sobota, 30 grudnia 2017

"Dziennik Bridget Jones" - Helen Fielding

"Dziennik Bridget Jones" to już klasyka literatury kobiecej. Bridget, samotna kobieta po trzydziestce, postanawia zmienić swoje życie. Zaczyna pisać dziennik, dzięki któremu poznajemy jej perypetie miłosne, śledzimy walkę z wagą i próby uwolnienia się od (licznych) nałogów. Jak to w życiu bywa, od postanowienia do realizacji prowadzi długa i wyboista droga...


Pierwsze, co przychodzi mi na myśl na temat tej książki, to że jest prawdziwa. Bridget to całkowite przeciwieństwo większości bohaterek, które zawsze mają na wszystko czas, makijaż nigdy im się nie rozmazuje i nawet kotlety klepią w szpilkach od Prady. Tym razem dostajemy bohaterkę, która wiecznie się spóźnia, nie umie gotować a w jej mieszkaniu walają się góry ciuchów od tygodni czekających na wyprasowanie. To naprawdę jedna z nielicznych w literaturze kobiecej postaci z krwi i kości, równie niedoskonała jak my wszyscy i za to ma u mnie dużego plusa.

Nie tylko ona z resztą. Helen Fielding ma wyjątkowy dar tworzenia postaci będących samą esencją danego światopoglądu i przez to obnażania ich prawdziwej natury - mamy zatem feministkę, która walczy z każdym mężczyzną na świecie; mamy mamę z prowincji, która nie zauważyła postępu, jaki świat zrobił w ciągu ostatnich 20 lat; mamy wreszcie typową kobietę uległą, która wiernie niczym pies tkwi przy facecie panicznie bojącym się zaangażowania. O kobieciarzu sercem i duszą (i ciałem) już nie wspomnę.

Historia jest napisana lekko, z dużym poczuciem humoru i ogromnym dystansem do naszych kobiecych "problemów pierwszego świata". Każda kobieta znajdzie tutaj odzwierciedlenie swoich własnych myśli i kompleksów (kto nigdy nie pomyślał jak Bridget "nikt mnie nie kocha bo jestem gruba, chyba zjem czekoladkę" niech pierwszy rzuci kamień). Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to delikatna przesada. Zarówno w wydarzeniach opisanych w książce (mama, starsza już pani, uciekająca od męża z przystojnym Portugalczykiem uwikłanym w malwersacje finansowe jest dość mało prawdopodobnym scenariuszem), jak i w samej głównej bohaterce. Ja osobiście pokochałam ją od pierwszego zdania, ale czasem irytowało mnie, że autorka na siłę próbowała zrobić z niej skończoną idiotkę (ja rozumiem nie wiedzieć jaka jest stoica Suazi, ale mieszkać w Londynie i nie wiedzieć gdzie leżą Niemcy?). To jednak w ostatecznym rozrachunku nie wpłynęło na moją ocenę tej książki.

Podsumowując, nie jest to powieść ambitna, na miarę "Martina Edena", ale nie o to w niej chodzi. Jest sympatyczną, ciepłą historią, idealną na długie, zimowe wieczory. Gorąco polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!