wtorek, 17 lipca 2018

"Achaja" tom 3 - Andrzej Ziemiański

Uwaga: recenzja kolejnego tomu serii zdradza zakończenie poprzedniego!

Rozpoczęła się wielka wojna, Cesarstwo Luan zostało zaatakowane z dwóch stron przez współpracujące ze sobą armie Arkach i Troy. Wydawałoby się, że licząca niecałe 10 tysięcy armia Arkach zostanie zgnieciona już w pierwszej potyczce, tak się jednak nie dzieje. Wojna powoli zbliża się do stolicy Cesarstwa - Syrinx, a razem z nią zbliża się Achaja. Nie ma pojęcia, że jej przyszłość stała się polityczną kartą przetargową a jej ręka już została przyrzeczona...


To będzie długa recenzja. Przez większą część będę się zastanawiać jakim cudem moja serdeczna przyjaciółka jeszcze w czasach gimnazjum wychwalała tę serię pod niebiosa. Może dla 14-letniego umysłu wszystko to było cudowne i absolutnie genialne, ale jakoś ciężko mi w to uwierzyć, skoro już wtedy miała porównanie chociażby z "Siewcą Wiatru" czy sagą o Wiedźminie. No nie jestem w stanie tego zrozumieć. Bo ta książka jest po prostu słaba.

Przeczytałam, bo to ostatni tom, bo był krótki, bo szkoda było nie kończyć serii, bo mi się w pracy nudziło jak szef był na urlopie. Ale wiem już na pewno, że po "Pomnik Cesarzowej Achai" nie sięgnę. Nie wiem czy chcę sięgać po cokolwiek autorstwa Pana Ziemiańskiego.

Co było źle? Wszystko. Po pierwsze postacie. Totalna niekonsekwencja. Na jednej stronie Achaja jawi się jako bezlitosna, zima i twarda niczym stal kobieta, na następnej upija się winem i beczy jak dziecko. Annamea nagle ze zwykłej nałożnicy staje się geniuszem strategii. A Biafra odwrotnie, z geniusza staje się w jednej chwili skończonym ćpunem, który nie wie co się z nim dzieje.

Po drugie, wojna. Połowa trzeciego tomu to opis działań wojennych. Ta kompania przekroczyła rzekę i zaatakowała ten pluton z lewej flaki, tamta ustawiła się w jakimś szyku, ktoś został rozbity, ktoś ruszył naprzód, ktoś zdobył jakiś fort... I tak przez sto stron bez przerwy. Myślałam, że się za przeproszeniem porzygam z nudów.

Po trzecie, niekonsekwencja w kontynuowaniu wątków. Kompletnie nie wiem o co chodziło w historii Mereditha. Jaką on miał misję, co właściwie zrobił, o co chodzi? Mieliśmy też świetnie zapowiadający się wątek Ziemców... Który nagle zniknął. Podobnie ludzie-koty. Achaja stała się jedną z nich i nagle autor dostał sklerozy i o tym zapomniał.

Po czwarte, pseudofilozoficzne rozważania. Fragment o tym jak lekarz z przyszłości opisałby (na 10 stron) obrażenia od kuli... Ja tego nawet nie skomentuję.

Po piąte, jeden wielki chaos. Odniosłam wrażenie, że cała ta część to jakiś kocioł, do którego autor wrzucił luźne pomysły i zamieszał, a potem wylał na papier i wysłał wydawcy. Dla mnie to wielka, niezrozumiała mieszanka przekleństw, wyprutych flaków, gołych tyłków i morza alkoholu.

I na tym zakończę. Z dobrych stron, kiedy już przebrnęłam przez wojenną strategię, to bitwa o Syrinx była całkiem ciekawa, choć bezsensowna. Naprawdę, trzeci tom przelał czarę goryczy. Próbowałam podchodzić do tej serii z optymizmem, ale dłużej nie jestem w stanie. Nie polecam.

Moja ocena: 4/10

1 komentarz:

  1. Ja również tak się do pierwszej serii o Achaji zraziłam, że do drugiej nie mam najmniejszego zamiaru sięgać. Mimo, że wiele osób mówiło mi, że ta druga jest lepsza. Dziękuję, ale nie.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!