Trzysta lat temu powierzchnia Ziemi została skażona promieniowaniem radioaktywnym i stała się niezdatna do życia. Katastrofę przeżyła garstka ludzi, którzy znajdowali się wówczas na stacjach kosmicznych krążących wokół planety. Stacje połączyły się tworząc nowe społeczeństwo, które z konieczności zgodziło się na przyjęcie surowego i bezwzględnego prawa. Na jego mocy setka młodocianych przestępców zostaje wysłana na Ziemię by sprawdzić czy promieniowanie opadło już do poziomu, który pozwoli na powrót ludzkości na jej macierzystą planetę. Pozostawieni sami sobie nastolatkowie, których nikt już nie kontroluje, muszą nie tylko walczyć o przetrwanie, ale także zmierzyć się z dawnymi krzywdami i młodzieńczym zamiłowaniem do brawury i braku rozsądku...
Przypatrywałam się tej książce od dawna z dwóch powodów: po pierwsze to science-fiction, a do tego post-apokaliptyczne, a po drugie opis wydaje mi się naprawdę intrygujący. Jednak słabe oceny skutecznie powstrzymywały mnie przed lekturą - aż do czasu gdy narzeczony namówił mnie na oglądnięcia serialu na podstawie tej powieści. Serial okazał się bardzo dobry, wciągnął nas oboje na amen, i dlatego ostatecznie ruszyłam tyłek do biblioteki po "Misję 100". No i cóż, okazało się, że to jeden z tych rzadkich przypadków gdy podstawą dla świetnej adaptacji jest beznadziejna książka...
Być może moim błędem było oglądniecie serialu przed lekturą tej powieści. Adaptacja to prawdziwy post-apokaliptyczny survival, pełen brutalności, bezwzględnej polityki i niemoralnych lecz koniecznych decyzji. A pierwowzór? To 260 stron smętnych, nastoletnich rozterek miłosnych. A co najgorsze - przynajmniej dla mnie, fanki rasowego science-fiction - autorka kompletnie nie ma świadomości, że istnieje coś takiego jak fizyka. Taka podstawowa. No bo jak zapada decyzja, że odcinamy jedną ze stacji, bo jest nieszczelna i ucieka tlen, więc sorry ale lepiej, żeby się udusiła jedna stacja niż wszystkie, i wtedy jakaś smarkula bez problemu przełazi szybem wentylacyjnym do tej odciętej, duszącej się stacji... no to mnie ręce opadają. Możliwe, że to jest nawet głupsze niż pożar na asteroidzie w "Armageddonie", a naprawdę nie sądziłam, że można wpaść na bardziej kretyński pomysł niż ogień w próżni. O komecie, którą widać tylko przez 2 minuty, chociaż przelatuje tak blisko, ze prawie muska stację, już nie wspomnę. Ta, którą przez trzy tygodnie oglądałam na niebie jak byłam dzieckiem, musiała w takim razie lecieć baaardzo wolno...
Bohaterowie nie mają za grosz oleju w głowie - w taki typowy, nastoletni sposób. Robią wielkie halo, bo zobaczyli kogoś bez koszulki, wpadają w depresję na widok swojej byłej ściskającej innego, rzeczona była z resztą przez te 260 stron cztery razy zmienia zdanie z kim chce być... no typowa nastoletnia drama w najgorszym wydaniu. A jednocześnie niektórzy są Einsteinami swego pokolenia. Taka Clarke, nie skończywszy jeszcze 18 lat już ma wiedzę medyczną jak po 5 latach studiów, chociaż przez kilka miesięcy zaledwie pomagała w szpitalu. A Bellamy z książki nauczył się strzelać z łuku niczym Legolas. Jak???
To nie znaczy oczywiście, że wszystko było źle. Organizacja życia na stacji, żywcem wyjęta z klasycznej dystopii, była bardzo ciekawa. Szkoda tylko, że przez większość czasu poznawaliśmy ją przez pryzmat wielkiej dramy nastolatki, która nie potrafiła utrzymać majtek na dupie i teraz jest tragedia bo zaszła w ciążę i ją zabiją za złamanie praw regulacji populacji. Podobało mi się też jak autorka opisała przyrodę i zmiany jakie w niej zaszły pod wpływem promieniowania - że nie przedobrzyła i nie dała się ponieść wyobraźni jak wielu innych autorów. Nie mogę też zaprzeczyć, że czytało się to wszystko szybko i w pewnym stopniu nawet mnie ciekawiło odkrywanie małych tajemnic naszych małolatów. Niestety nie zmienia to faktu, że przez większość lektury się nudziłam i krzywiłam co chwilę na zachowanie tych nieszczęsnych, bezmyślnych smarkaczy.
