środa, 27 maja 2020

Książka vs Film: "Player One" - Ernest Cline

Przyznaję, ta kwarantanna nie działa na mnie dobrze. Nie wiem o co chodzi i dlaczego tak jest, ale nie mogę ostatnio nawet patrzeć na książki. Spadłam z mojej średniej 10 przeczytanych książek w miesiącu do... całej jednej w maju, a mamy 27 dzisiaj. Stąd też moja mniejsza obecność w socjal mediach. Dlatego dziś nie przychodzę do Was z recenzją, dziś przychodzę z wpisem z serii Książka vs Film, a mówić będziemy o "Player One" Ernesta Cline'a. Książkę czytałam i film oglądałam jeszcze w lutym, więc najwyższa pora przedstawić Wam moje przemyślenia zanim całkiem zapomnę co chciałam napisać i co się zdarzyło w powieści, a co w ekranizacji. Obiecuję też wkrótce Was odwiedzić i nadrobić zaległości, ale muszę najpierw rozwiązać problem sprzętowy, bo próbowałam dziś zrobić to trzy razy i za każdym razem mój wierny, stary laptop zawieszał się na amen. Ale to już mój problem, a Was tymczasem zapraszam do lektury.

Uwaga: wpis zawiera spojlery z książki i filmu!


Fabuła

Rok 2044. Ponura rzeczywistość po kryzysie gospodarczym i klimatycznym traci na znaczeniu. Jej konkurencją jest OASIS, wirtualna rzeczywistość, do której codziennie logują się niemal wszyscy ludzie na świecie. Bo OASIS pozwala im być kimkolwiek - wybrać nowe imię, wygląd, tożsamość; pozwala poznawać fantastyczne światy, których jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia ich architektów. Ale to nie wszystko. Twórca OASIS, James Halliday, ukrył na trzech spośród tryliardów wirtualnych światów trzy klucze prowadzące do wielkiego skarbu - Jaja Hallidaya. Osoba, która odnajdzie je jako pierwsza odziedziczy nie tylko jego ogromną fortunę, ale również udziały w OASIS, dające jej pełną kontrolę nad symulacją. Jednak mimo nieustających wysiłków milionów graczy, od pięciu lat nikt nie znalazł pierwszego klucza - aż do teraz, gdy niepozorny, niskopoziomowy gracz przez przypadek rozwikłuje wskazówkę zostawioną przez Hallidaya w dniu jego śmierci...

Adaptacja

Adaptacja powieści Ernesta Cline'a nosi ten sam tytuł, co książka, premierę w Polsce miała 6 kwietnia 2018 roku. Reżyserem filmu jest Steven Spielberg, jednak rozważano kilku innych kandydatów do tej roli, m. in. Christophera Nolana i Petera Jacksona. Autor powieści pomagał w tworzeniu scenariusza, wraz z głównym scenarzystą, Zakiem Pennem, stworzyli kilka jego wersji, które w różnym stopniu eliminowały sceny z powieści nie mające dużego potencjału filmowego. W obsadzie znajdziemy mniej znane nazwiska jak Tye Sheridan, Olivia Cooke i Lena Waithe, akompaniuje im jednak kilkoro bardziej znanych aktorów, np. Simon Pegg i Ben Mendelsohn.

Film jest typową produkcją przygodową dla nastoletniego odbiorcy, aczkolwiek dzięki odniesieniom do popkultury lat 80-tych i 90-tych, a także elementom znanym graczom na całym świecie, doskonale sprawdzi się również w przypadku starszych widzów szukających lekkiego filmu na wieczór. Kolorystyka filmu jest bardzo żywa, miejscami wręcz pstrokata, co nadaje mu rysu typowego dla gier komputerowych, co w tym przypadku bardzo pasuje do opowieści, której znaczna część rozgrywa się w świecie wirtualnym. Na początku mamy bardzo ładne i sensowne wprowadzenie odczytane przez lektora, które zwięźle przedstawia nam sytuację. Potem jest już czysta akcja i kawał niezłej obróbki komputerowej - poważnie, przedstawienie poszczególnych wirtualnych światów jest świetne. Jeśli chodzi o grę aktorską, to obsada składa się głównie z młodych ludzi, którzy nie mają jeszcze wielkiego doświadczenia, i być może dlatego nikt mnie szczególnie swoją gra nie urzekł. Muzyka również, co było dla mnie pewnym zaskoczeniem, bo w powieści odgrywa ona bardzo ważną rolę, podczas gdy w filmie była ledwie zauważalna. Wszystko tutaj jest spójne i sprawia bardzo dobre wrażenie.

Książka vs Film

Jak już wspominałam, sam autor wprowadził do scenariusza pewne różnice między książką a filmem i bardzo chciałabym wiedzieć które z nich były jego inicjatywą i jakie miał ku nim powody. Bo film różni się od książki dość znacznie. Największą różnicą są zagadki. Jak wspomniałam w krótkim przedstawieniu fabuły, przygoda polega na konieczności rozwiązania trzech zagadek, które mają doprowadzić gracza do miejsca ukrycia easter egga ukrytego gdzieś w wirtualnej rzeczywistości przez jej twórcę. W książce do każdego z kluczy prowadzą zagadki, owszem, potem jednak aby go zdobyć trzeba przejść jedną ze starych gier, a po jego zdobyciu, otworzyć nim bramę, za którą czeka kolejne wyzwanie - odtworzenie jednego z ulubionych starych filmów twórcy OASIS. Trzy klucze, trzy bramy i za każdym razem te same wyzwania, zmieniają się tylko gry i filmy. Przyznaję, że to trochę nudne. Film poradził sobie z tym o wiele lepiej. Zagadki były ciekawsze, sposoby zdobycia klucza bardziej zróżnicowane i widowiskowe, wersja filmowa podobała mi się o wiele bardziej, chociaż przyznaję, że to z zagadkami książkowymi poradziłam sobie lepiej.

