"Równoumagicznienie" to trzeci tom osadzony w Świecie Dysku. Tym razem śledzimy zupełnie nowych bohaterów - małą Eskarinę oraz Babcię Weatherwax. Mała Eskarina jest ósmą córką ósmego syna - i w tym problem. Ósmy syn ósmego syna ma "zagwarantowane" zostanie bardzo potężnym magiem, niestety umierający stary mag, który przekazuje nowo narodzonemu dziecku swoją magiczną laskę, nie wie, że to dziewczynka. A dziewczynki nie zostają magami. Tak jak chłopcy nie zostają czarownicami. Nie, bo... nie. Ale mała Esk jest potężna i pełna magii magów (która zasadniczo różni się od magii czarownic) i chyba nadszedł czas by kształcący magów Niewidoczny Uniwersytet przemyślał kwestię równouprawnienia - czy raczej równoumagicznienia...
Na wstępie muszę zaznaczyć, że absolutnie kocham Świat Dysku i uwielbiam każdą postać stworzoną przez Sir Terry'ego Pratchetta. Ale Babcię Weatherwax uwielbiam najmniej. Dlatego ta część nie pretenduje do tytułu mojej ulubionej, niemniej oceniam ją wyżej niż dwie poprzednie. Jeśli czytaliście moją recenzję "Koloru Magii" i "Blasku Fantastycznego" to wiecie, że moim głównym zarzutem było wrażenie chaosu. W tamtych częściach po prostu za dużo się działo, jeszcze jedna przygoda się dobrze nie skończyła, a już byliśmy w połowie następnej. W "Równoumagicznieniu" akcja już tak nie skacze. Biegnie z początku całkiem spokojnie, a przyspiesza pod koniec w sposób bardzo typowy dla późniejszych dzieł autora. I bardzo mi to odpowiada.
Teraz postacie. Jak już powiedziałam, Babcia nie zalicza się do moich ulubieńców, o Esk tym bardziej tego powiedzieć nie mogę. W przypadku tej części bohaterowie nie byli tym, co przyciągało mnie do lektury i niestety słabo podtrzymywali moje zainteresowanie. Tym bardziej, że obraz Babci przedstawiony w tym tomie nieco kłócił mi się z jej obrazem, jaki pamiętam z lektury innych książek. Jednak Sir Terry Pratchett nadrobił akcją i światem przedstawionym. Starania małej Esk o zostanie magiem były wciągające, a zakończenie, jak zwykle w przypadku Świata Dysku, pozostawiło czytelnika - mnie - w stanie gdzieś pomiędzy absolutnym zachwytem a kompletnym zagubieniem. Nie było to moje "pierwsze czytanie", ale od ostatniego minęło już tyle lat, że nie miałam pojęcia co się zdarzy i bardzo się z tego cieszyłam.
Po raz kolejny muszę podkreślić, że jednym z największych walorów dzieł autora jest jego nieprzeciętne poczucie humoru. Cała powieść jest jawną satyrą na równouprawnienie, i o ile być może nie jest to najszczęśliwszy temat do żartów, o tyle obu stronom tego sporu zdecydowanie przydałoby się nieco dystansu do niego. Sir Terry Pratchett jak zwykle po mistrzowsku wytyka nam absurdalność otaczającego nas świata i można odnieść wrażenie, że gdybyśmy wszyscy potrafili myśleć jak on, świat byłby lepszym miejscem, w którym większość naszych problemów po prostu by nie istniała.
Nie wyobrażam sobie recenzji któregokolwiek dzieła autora, której nie zakończyłabym serdecznym poleceniem książki wszystkim zainteresowanym. Niezainteresowanym również. Dlatego polecam wszystkim niezależnie od tego czy czytali poprzednie części - w przypadku Świata Dysku mamy wolność wyboru i kolejność czytania nie ma znaczenia. Czytajcie więc kochani, bo warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!