Chyłka i Zordon znowu w akcji! Prawniczkę w środku nocy ze snu wyrywa telefon. Jej dawna znajoma prosi ją o pomoc w odszukaniu zaginionej córeczki i oczyszczenie rodziców z podejrzeń o zabójstwo. Zadanie nie jest proste, gdyż na miejscu nie ma żadnych śladów świadczących o porwaniu, a na dodatek przez całą noc był włączony alarm. Wydaje się, że są tylko dwie możliwości - dziecko albo wyparowało, albo zostało zamordowane przez rodziców. Jednak prawniczy nos Chyłki mówi jej, że tak jak w poprzedniej sprawie, tak i tutaj nie wszystko jest takie proste...
"Zaginięcie" to drugi tom cyklu o Joannie Chyłce i jej młodym pomocniku. Pierwszy czytało mi się na tyle dobrze, że postanowiłam od razu sięgnąć po kolejny. I nie zawiodłam się. Muszę przyznać, że ta seria to moja pierwsza styczność z gatunkiem jakim jest thriller prawniczy, a być może i thriller jako taki. Z podobnych klimatów czytałam wcześniej jedynie kryminały, więc książki Pana Mroza mają dla mnie jakiś powiew świeżości i to samo w sobie daje im spore fory na starcie.
Nie da się w tym przypadku uniknąć porównań do "Kasacji". Autor zawiesił poprzeczkę naprawdę wysoko a rozbudzone apetyty czytelników zaspokoić mogło tylko dzieło jeszcze lepsze. Czy się udało? "Zaginięcie" z pewnością nie jest spadkiem formy pisarskiej, ale też nie widzę w nim żadnego postępu. Wiele elementów podobało mi się zdecydowanie bardziej, ale były też takie, które najchętniej bym z tej powieści wycięła. W mojej ocenie bilans plusów i minusów plasuje tę powieść mniej więcej tam, gdzie rozsiadła się jej poprzedniczka.
W porównaniu do "Kasacji" jest tutaj zdecydowanie mniej sensacji - co mnie dziwi, jako że sam temat przemytników wręcz zachęca do akcji w stylu "namierzę Cię Endomondo". A tu nic. Żadnych pościgów, żadnego śledzenia, ukrywania, żadnych skrajnie niebezpiecznych sytuacji. Przyznam, że byłam trochę zawiedziona. Akcja płynie spokojnie i ogranicza się przeważnie do gadania - w samochodzie, na parkingu, w hotelu, w knajpie. A to nie porywa czytelnika tak, jak niesamowite wydarzenia poprzedniej części.
Z drugiej strony mamy tutaj o wiele więcej zagadek i sytuacji rodem z powieści detektywistycznych. I - jak mawia młodzież - ja to szanuję. Zawsze uwielbiałam powieści o Sherlocku Holmesie, więc stare, dobre szukanie śladów i dedukcja to zdecydowanie moja bajka. Jest też więcej scen z sali sądowej, które tak jak poprzednio są opisane tak, że człowiekowi nagle rozprawy sądowe zdają się lepszą rozrywką niż najlepszy film akcji. Ponownie dowiadujemy się całkiem sporo o działaniu polskiego wymiaru sprawiedliwości i z zapartym tchem śledzimy każdą rozprawę pełną słownych przepychanek. To zdecydowanie najlepsze momenty tej powieści.
Duży plus ponownie za niesamowite poczucie humoru i lekkość pisania. Pan Mróz tworzy książki, które zdają się 500-stronnicowymi cegłami nie do przejścia, a nagle okazują się świetną rozrywką, którą pochłania się w jeden wieczór. Jakby tego było mało, po raz kolejny dostajemy zakończenie, którego nie sposób przewidzieć. Nie chodzi mi tutaj o rozwikłanie tajemnicy, bo to nasuwa się samo już kilkadziesiąt stron wcześniej, ale o to, co dzieje się z naszymi bohaterami później. Nie spojlerując powiem tylko, że głęboko się zastanawiam jak po takim zakończeniu możliwe są kolejne części cyklu i bardzo chcę się tego dowiedzieć sięgając po "Rewizję" najszybciej jak się da.
Podsumowując, "Zaginięcie" spełniło moje oczekiwania i bez problemu dosięgło poprzeczki zawieszonej bardzo wysoko przez pierwszą część serii. Z pewnością nie jest to moje ostatnie spotkanie z Chyłką i Zordonem. Gorąco polecam!
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!