Jeśli oglądaliście serial, to powieść kończy się mniej więcej na wysokości drugiego odcinka - może to da Wam jakiś obraz tego jak dużo tam bezsensownego smęcenia. Planuję wkrótce zająć się tą parą w ramach serii "książka vs film", wtedy omówię dokładnie czego spodziewać się po pierwowzorze i po adaptacji. Szczerze mówiąc te plany to jedyny powód, dla którego nie rzuciłam tą książką o ścianę po 50 stronach. Na pewno nie będę kontynuować lektury tej serii i na pewno Wam jej nie polecę. Przykro mi, ale dla mnie to niewypał. Szkoda czasu na takie lektury gdy wokół tyle naprawdę porządnych pozycji tego gatunku. Nie polecam.
Moja ocena: 4/10
Przypatrywałam się tej książce od dawna z dwóch powodów: po pierwsze to science-fiction, a do tego post-apokaliptyczne, a po drugie opis wydaje mi się naprawdę intrygujący. Jednak słabe oceny skutecznie powstrzymywały mnie przed lekturą - aż do czasu gdy narzeczony namówił mnie na oglądnięcia serialu na podstawie tej powieści. Serial okazał się bardzo dobry, wciągnął nas oboje na amen, i dlatego ostatecznie ruszyłam tyłek do biblioteki po "Misję 100". No i cóż, okazało się, że to jeden z tych rzadkich przypadków gdy podstawą dla świetnej adaptacji jest beznadziejna książka...
Być może moim błędem było oglądniecie serialu przed lekturą tej powieści. Adaptacja to prawdziwy post-apokaliptyczny survival, pełen brutalności, bezwzględnej polityki i niemoralnych lecz koniecznych decyzji. A pierwowzór? To 260 stron smętnych, nastoletnich rozterek miłosnych. A co najgorsze - przynajmniej dla mnie, fanki rasowego science-fiction - autorka kompletnie nie ma świadomości, że istnieje coś takiego jak fizyka. Taka podstawowa. No bo jak zapada decyzja, że odcinamy jedną ze stacji, bo jest nieszczelna i ucieka tlen, więc sorry ale lepiej, żeby się udusiła jedna stacja niż wszystkie, i wtedy jakaś smarkula bez problemu przełazi szybem wentylacyjnym do tej odciętej, duszącej się stacji... no to mnie ręce opadają. Możliwe, że to jest nawet głupsze niż pożar na asteroidzie w "Armageddonie", a naprawdę nie sądziłam, że można wpaść na bardziej kretyński pomysł niż ogień w próżni. O komecie, którą widać tylko przez 2 minuty, chociaż przelatuje tak blisko, ze prawie muska stację, już nie wspomnę. Ta, którą przez trzy tygodnie oglądałam na niebie jak byłam dzieckiem, musiała w takim razie lecieć baaardzo wolno...
Bohaterowie nie mają za grosz oleju w głowie - w taki typowy, nastoletni sposób. Robią wielkie halo, bo zobaczyli kogoś bez koszulki, wpadają w depresję na widok swojej byłej ściskającej innego, rzeczona była z resztą przez te 260 stron cztery razy zmienia zdanie z kim chce być... no typowa nastoletnia drama w najgorszym wydaniu. A jednocześnie niektórzy są Einsteinami swego pokolenia. Taka Clarke, nie skończywszy jeszcze 18 lat już ma wiedzę medyczną jak po 5 latach studiów, chociaż przez kilka miesięcy zaledwie pomagała w szpitalu. A Bellamy z książki nauczył się strzelać z łuku niczym Legolas. Jak???
To nie znaczy oczywiście, że wszystko było źle. Organizacja życia na stacji, żywcem wyjęta z klasycznej dystopii, była bardzo ciekawa. Szkoda tylko, że przez większość czasu poznawaliśmy ją przez pryzmat wielkiej dramy nastolatki, która nie potrafiła utrzymać majtek na dupie i teraz jest tragedia bo zaszła w ciążę i ją zabiją za złamanie praw regulacji populacji. Podobało mi się też jak autorka opisała przyrodę i zmiany jakie w niej zaszły pod wpływem promieniowania - że nie przedobrzyła i nie dała się ponieść wyobraźni jak wielu innych autorów. Nie mogę też zaprzeczyć, że czytało się to wszystko szybko i w pewnym stopniu nawet mnie ciekawiło odkrywanie małych tajemnic naszych małolatów. Niestety nie zmienia to faktu, że przez większość lektury się nudziłam i krzywiłam co chwilę na zachowanie tych nieszczęsnych, bezmyślnych smarkaczy.
Jeśli oglądaliście serial, to powieść kończy się mniej więcej na wysokości drugiego odcinka - może to da Wam jakiś obraz tego jak dużo tam bezsensownego smęcenia. Planuję wkrótce zająć się tą parą w ramach serii "książka vs film", wtedy omówię dokładnie czego spodziewać się po pierwowzorze i po adaptacji. Szczerze mówiąc te plany to jedyny powód, dla którego nie rzuciłam tą książką o ścianę po 50 stronach. Na pewno nie będę kontynuować lektury tej serii i na pewno Wam jej nie polecę. Przykro mi, ale dla mnie to niewypał. Szkoda czasu na takie lektury gdy wokół tyle naprawdę porządnych pozycji tego gatunku. Nie polecam.
