piątek, 26 października 2018

"Wiatr przez Dziurkę od Klucza" - Stephen King

Uwaga: recenzja kolejnego tomu serii zdradza zakończenie poprzedniego!

Roland i jego ka-tet muszą przerwać swoją wędrówkę. Nadchodzi lododmuch, gwałtowne załamanie pogody, któremu towarzyszy niewiarygodny spadek temperatury i huraganowy wiatr. Nasi bohaterowie chronią się w opuszczonym budynku, gdzie postanawiają przeczekać niepogodę. Mają przed sobą co najmniej dobę bez możliwości wyjścia na zewnątrz. Roland dla zabicia czasu zaczyna snuć kolejną opowieść - o swojej pierwszej misji po otrzymaniu rewolwerów. Ale to nie wszystko...


"Wiatr przez Dziurkę od Klucza" nie jest oficjalną częścią serii "Mroczna Wieża". Jest czymś w rodzaju powieści towarzyszącej - osadzona w tym samym miejscu i czasie, jednak bez znaczenia dla fabuły innych tomów. Według chronologii powinno się ją czytać pomiędzy czwartym i piątym tomem i tak też zrobiłam.

Najgorsze w życzeniach jest to, że czasem się spełniają.

Ta powieść to książkowa matrioszka. To opowieść w opowieści w opowieści. Po angielsku nazwałabym to "bookception". Roland ponownie wciela się w rolę doskonałego gawędziarza, a my możemy podglądnąć skrawek dawnego świata pośredniego. I gdy już nam się wydaje, że to właśnie to, w samym środku opowieści Rolanda pojawia się kolejna opowieść, o czasach jeszcze dawniejszych i dziwniejszych. Kup jedną książkę, dwie opowieści gratis.

To nie będzie długa recenzja, bo nie ma się nad czym rozwodzić. Nazwisko King mówi samo za siebie i gwarantuje warsztat pisarski na poziomie czystego geniuszu. Płodny umysł autora ma tak niesamowitą wyobraźnię, że nie sposób przewidzieć jak dalej potoczy się opowieść, a sposób, w jaki jest przedstawiona sprawia, że oderwanie się od niej graniczy z niemożliwością. Gdyby autorem mojego podręcznika do fizyki był Stephen King pewnie pracowałabym teraz w NASA.

Człowiek nigdy nie jest za stary na opowieści. Mężczyzna czy chłopiec, dziewczyna czy kobieta nigdy nie są za starzy. Żyjemy dla opowieści.

Co do historii opowiedzianych w tym dodatkowym tomie, jak na Kinga przystało są niesamowite, trochę dziwaczne, trochę przerażające, trochę zabawne. Zabrakło mi wyraźnego punktu kulminacyjnego, jakiejś tajemnicy, czegoś, przy czym zrobiłabym "wow!", jak w poprzednich tomach, ale rozumiem, że to miał być tylko dodatek. Historia Rolanda i jego obecnego ka-tet nie posunęła się ani o krok, ale te dwie inne, które dostaliśmy, całkowicie zaspokoiły mój apetyt na przygodę. Opowieść o młodym Timie w nieco większym stopniu niż ta o skóroczłeku, ale nie będę o nich pisać, żeby nie psuć Wam zabawy.

I to tyle z mojej strony. Kolejna bardzo dobra książka Kinga, wpisująca się w charakterystyczny styl "Mrocznej Wieży". Fanom serii polecam, jednak czytanie bez znajomości poprzednich tomów zdecydowanie odradzam. Komuś nie nawykłemu do klimatu świata pośredniego może się wydać dziwna i nielogiczna, a tym, którzy są dopiero po pierwszej lub drugiej części, zdradzi moim zdaniem za dużo na temat kolejnych tomów. Ja jestem z lektury bardzo zadowolona i już wkrótce zakręcę się gdzieś w pobliżu piątej części serii.

Moja ocena: 8/10

6 komentarzy:

  1. Ah, Mroczna Wieża, uwielbiam ten cykl! Opowieści z perspektywy Rolanda to było to. King pokazał, że porusza się po fantasy równie pewnie co po horrorze. Miło byloby wrócic do tego cyklu c:

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak szczerze to uważam, że minął się z powołaniem pisząc więcej horrorów niż fantasy. Mroczna Wieża jest genialna!

      Usuń
  2. Muszę w końcu sięgnąć po książki Kinga ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ja się strasznie długo zbierałam, a potem jeszcze dłużej nie mogłam przekonać. I wtedy wkroczył cykl o Mrocznej Wieży i zawrócił mi w głowie :)

      Usuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!