niedziela, 14 stycznia 2024

Dekadentyzm puka do drzwi - "Uczennica" Dazai Osamu

Młoda kobieta, bardzo młoda, nastolatka. Międzywojenna Japonia, dylematy towarzyszące wkraczaniu w dorosłość, spora doza dekadentyzmu, ale również nadziei na lepszą przyszłość. Strumień świadomości, intymny pamiętnik i opisany w nim pojedynczy dzień. W tym jednym dniu zawarte przemyślenia dotyczące sytuacji społeczno-ekonomicznej, uwarunkowań kulturowych i rozwoju psychicznego jednostki. To wszystko zaserwowane nam przez jednego z najbardziej uznanych pisarzy w historii literatury japońskiej, Dazaia Osamu, któremu po wielu nieudanych próbach samobójczych, udało się odebrać sobie życie w wieku 39 lat, krótko po zakończeniu II wojny światowej. Tak w skrócie wygląda "Uczennica".


Nie jestem pewna czy "Uczennicę" można nazwać książką, to raczej nowelka, mająca 120-kilka stron, z ogromną czcionką i gigantycznym tytułem wypisanym pięknie wykaligrafowanym kanji na każdej stronie. Jej przeczytanie zajęło mi dwie godziny, ale wymagało niezwykłego wysiłku, bo naprawdę nie jest to lekka lektura. A zaczęło się bardzo lekko, dla kontrastu - pomysł przeczytania dzieła Dazai-sama przyszedł mi do głowy po tym jak... oglądnęłam anime. Tak. "Bungou Stray Dogs". Dazai Osamu jest jednym z bohaterów, chociaż z prawdziwym sobą ma niewiele wspólnego, bo w "Bungou" pojawia się jako detektyw obdarzony wyjątkową inteligencją i nadprzyrodzonymi mocami, a do tego przejawia niezdrową fascynację tematem samobójstwa. Występują tam również inni japońscy pisarze, jak Nakajima Atsushi, Akutagawa Ryonosuke, Tanizaki Junichiro czy Edogawa Ranpo. Ale że Dazai-sama był pierwowzorem mojego ulubionego bohatera, w pierwszej kolejności sięgnęłam po jego dzieło.

Przyznaję się bez bicia, że piszę tę recenzję około półtorej roku po przeczytaniu "Uczennicy", ale wciąż doskonale pamiętam uczucie beznadziei i odrętwienia, jakie towarzyszyło mi podczas lektury. Pamiętam, że czułam się zagubiona, bo w tej krótkiej nowelce próżno szukać początku i końca - ma się wrażenie, że autor wrzuca nas w środek opowieści i urywa swoją relację zanim historia doszła do puenty. I w pewien sposób wydaje się to właściwe, bo taki właśnie jest każdy pojedynczy dzień naszego życia - wyrwany fragment większej całości, ale dla osoby przyzwyczajonej do literatury europejskiej/amerykańskiej było to coś zupełnie nowego. I takich nowości było tutaj pełno, a ja na każdej niemal stronie zmuszona byłam wychodzić poza utarte schematy myślenia i szukać nowej drogi przez gąszcz myśli głównej bohaterki, której nawet nie mogę nazwać, bo nigdy nie poznajemy jej imienia.

Kojarzycie te momenty, gdy jedziecie autobusem do pracy i gapicie się za okno puszcząjąc swoje myśli samopas? Krążą wtedy wokół rozmaitych tematów, skacząc po nich niczym pracowita pszczółka z kwiatka na kwiatek i czasami zagłębiając się w sprawy, o których wcale myśleć nie chcecie. To właśnie "Uczennica". Towarzyszymy naszej bohaterce podczas pobudki, porannej toalety, drogi do szkoły i tak dalej, ale przede wszystkim jesteśmy świadkami tego, jak błądzą jej myśli. A myśli o wszystkim - o normach społecznych, o strachu przed wejściem w dorosłość i jednocześnie niecierpliwym jej wyczekiwaniu, o sensie życia, a nawet o tym, że nie lubi jednego ze swoich psów dlatego, że jest brzydki (jako właścicielka kotka z jednym uchem, który jest dla mnie najpiękniejszą istotą we wszechświecie, czuję się oburzona, obrażona i sfochowana). Ta zwykła-niezwykła nastolatka wspaniale łączy w sobie powagę nienależną jej wiekowi, jak i prawdziwie dziecinne zachowania.

Pewnym szokiem dla osoby niezaznajomionej z kulturą Japonii mogą być różnice kulturowe - chociażby postrzeganie roli kobiety w rodzinie. Zapewne nowelka ta podniosła ciśnienie niejednej feministce, ale ja nie zgadzam się na postrzeganie jej przez pryzmat kultury europejskiej. Jeśli praca w turystyce i kontakty z kontrahentami na całym świecie czegoś mnie nauczyły, to szacunku dla innych kultur. Nie zastanawiam się nad nimi, ani tym bardziej ich nie oceniam, bo nie mam do tego prawa. Poza tym ja na punkcie Japonii mam małego fioła, więc byłam przygotowana na pewne rzeczy, które innym mogą wydać się szokujące. Ale jeśli sięgacie po "Uczennicę" o Japonii wiedząc tylko gdzie mniej więcej leży (żaden wstyd, ja jeszcze dwa lata temu nie miałam pojęcia gdzie na mapie szukać Malediwów), możecie się mocno zdziwić. Nawet jeśli autor wyraźnie krytykuje kulturowe uwarunkowania, w których dorastał.

Podsumowując - mało w tej recenzji konkretów, bo nowelka jest tak naprawdę... o niczym. Ciężko o niej napisać coś konkretnego i w tym właśnie leży jej piękno. Wydaje Ci się, że czytasz jeden wielki bełkot, a mimo to, jakimś sposobem, ten bełkot zostawia Cię z milionem myśli kłębiących się w głowie i uczuciami, których nie do końca potrafisz nazwać. Jeśli wydaje Wam się, że jesteście na to gotowi, to polecam. Jeśli nie, lepiej poszukajcie czegoś innego. Ja sama mam problem z ocenieniem tej lektury, bo wymyka się normom i schematom, które do tej pory brałam za pewnik. Mimo to mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że cieszę się, że po nią sięgnęłam, chociaż dupy mi nie urwała. Ale była dobra. Nawet bardzo. I chyba chcę więcej.

Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!