czwartek, 28 grudnia 2017

"Bastion" - Stephen King

"Przerażająca wizja świata po zagładzie biologicznej" - głosi napis na okładce. Ktoś popełnił błąd. Zwyczajny ludzki błąd. Tajny wojskowy projekt, zabójczy wirus supergrypy, wymyka się spod kontroli. W przeciągu dwóch tygodni zainfekowana zostaje cała Ameryka, a prawdopodobnie i cały świat. Kapitan Trips, jak ochrzczony zostaje wirus, zabija 99% ludności Stanów Zjednoczonych. Pozostali zaczynają śnić o dwóch przeciwstawnych siłach, między którymi wkrótce rozegra się walka o dusze ocalałych.


"Bastion". 1165-stronnicowa cegła, której przeczytanie zajęło mi aż trzy tygodnie. Wielu uznaje tę powieść za najwybitniejszą w dorobku Kinga. Nie przeczę, jest to powieść masywna, epicka wręcz. Wszystko jest dopracowane i z rozmachem, bohaterowie - jak zwykle u mistrza grozy - dojrzewają wraz z kolejnymi rozdziałami. Bardzo podobały mi się opisy tego, jak wygląda świat tuż po uderzeniu zabójczej epidemii - kompletny chaos, wybuchy przemocy, próby ucieczki, dezinformacja. Gdy wszystko ucichło i przy życiu została zaledwie garstka ludzi rozproszonych po całym kraju, pojawił się ten dreszczyk, na który czekałam. I to mniej więcej tyle, co mogę dobrego powiedzieć na temat tej książki.

Już od początku pojawiały się elementy, które mnie rozpraszały i drażniły. Po pierwsze - za duża ilość bohaterów. King skakał z postaci na postać, opowiadając po kilka stron o każdej i przeskakując do kolejnej. Gdyby żonglował tak tylko bohaterami mającymi znaczenie dla fabuły byłoby ok, ale co drugi rozdział ukazywał nam postać, do której już nigdy więcej nie wracaliśmy. Nie wiedząc, którzy bohaterowie są istotni, próbowałam zapamiętać wszystkich i oczywiście wyszedł mi jeden wielki chaos a postacie zaczęły się ze sobą zlewać.

Po drugie - nuda. Mam wrażenie, że King postawił sobie za punkt honoru napisać najdłuższą powieść w swym dorobku i na siłę rozciągał akcję. Dłużyły mi się już opisy postaci nie mających znaczenia dla fabuły, ale najgorsze wciąż było przede mną. Opisy podróży ocalałych z zagłady bohaterów, naszpikowane zbędnymi szczegółami były nudnawe, ale jakoś je przetrwałam. I wtedy rozpoczęła się historia w Boulder... To. Była. Masakra. Przez dobre 300 stron nie wydarzyło się NIC. Nic poza wiecznymi dyskusjami nowo utworzonej komisji nad - nie da się tego inaczej określić - pierdołami. Myśl, że muszę sięgnąć po tę książkę i przedzierać się przez ten fragment była tak niemiła, że o mało nie zwróciłam jej do biblioteki nie doczytawszy do końca.

Po trzecie - zakończenie. 1000 stron budowania napięcia, 1000 stron przypisywania protagoniście i antagoniście niemal boskich możliwości i takie zakończenie? Szykowałam się na epicką bitwę dobra ze złem, gdzie siły nadprzyrodzone będą szaleć nad wielkim, krwawym polem bitwy. Co dostałam? 2 strony, na których wszystko kończy się w najbardziej beznadziejny sposób z możliwych. Miałam wrażenie, że King w pewnym momencie stwierdził "ok, to się robi zbyt długie, a poza tym jestem już spóźniony na obiad u teściowej, zakończmy to szybko". Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie o to chodziło. Nie dla takiego zakończenia przedzierałam się przez poprzednie 1000 stron!

Niestety, nie poleciłabym tej książki nikomu, kto nie jest zdeklarowanym molem książkowym. Przeciętny czytelnik przez to nie przebrnie. Jednak jeśli jesteście fanami Kinga lub po prostu macie ochotę na czytelnicze wyzwanie, jak najbardziej jest to powieść dla Was.

5 komentarzy:

  1. Ta książka mnie swego czasu pokonała. Darowałam sobie czytanie gdzieś w połowie. Nie chodziło o ilość stron - bo lubię cegły. Chodziło właśnie o tę niesamowitą nudę, jaką wiało na dziesiątkach, setkach kartek. Ale mam wyrzuty sumienia, że jej nie przeczytałam, więc może kiedyś... w przypływie czytelniczego szaleństwa... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam, ja bym już nie wróciła do tej książki, gdyby mnie pokonała przy pierwszym podejściu. Jestem tylko wdzięczna mojej bibliotece, że zakupiła stare wydanie, nie uzupełnione o kolejne 300 stron "flaków z olejem"...

      Usuń
    2. O rany - jeszcze 300 stron?? :D

      Usuń
    3. No na to się już raczej nie piszę, nawet przy największych wyrzutach sumienia :D

      Usuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!