wtorek, 5 czerwca 2018

"Mort" - Terry Pratchett

Świat Dysku, płaski, spoczywający na grzbietach czterech słoni, które z kolei stoją na skorupie ogromnego żółwia A'Tuina, płynącego majestatycznie przez pustkę kosmosu. Gdzieś na tym świecie i całkowicie poza nim, wszędzie i nigdzie zarazem, swą siedzibę ma Śmierć, który od zarania dziejów wykonuje swą pracę Mrocznego Kosiarza. I nic dziwnego, że po tylu wiekach ma dość i pragnie urlopu. Ale nie może on zostawić Dysku bez opieki, dlatego postanawia wziąć ucznia, który mógłby go zastąpić. Młody Mort, który zadaje więcej pytań niż uważa się za zdrowe dla umysłu, wydaje się idealnym kandydatem na zastępcę Śmierci, który może w końcu wziąć wolne i oddać się swojej odwiecznej pasji - próbie zrozumienia ludzi.


Nie będę ukrywać, że Śmierć jest moim drugim ulubionym bohaterem Świata Dysku, zaraz po Sir Samuelu Vimesie, i na każdą książkę, w której występuje, od początku patrzę przychylnie. Z resztą samo nazwisko Sir Terry'ego Pratchetta gwarantuje dobrą zabawę. Jak zwykle książka naszpikowana jest sarkastycznym, czasem czarnym humorem i jest jedną wielką satyrą na otaczającą nas rzeczywistość. Autor z genialnym wyczuciem odnajduje największe absurdy codzienności i wyśmiewa je po mistrzowsku. To nie tylko świetna, zabawna powieść - to także doskonała okazja do pochylenia się nad naszymi przywarami i uprzedzeniami.

Tym razem dostajemy zestaw nowych bohaterów - Śmierć być może już znamy z wcześniejszych książek, lecz jego sługa Albert, adoptowana córka Ysabell i tytułowy Mort pojawiają się w cyklu po raz pierwszy. Naprawdę dużą sztuką jest stworzenie tylu barwnych i tak różnych od siebie postaci, z których każda ma pewne charakterystyczne cechy charakteru czyniące ją jedyną w swoim rodzaju. A to nie wszystko, bo każda ze stworzonych przez autora postaci z impetem wywarza drzwi do serca czytelnika i gdy raz się tam zagnieździ, to nie ma siły, która mogłaby ją usunąć.

Akcja, jak to u Pratchetta bywa, z początku rozpędza się powoli, by nagle w połowie książki wyrwać na łeb na szyję ku epickiemu, okropnie zagmatwanemu finałowi. Że taki będzie schemat fabuły jest w przypadku Świata Dysku pewne jak panierka na schabowym, ale nie jestem sobie w stanie wyobrazić, aby mogło to komuś przeszkadzać. Zakończenie jak zwykle jest niemożliwe do przewidzenia i zaskakujące. Sama fabuła też nie raz i nie dwa nas zaskoczy, podtrzymując nasze zainteresowanie - a w końcu wciągając nas bez reszty.

Nie będę się dłużej nad "Mortem" rozwodzić - kto choć raz sięgnął po dzieło Sir Terry'ego Pratchetta z pewnością doskonale zdaje sobie sprawę z wartości jego książek. "Mort" nie odstaje poziomem od innych części cyklu o Świecie Dysku i zapewnia świetną zabawę każdemu, kto zdecyduje się z nim lepiej zapoznać. Ja ze swojej strony gorąco polecam - jak wszystkie dzieła Sir Terry'ego Pratchetta.

Moja ocena: 8/10

1 komentarz:

  1. Uwielbiam prozę Pratchetta i jego sarkastyczne poczucie humoru, a Smierć kocham całym sercem! I choć z książek mu poświęconych najbardziej lubię „Kosiarza”, to i „Morta” czytałam z ogromną przyjemnością :)

    Pozdrawiam,
    Ania z http://ksiazkowe-podroze-w-chmurach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!