Nabuchodonozor Wilkins, kapitan floty kosmicznej Stanów Zjednoczonych, właśnie schrzanił sprawę. Miał wcisnąć guzik detonatora i zniszczyć asteroidę lecącą ku Ziemi, lecz pech (a raczej koordynator końca świata) chciał, że guzik nie zadziałał. Asteroida za to zadziałała bez zarzutu. Kapitan wraz ze swoim podwładnym, Bertleighiem, jako dwoje ostatnich Ziemian we wszechświecie, zostają przygarnięci przez wspomnianego wcześniej koordynatora oraz Sinusa Pi Czwartych - kosmicznego sprzedawcę hot-dogów. Podczas podróży z nowymi kompanami, Ziemianie odkrywają, że kosmos jest pełen życia (i porannych korków). Przynajmniej na razie. Bo okazuje się, że wyjątkowo irytującym zrządzeniem losu koniec wszechświata nastąpi za około 40 godzin. Nab Wilkins postanawia naprawić to, co schrzanił w przypadku Ziemi - postanawia uratować wszechświat. Chociaż jego pierwszy krok - kradzież okrętu flagowego najbardziej brutalnej i nienawistnej rasy kosmosu - być może nie jest najlepszym pomysłem...
Sprawiedliwie chyba będzie zaznaczyć na samym początku, że jestem absolutnie zakochana w serii "Autostopem przez Galaktykę" Douglasa Adamsa - do tego stopnia, że co roku świętuję Dzień Ręcznika. Dlatego nie mogłam przejść obojętnie obok książki, której opis zapachniał mi ironią, absurdem i sporą dozą poczucia humoru. Jednak dorównać do poziomu Mistrza nie jest łatwo, a ja nie zwykłam zadowalać się byle czym. Przyssałam się więc do "Początku, Końca i Hot-Dogów" z wielkimi oczekiwaniami, a książka, chociaż cieniutka i niepozorna, wszystkie te oczekiwania spełniła. Jako, że Pan Kotulak ma na swoim koncie jedynie dzieła pisane wspólnie z innymi autorami, to zaś jest jego pierwsza pełnoprawna i samodzielna powieść, pozwolę sobie niniejszym ogłosić: oto jest najlepszy polski debiut
Mówią, że jak nie wiadomo, od czego zacząć, to najlepiej zacząć od początku. A zatem na początku było Słowo. Tyle że brzmiało ono "CHAOS", co nie wróżyło zbyt dobrze na przyszłość. Zanim jednak Słowo doszło do wniosku, że nie jest to dla niego najlepsze brzmienie, musiało upłynąć sporo... czegoś - trudno właściwie powiedzieć czego, jako że czas jeszcze wtedy nie istniał. Coś jednak na pewno upływało i bez wątpienia było to coś bardzo przedwiecznego.
Od czego zacząć? Pora się przyznać, że od kwadransa gapię się tępo na monitor i myślę jak ułożyć moje
Jeśli chodzi o akcję - to co tu się dzieje! Ja momentami nie nadążałam. To było tak zwariowane, tak szybkie, tak wspaniałe, że jako żywo stawał mi przed oczami
Wszystko, jak to często bywa, zaczęło się od ludzkiej niewdzięczności. Czas ucieka - o tym wszyscy wiedzą doskonale. Nikomu jednak jakoś nigdy nie przyszło do głowy, żeby zapytać, czy Czas nie jest przypadkiem zmęczony, czy nie napiłby się lemoniady i w ogóle przed kim on tak ucieka. Każdy tylko narzeka, że biegnie tak szybko i nieubłaganie. Zero wdzięczności.
Uwielbiam absurdalne gagi pojawiające się na każdej stronie. Bohaterowie, którzy dochodzą do wniosku, że skoro kosmici nie istnieją, a oni są kosmitami, to i oni nie istnieją, czego niniejszym odmawiają - po prostu genialne. Rzeczywistość, która pozwala na wszystko, dopóki nie uświadomi jej się, że przegięła - wybitne. Jednak najlepszy jest
No i ostatnia rzecz - bohaterowie. Wspomniałam już o kosmicie nie wierzącym w kosmitów, a co za tym idzie - nie wierzącym, że on sam istnieje. Ale mamy też koordynatora końca świata, który stanowi samą esencję urzędnika, mamy Czterech Jeźdźców Apokalipsy zmuszonych do pracy dla wrednej SI, która wykupiła ich firmę, mamy Czas, który zdezerterował i musiał go zastąpić stary mnich w pomarańczowym prześcieradle. No i mamy samego Stwórcę,
Przed szereg nieśmiało wysunął się jeden osobnik. Nazywał się Ugugubub, choć to nie było do końca prawdziwe imię. Tutejsze społeczeństwo było jeszcze zbyt prymitywne, by wykształcić coś takiego jak indywidualne imiona. Określenie "Ugugubub" najłatwiej byłoby przetłumaczyć jako "Słuchać mnie, bo najlepiej rzucać dzida" i w dużym przybliżeniu można przyjąć je za miano wodza.
Wiem, że ta recenzja jest pozbawiona sensu bo
Moja ocena: 10/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Czytam Pierwszy.
Jak miło czytać tak entuzjastyczne recenzje. 😊
OdpowiedzUsuńA jak miło je pisać! ;)
UsuńTo chyba niekoniecznie moje klimaty ;) Ale fajnie, że tobie się podobało.
OdpowiedzUsuńWiem, że nie Twoje klimaty :) Niestety jestem beznadziejnie zakochana w fantastyce i sf, więc czasem będę próbowała wszystkich nawracać na te gatunki ;)
UsuńNie słyszałam jeszcze o tej książce :)
OdpowiedzUsuńZ tego co wiem to nowinka :)
UsuńNajważniejsze że CI się podobało :D
OdpowiedzUsuńJeszcze jak! ;)
UsuńOooo... Super recenzja. Mnie zaintrygowal sam tytuł. Mam nadzieję że znajdę trochę czasu żeby przeczytać. Lubię takie przekorne powieści z humorem.
OdpowiedzUsuńMyślę, że Ci się spodoba :) Tym bardziej, że jesteś tu chyba jedyną oprócz mnie osobą, która lubi sf :D
UsuńKażdemu się czasem zdarza mieć fangirl, ale powiem szczerze, aż miło się taką recenzję czyta.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
A jeszcze milej się czyta taką książkę ;)
UsuńJestem zdumiona, że wywarła na Tobie tak ogromne wrażenie, Super!
OdpowiedzUsuńOstatnio mam szczęście do skrajnych książek - albo genialnych albo totalnie beznadziejnych ;)
UsuńRzadko sięgam po tego typu książki, bo to raczej nie moje klimaty, ale może kiedyś...
OdpowiedzUsuńTo akurat z pewnością spodoba się każdemu niezależnie od preferencji gatunkowych, więc czytaj śmiało :)
Usuń"dochodzą do wniosku, że skoro kosmici nie istnieją, a oni są kosmitami, to i oni nie istnieją, czego niniejszym odmawiają " filozofia niczym z Piratów z Karaibów i myśleniem jacka Sparrowwa xD
OdpowiedzUsuńAkurat Piraci mi się nie skojarzyli, ale jak o tym myślę, to masz rację :D
UsuńSkojarzenia mogą być różne a czasem coś przychodzi nam do głowy jak ktoś inny powie :)
Usuń