sobota, 19 lutego 2022

Teoria teorią, a w praktyce... - "Perfect ON Paper" Sophie Gonzales

W szkole Darcy jest pewna tajemnicza szafka o numerze 89. Co roku jako jedyna nie zostaje nikomu przydzielona, a jeśli wrzucić do niej liścik z problemem miłosnym i adresem email, dostanie się wiadomość zwrotną z poradą o 95% skuteczności. Nikt nie wie kim jest tajemnicza osoba udzielająca porad - nikt poza Darcy. Bardzo pilnuje, żeby jej sekret nie wyszedł na jaw, ale pewnego dnia, jak można było przewidzieć, zostaje przyłapana na wyciąganiu listów z szafki 89. Chłopak, który odkrywa jej tajemnicę proponuje, by w zamian za milczenie Darcy pomogła mu odzyskać byłą dziewczynę. Chcąc nie chcąc opiekunka szafki musi się zgodzić. W teorii wszystko wydaje się proste - jako specjalistka od związków powinna poradzić sobie z tym zadaniem w mgnieniu oka, jednak sprawy poważnie się komplikują gdy zajęta tą przymusową pomocą, przegapia moment gdy Brooke, jej najlepsza przyjaciółka i cichy obiekt westchnień, zakochuje się w innej dziewczynie...


Nie jest żadną tajemnicą, że romanse nie są moim ulubionym gatunkiem, czasem jednak lubię sięgnąć po jakieś lekkie czytadełko - ot tak, dla odstresowania. Mam wiele miłych wspomnień związanych z tego typu książkami, jak choćby "Współlokatorzy" czy "Do Wszystkich Chłopców, Których Kochałam". Nie są to arcydzieła literatury, ale czasem wystarczy, że lektura wywoła na twarzy uśmiech i od razu człowiek czuje się lepiej. Mam teraz niełatwy okres ponownego szukania pracy, i to pod presją czasu (rachunki same się nie zapłacą), więc gdy tylko nadarzyła się okazja położyć łapki na "Perfect ON Paper", od razu z niej skorzystałam. I jak zaczęłam czytać przy porannej herbatce, tak machnęłam całe 424 strony w jeden dzień, a to już chyba o czymś świadczy.

Książka jest napisana bardzo przystępnym językiem, a narracja pierwszoosobowa wzbogacona zabawnymi komentarzami Darcy. Rolę przerywników między rozdziałami pełnią listy wrzucone do szafki 89 i odpowiedzi na nie, co bardzo fajnie wkomponowuje się w całość. Krótkie rozdziały ułatwiają czytanie, a szybka akcja bez zbędnego przynudzania utrzymuje zainteresowanie czytelnika. To książka wręcz stworzona na leniwe sobotnie popołudnie. Szczerze powiedziawszy nie wiem czy zapałałam jakąś szczególną sympatią do któregoś z bohaterów, ale do żadnego z nich nie czułam niechęci i nikt mnie swoim zachowaniem nie irytował. Oczywiście, jak to nastolatki, czasem robili rzeczy głupie i nieodpowiedzialne, ale taki już urok tego wieku.

Książka porusza również kwestię środowiska LGBTQ+. Zwykle byłam zdania, że miłość to miłość, niezależnie od płci, i nie widziałam żadnej różnicy między związkami homo- i heteroseksualnymi w książkach, tutaj jednak pojawił się problem, o którym wcześniej nie pomyślałam - gdy osoba biseksualna znajduje sobie partnera przeciwnej płci i nagle czuje się wykluczona z kręgu, do którego wcześniej należała. Bo przecież dziewczyna jest z chłopakiem, to znaczy, że jest hereto, nie? Otóż nie. Zwłaszcza w przypadku nastolatek takie nagłe odebranie ich tożsamości może być bolesne i trudne, więc fajnie, że autorka o tym wspomniała i wsparła tutaj bardzo mocno takie osoby. Rozbawiło mnie tylko, że w kręgu postaci, które coś znaczą dla fabuły, mamy osoby biseksualne, sporo homoseksualnych, aseksualne, transseksualne i niebinarne - i tylko jednego heteroseksualistę. Ja wiem, że poprawność polityczna i te sprawy, poza tym od 2020 roku jest to niemal obowiązkowy zabieg w każdej powieści, ale odniosłam wrażenie, że autorka próbowała być świętsza od papieża i trochę przedobrzyła. Nie mam nic przeciwko, jedynym czego w ludziach nie toleruję jest nietolerancja - zwłaszcza jeśli chodzi o coś takiego jak orientacja seksualna, która jest wyłączną sprawą danej osoby i nikt nie ma prawa nikogo za nią krytykować - ale uznałam za zabawną wizję, że za parę lat ciężko będzie spotkać książkę opisującą związek heteroseksualny, bądź z heteroseksualnym bohaterem.

Wracając do samej powieści... Serio, pochłonęłam ją w jeden dzień. Nawet gdy chciałam wstać i zrobić sobie herbatę, strony jakoś tak same przewracały się dalej. Czy nie to jest w powieści najważniejsze? Że chce się ją czytać? Nie jest to Tolkien, nie jest to Dostojewski, nie jest to nawet Stephen King... Ale co z tego? To była fajna lektura, która pozwoliła mi się oderwać od rzeczywistości, i którą z pewnością będę miło wspominać. Ja, ortodoksyjna fanka fantasy, szczerze tę pozycję polecam fanom wszystkich gatunków. Na pewno spędzicie z nią miłe chwile, tak jak ja. Naprawdę warto.

Moja ocena: 8/10

 "Perfect ON Paper" otrzymałam z księgarni TaniaKsiążka.pl.
Sprawdźcie też inne bestsellery na stronie księgarni.

4 komentarze:

  1. Brzmi fajnie i jak coś, co mogłoby mi się spodobać. Jeszcze nie wiem, czy przeczytam, ale na pewno będę o niej pamiętać

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że książka tak mocno Cię o pochłonęła. Lubię to uczucie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzieś czytałam, że osoby biseksualne mają baaardzo pod górkę z obu stron. Bo jak umawia się z chłopakiem, to jest hetero, a jak z dziewczyną, to les. Proste, c'nie? Jeśli umówi się potem z kimś innym, jest to traktowane jak zdrada. Dostaje się głównie kobietom, które zwykle wybierają kobiety, ale co jakiś czas randkują z facetami. Jak śmiała jedna z drugą wybrać wstrętnego luloka zamiast babeczki. Jakby koniecznie musiały się betonować z orientacją, bez wędrówek w tę czy w tamtą stronę.

    Tak nawiązując do tego, co wydało Ci się zabawne, raczej nie obawiałabym się, że w przyszłości wątki hetero będą rzadkością. Nic im nie grozi - poza koniecznością zauważenia, że nie są jedyni na świecie ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!