Moja ocena: 4/10
Czytałam w tym samym czasie jak pojawiał się serial, ale książka i tak wypadała blado. Chociaż z czasem (kolejnymi sezonami) i z tym serialem trudno było wytrzymać - choć mam w planach obejrzeć do finału :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Zakładka do Przyszłości
Serial bardzo lubię, ale negatywne oceny książki skutecznie zniechęciły mnie do czytania. Jednak pojedynek książki i filmu chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za szczerą opinie. Już teraz wiem czego mam nie dotykać.
OdpowiedzUsuń"science-fiction" to nie mój klimacik :)
OdpowiedzUsuńSerialu nie oglądałam, a po książce widzę, że nie warto jej czytać. Odpuszczam. :)
OdpowiedzUsuńTwoja ocena nie zachęca do czytania
OdpowiedzUsuńNie oglądałam serialu bo nie lubię takich science - fiction, a z książkami różnie musi zaciekawić mnie chociaż opis. Ta raczej nie jest dla mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Serial ogladalam, ale książki nie miałam okazji do tej pory czytać i już raczej nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńDzień dobry!
OdpowiedzUsuńA śmiałaś się ze mnie, że czytam "Dżumę", a Ty poszłaś jeszcze o krok dalej! :D Ale tak poważnie, znam chyba jeszcze jeden przypadek, kiedy okazało się, że to książka była gorsza niż jej adaptacja. Chodzi mi o tytuł "Tajemnica Brokeback Mountain", więc spotkać taki okaz jest naprawdę ciężko. Rozumiem Cię, jeśli chodzi o głupich, nastoletnich bohaterów. Mam straszny problem ze znalezieniem dobrej książki młodzieżowej, gdzie Ci bohaterowie byliby naprawdę w porządku.
Poza tym, brać się za pisanie takiej książki i zapominać o istnieniu fizyki jest po prostu słabe i wcale się nie dziwię, dlaczego ręce Ci opadają. Niestety serialu nie obejrzałam (jeszcze!), ale dużo o nim słyszałam. Spróbuję przekonać siostrę i może obejrzymy razem. Buziaki!
Szkoda, że książka okazała się słaba. Nie znam serialu, więc mnie ta pozycja nie kusi. Może jak zdecyduję się na serial to sięgnę po książkę dla porównania, ale zastanowię się jeszcze. :D
OdpowiedzUsuńW obliczu zaistniałej sytuacji na świecie, wolałabym nie czytać tego typu książek. A poza tym, to zupełnie nie moja bajka.
OdpowiedzUsuńJak ja nie lubię takich książek. Ani to mądre, ani to zabawne ani wciągające. Jestem już zdecydowanie za stara na czytanie z wypiekami powieści, w których bohaterowie przeżywają widok kawałka ciała. Nie mówiąc już o ich genialności nabytej na kursach (o ile takie w ogóle odbędą) :D
OdpowiedzUsuńCóż, nie znam serialu ani książki, ale nic dziwnego - science fiction, klimaty post-apo i publikacje dla młodzieży to nie jest to, po co lubię sięgać. Niemniej, widzę, że niewiele tracę ;)
OdpowiedzUsuńRaczej nie mój klimat. Niby lubię science-fiction, ale ostatnio jakoś mnie od niego odrzuca.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka wypada tak blado. Rzadko można się spotkać z opinią,że serial/film jest lepszy od książki, a jednak :)
OdpowiedzUsuńRaczej nie sięgnę ;/
OdpowiedzUsuńFaktycznie książkowa seria jest taka sobie. Ja jeszcze nie zabrałam się za serial, ale mam w planach :)
OdpowiedzUsuńTeż bym zwróciła uwagę, SF jak zapewne zauważyłaś również uwielbiam... i dzięki Tobie nie nadzieję się na nią. DZIĘKI
OdpowiedzUsuńkompletnie nie znam tego tytułu :P ale widzę, że wiele nie tracę :P ale zobacz... gdybyś najpierw przeczytała tę słabą książkę, mogłabyś nie chcieć oglądać serialu też się źle nastawiając ;P
OdpowiedzUsuńNie mam ochoty na nastoletnie rozterki miłosne
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę o tym tytule :)
OdpowiedzUsuńChyba nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńajajaj to dosyć słabiutko....
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę lata temu jak jeszcze oglądałam serial. Miałam i dalej mam bardzo podobną opinię do ciebie o tej książce. Ja jeszcze pokusiłam się o przeczytanie drugiego tomu i na tym skończyłam.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Ani nie oglądałam serialu, ani nie zamierzam wziąć książki, skoro nie jest za dobra. Lubię dystopie, ale niech coś się dzieje oprócz małych dramacików między bohaterami ;)
OdpowiedzUsuńZaczęłam kiedyśtam oglądać ten serial i chyba nawet doszłam do 10 odcinka (?), ale jakoś mnie to nie wciągnęło. Może kiedyś powrócę do tego serialu, ale jakoś tak sama nie wiem. W ogóle to nie wiedziałam, że jest on adaptacją książki. Szkoda, że książka to głównie "nastolatkowe trudne sprawy".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)