwyższej możliwej oceny, jaką mogę przyznać książce. Bo ten tom to wszystko, co najlepsze w całej serii. I śmiem twierdzić, że to najlepsze, co wyszło spod pióra Pana Kinga, a mam na koncie już 16 jego książek, w tym największe bestsellery. Tak więc z największą przyjemnością zapraszam Was do literackiego stołu, gdzie delektować się dziś będziemy sporą porcją zachwytów nad "Mroczną Wieżą".

Jak to często bywa w przypadku serii, napisałam już o niej wystarczająco, żeby każdy wiedział o co chodzi, więc nie będę się powtarzać. Ogrom talentu pisarskiego Pana Kinga jest chyba jasny dla wszystkich i nie odmawiają mu go nawet Ci, którym jego książki się nie podobają. Powiedziałam, że ten tom to wszystko co najlepsze i tak jest w istocie. Poprzednie części miewały słabe strony - pierwsza nieco się wlokła i kulała pod względem akcji, bo biedny Roland szedł, i szedł, i szeeedł... i nie robił właściwie nic poza tym. Piąta część zniechęcała mnie nudnawą opowieścią nowego bohatera, którego nie polubiłam, i który kompletnie mnie nie interesował. Szóstej zarzucałam chaos i wciskanie do tej historii na siłę góry nowych pomysłów, które pasowały do całości jak wół do karety. Tej części nie mam czego wypomnieć. Wszystkie niedoskonałości poprzednich tomów zostały usunięte.

W "Mrocznej Wieży" czeka nas szybka akcja, zwariowane przygody, zaskakujące plot-twisty - creme de la creme całej serii. Pojawia się też napięcie, oczekiwanie, bo King jest mistrzem foreshadowingu i drażni się z czytelnikiem podsuwając mu tu i ówdzie zapowiedzi czegoś ważnego, na co biedak czeka później z szaleńczo walącym sercem, a gdy się doczeka, łapie się za głowę i nie wierzy w to, co czyta. Nasi bohaterowie osiągają w końcu pełen rozwój, są pełnymi wersjami samych siebie - kompletni, spójni, z mocnymi charakterami mającymi logiczne korzenie w ich historiach. Ale najbardziej podobał mi się jeden malutki smaczek - jak King z charakterystycznym dla siebie sarkazmem punktuje rozmaite grzeszki pisarzy, chociażby zabieg "deus ex machina", i sam wrzuca go do swojej powieści z teatralną przesadą i bezczelnym uśmieszkiem. Małe arcydzieło.

Podczas czytania "Dallas '63" zaliczyłam małego mindfucka, gdy główny bohater przyplątał się do Derry i spotkał Bev i Richiego, którzy opowiedzieli mu o tajemniczych zabójstwach. Dla niezorientowanych Bev i Richie to bohaterowie "To", które dzieje się w Derry i opowiada - tak - o tajemniczych zabójstwach dokonanych przez szalonego klauna. Teraz zrozumiałam i zachwyciłam się tym, jak King łączy ze sobą swoje książki, a ich punktem centralnym jest właśnie cykl o Mrocznej Wieży. To tutaj znajdziemy najwięcej odniesień do innych jego dzieł: mamy tu wymarłe miasto po pandemii z "Bastionu", mamy historię z "Miasteczka Salem", mamy pająka z "To", mamy wspomnianą "Bezsenność", w której nic nie znaczący chłopczyk w pozornie nic nie znaczącej scenie narysował wieżę i postać z rewolwerami, którą nazwał Roland. Mamy tak wiele innych odniesień, że z pewnością nie wyłapałam ich wszystkich, ale każde z wyłapanych sprawiało mi wielką radochę.

No i zakończenie. Plot-twist stulecia. Mówią, że King nie umie pisać zakończeń. Czasem faktycznie tak jest (patrz: "Bastion"), ale tutaj... tutaj to zakończenie jest najlepsze z możliwych. A raczej z niemożliwych, bo choćbym myślała 1000 lat, nie wymyśliłabym czegoś tak genialnego. A co najlepsze, autor robi nas w konia. Już myślimy, że po ptokach, że znowu zakończenie wypadnie słabo, że jak to, tak szybko? I wtedy dzieje się COŚ TAKIEGO. Nie powiem nic więcej. To trzeba przeczytać samemu.