Druga rzecz to przedstawienie świata. Jak również pisałam, jest to świat po kryzysie gospodarczym i klimatycznym i w książce jest przedstawiony moim zdaniem o wiele realniej. Jest bardziej ponury, pozbawiony radości i nadziei na jakąś zmianę, podczas gdy w filmie ludzie co prawda żyją w przyczepach poustawianych jedna na drugiej, ale wszystko jest kolorowe, żywe i w jakiś sposób mniej poważne. Dobrze wpisuje się to w klimat filmu, ale trochę gorzej w rzeczywistość. Tutaj zdecydowanie wolę wersję książkową.

Trzecią rzeczą są te brakujące sceny - w większości (przyznaję: nudnawe) rozkminy głównego bohatera, których nawet mi nie brakowało. Nieco zmienione również zostały pewne wydarzenia, tak aby bohaterowie nie musieli podróżować między miastami i tracić na to pół roku czasu. Książka rozgrywa się na przestrzeni roku, film to kilkanaście dni i szczerze mówiąc, nie mam nic przeciwko takiemu przyspieszeniu. Dzięki temu akcja jest bardziej żwawa. Unikamy także przemiany, jaka zachodzi w głównym bohaterze, a która moim zdaniem jest trochę mało prawdopodobna i niekoniecznie pasująca do postaci, jaką był na początku. Koncentrujemy się na akcji i tylko na niej. Trochę spłyca to całą opowieść, ale zdecydowanie bardziej pasuje do tej adaptacji.

Zwycięzca

Być może nieco Was tutaj zaskoczę, ale uważam, że film jest lepszy od książki. Nie zrozumcie mnie źle - książka jest bardzo, bardzo dobra i z pewnością kiedyś do niej wrócę i przeczytam ją po raz kolejny z prawdziwą przyjemnością. Uwielbiam wszystkie odniesienia do popkultury końca poprzedniego wieku, których zabrakło w adaptacji, ale po pierwsze, dla kogoś, kto nie jest takim geekiem jak ja będą one nudne, a po drugie, bardzo podoba mi się ta opowieść w wersji czysto przygodowej. Ta historia nigdy nie aspirowała do miana ambitnej i w stylizacji przygodowej wygląda po prostu lepiej, jest ciekawsza i odpowiednia dla szerszego grona odbiorców. Uważam jednak, że dla wszystkich, których pociągają podobne klimaty, książka będzie strzałem w dziesiątkę i gorąco ją polecam. Mimo to swój głos oddaję dziś na adaptację.

Moją recenzję "Player One" znajdziecie tutaj.

13 komentarzy:

  1. Kurczę, Twój tekst przypomniał mi, że zaczęłam ten film, ale przerwałam go gdzieś w połowie. O ile mnie pamięć nie myli, jest on dość długi i widać nie miałam czasu, aby pochłonąć go w jednym posiedzeniu. Będę musiała do niego wrócić!

    OdpowiedzUsuń
  2. To zupełnie nie moje klimaty, więc tym razem sobie odpuszczę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się podobała i książka, i film. Mimo zmian, miały bardzo podobny klimat. Do tego zdecydowanie wolę zakończenie z filmu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam tyle do zrobienia w maju, a tak bardzo mi się nie chce i ta praca jest tak nieprzyjemna. Byle przeżyć do sierpnia i powinien być spokój, więc rozumiem twoja małą obecność w sm.
    Filmu nie widziałam, ponieważ jeszcze książki nie przeczytam, więc ciężko rzeczowo wypowiedzieć o nich, jednak nie jest to pierwsze ekranizacja, o której słyszę, że jest lepsza niż książka.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  5. NIe mam w planach ani jednego ani drugiego :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojoj to chyba nie moje klimaty, ale wiem komu polecę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie planuję sięgać ani po książkę, ani oglądać filmu

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja maj zaczęłam słabo, ale teraz nadrobiłam trochę, bo nabrałam chęci na czytanie. Więc w sumie Cię rozumiem ;).
    Co do książki i filmu, to już przy okazji Twojej recenzji tej powieści pisałam, że się nie skuszę i w sumie przy tym pozostanę. Zwłaszcza, że film jest lepszy od książki ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy to zabrzmi dziwnie, że ani o filmie, ani o książce nie słyszałam? Ale tym razem, oczywiście w wolnej chwili, postawię na film!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakoś mnie nie ciągnie ani do filmu ani do książki.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja widziałam tylko film i bardzo mi się podobał :) Nie wiem jak byłoby z książką, ale tak film był super :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Film widzialam, ale nie zrobił on na mnie specjalnego wrażenia. Ot tak, film do pizzy. Moze dla mnie zbyt młodzieżowy.

    OdpowiedzUsuń
  13. Oglądałam film, ale z książką jeszcze nie miałam do czynienia. Teraz trochę nie jestem pewna czy po nią sięgnę. Chociaż ciekawość pewnie i tak weźmie górę.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!