poniedziałek, 18 grudnia 2017

"Artemis" - Andy Weir

"Artemis" jest drugą powieścią w dorobku Andy Weira i myślę, że nie jestem jedyną, która sięgnęła po nią ze względu na świetnego, debiutanckiego "Marsjanina". Tym razem akcja nie dzieje się na Marsie, ale na Księżycu, w jedynym jak do tej pory mieście zwanym Artemis. Główną bohaterką jest 26-letnia Jasmine "Jazz" Bashara, która ma wiele wspólnego z bohaterem "Marsjanina" - Markiem Watneyem. Przede wszystkim oboje przyciągają kłopoty niczym magnes, z tą jedynie różnicą, że Jazz sama się w nie na każdym kroku pakuje.


Nie da się uniknąć porównań z "Marsjaninem". Debiut Weira był po prostu świetny, już po kilku stronach wiedziałam, że będzie to jedna z moich ulubionych książek. Poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko i wszyscy z niecierpliwością czekali na kolejne dzieło autora. Oto i ono, pięknie wydane "Artemis", które jednak drugim "Marsjaninem" nie zostanie. Poziom tej powieści jest wyraźnie niższy, a co gorsze, książka zdaje się być nieudaną kopią swego starszego brata.

Ale po kolei. "Artemis" jest prowadzone przez Jazz w narracji pierwszoosobowej. Co możemy powiedzieć o głównej bohaterce? Że mogłaby być młodszą siostrą Marka Watneya. Weir obdarzył ją tym samym poczuciem humoru, podobną inteligencją i ogromnym sprytem, ale coś tutaj nie zagrało. Watney był na Marsie sam, Jazz otacza dwutysięczne Artemis. Sarkastyczne żarciki rzucane w myślach do samego siebie były zabawne i naturalne, ale te same żarciki rzucane przez Jazz na głos pod adresem jej znajomych sprawiają, że zaczynamy się zastanawiać jakim cudem z tak niewyparzoną buzią ma jakichkolwiek przyjaciół. Jazz to postać pełna sprzeczności. Z jednej strony muzułmanka - a przynajmniej córka praktykującego muzułmanina, z drugiej kobieta rozwiązła seksualnie. Z jednej strony nieprzeciętny intelekt, z drugiej talent do popełniania skończonych głupstw. Z jednej strony gotowość do przeprowadzenia sabotażu dla (sporych) pieniędzy, z drugiej gotowość do zaryzykowania własnego życia by chronić księżycowe miasto. Momentami czułam do niej ogromną sympatię, momentami niechęć. Wciąż nie do końca wiem co o niej myśleć.

Co mi się bardzo podobało, zarówno w "Artemis" jak i "Marsjaninie", to przygotowanie techniczne autora. Widać było wyraźnie, że spędził długie godziny zgłębiając tematy, które zamierzał poruszyć, by nie palnąć gafy. Wszystko ma podłoże naukowe i nic nie przeczy prawom fizyki - jest to rzecz niezwykle ważna dla takiego wielbiciela nauki jak ja, któremu po dziś dzień śni się po nocach pożar w próżni na asteroidzie w "Armageddonie". Weir przypilnował też najmniejszych szczegółów scenerii, którą wybrał. Czytałam już wiele powieści science-fiction, ale w żadnej autor nawet nie pomyślał by zająć się tak podstawową rzeczą jak siła ciążenia. O zakazie używania materiałów łatwopalnych i śluzach w tak niespodziewanych miejscach jak wejście do pociągu już nie wspominając. Ogromny plus.

Powieść pełna jest akcji, która nie zwalnia ani na moment. Gdyby przeczytać ją całą podczas jednego posiedzenia, pewnie byłoby to męczące. Jednak ja czytałam ją po pierwsze tylko w krótkich momentach jazdy autobusem, a po drugie w tym samym czasie co "Bastion" Stephena Kinga. Nie chcę oceniać tej książki zanim jej nie skończę, ale mam naprawdę poważne problemy z przebrnięciem przez nudniejsze fragmenty, więc dla mnie pełne akcji "Artemis" było idealną odskocznią. Fabuła pełna jest nieprzewidzianych zwrotów akcji, które - zwłaszcza w końcówce - nie pozwalały mi się od tej książki oderwać. Tutaj nie mogę się do niczego przyczepić.

Ogólnie mam bardzo pozytywne wrażenia, choć nieco popsute porównaniem do "Marsjanina". Muszę się jednak przyznać do wielkiego zainteresowania kosmosem już od najmłodszych lat - kiedy moje koleżanki chciały zostać księżniczkami, ja chciałam zostać astronautą. Być może stąd bierze się część mojego zawodu. "Marsjanin" traktował o rzeczach, które mnie pasjonują, podczas gdy "Artemis", choć osadzone na Księżycu, skupiło się bardziej na zagadnieniach metalurgicznych niż kosmicznych. Niemniej jednak podczas lektury bawiłam się naprawdę dobrze i cieszę się, że po tę książkę sięgnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!