Nie dziwię się, że sam King mówi, że ta seria to jego magnum opus. Jest genialna. Nie wszystkie tomy zasługują na najwyższą ocenę, ale ten, o którym mówimy dziś, zasługuje jak żaden inny. To była świetna przygoda, która kompletnie zmieniła moje postrzeganie autora i sprawiła, że moja niechęć do niego zmieniła się bezwarunkową miłość. Nie mam nic więcej do dodania. Jeśli fantastyka nie jest gatunkiem, który omijacie szerokim łukiem, jeśli darzycie ją chociaż odrobiną sympatii, koniecznie musicie przeczytać "Mroczną Wieżę". Koniecznie. Polecam z całego serca.

Moja ocena: 10/10

17 komentarzy:

  1. To prawda, autor stworzył w swoich dziełach tak zaskakujące połączenie, że chyba właśnie to jest w tym wszystkim najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie czytałam jeszcze żadnej książki Kinga a ostatnio bardzo dużo o nich na blogach wiec w końcu chyba bede musiała sie skupić

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wrócę do tej recenzji jak już zapoznam się z tą serią. Naprawdę muszę się za nią wziąć skora jest, aż tak dobra jak mówią wszyscy wokół. Twoja ocena też wiele mówi. Poza tym gratuluję wytrwałości w recenzowaniu jednej serii na blogu ;).

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam już coś o Kinga i choć sama nie dałabym mu 10/10 to jego styl ma w sobie coś intrygującego :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam, że to było jedno z moich licznych podejść do Kinga i jak wszystkie inne skończyło się po kilkudziesięciu stronach. Ten autor chyba po prostu nie jest dla mnie, mimo że ma rzeszę fanów na całym świecie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tym razem odpuszczam, bo nie wiem, czy mnie ten autor porwie do swego świata ;) Jakoś nie czuję tego wiesz, przyciągania...

    OdpowiedzUsuń
  7. Pan KIng.... wiesz jakie są moje relacje z Kingiem xD

    OdpowiedzUsuń
  8. nie czytałam jeszcze twórczości tego autora, ale jakoś mnie do niego nie ciągnie. 😊

    OdpowiedzUsuń
  9. jeszcze ta pozycja przede mną:D

    OdpowiedzUsuń
  10. Już dawno nie czytałam Kinda. Ten cykl poznałam czytając jeden tom, ale nie kontynuowałam go.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zakończenie jest rewelacyjne. Poprostu geniusz.

    OdpowiedzUsuń
  12. Obiecałam sobie solennie zebrać (i przeczytać!) całą kolekcję książek Kinga. Mroczną Wieżę już mam, ale dopiero pierwszą część. I jeszcze jest przede mną, ale na samą myśl już zacieram rączki. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam w planach tą serię, ale nie wiem jeszcze kiedy się za nią wezmę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeszcze przede mną ale przeczytam. Narazie mam połowe Bastionu w komórce i kończę TO też w komórce.

    OdpowiedzUsuń
  15. Och, King! Chciałabym przeczytać wszystkie z jego dzieł, a na to już od jakiegoś czasu mam chrapkę! Uwielbiam "To" i "Carrie", mimo, że na co dzień z rzadka sięgam po reprezentowany przezeń gatunek. Tę serię na pewno kiedyś przeczytam! Innej opcji nie ma!
    Pozdrawiam! :) włóczykijka z Imponderabiliów literackich

    OdpowiedzUsuń
  16. Pióro pana Kinga nie jest dla mnie, ale może kiedyś się to zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  17. A wiesz, że skłoniłaś mnie do wyjęcia wyjęcia "Mrocznej wieży" z dna regału i ustawienia jej na parapecie przy biurku? To znaczy, że dodałam ją do pierwszej dziesiątki książek, które planuję przeczytać. Po tylu latach tkwienia na półce w końcu się doczeka! :D

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!