środa, 8 maja 2019

"Taśmy Rodzinne" - Maciej Marcisz

Marcin Małys chciał zostać artystą. Początkowo dobrze mu szło, jego cykl filmów zatytułowanych "Taśmy Rodzinne" zyskał uznanie krytyków i dawał nadzieję na wielką karierę. Jednak tworząc "Taśmy" Marcin poszedł o krok za daleko, w efekcie rodzina od roku nie utrzymuje z nim kontaktu. Pewnego dnia do jego rąk trafia pismo o wykreśleniu go z testamentu. Przepada okrągła suma, z której miał zamiar pokryć beztrosko zaciągnięte długi na 63 000 zł. Nie mając stałej pracy, a w portfelu niewiele ponad stówkę, Marcin pakuje swój niewielki dobytek i rusza do rodzinnego domu by walczyć o to, co mu się jego zdaniem należy.


Ta książka przyciągała moją uwagę już od najwcześniejszych zapowiedzi. Miałam nadzieję na kolejny obiecujący polski debiut, a do tego okładka przypomniała mi dzieciństwo, gdy nagrywałam bajki na kasetach VHS i potem oglądałam w kółko, aż poznałam je na pamięć. No i opowieść wydawała się ciekawa i bardzo życiowa. Wszystko w tej książce mnie intrygowało, dlatego nie zastanawiałam się długo gdy otrzymałam propozycję jej zrecenzowania. Dziś jestem już jakiś czas po lekturze, przemyślenia zdążyły mi się w głowie sensownie poukładać a emocje opaść. Dlatego z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że sezon na świetne debiuty trwa, a Pan Marcisz ma przed sobą wspaniałą karierę.

Na początek jednak słowo krytyki. Znowu czuję się oszukana. Z oficjalnego opisu wynika, że będzie to opowieść o odbudowywaniu relacji rodzinnych zepsutych tajemniczymi taśmami. I to jest pierwszy błąd. Bo tej opowieści jest może łącznie z 15 stron. Reszta to opowieść o tym, co doprowadziło do całej tej sytuacji. Błąd drugi to nazwanie tej książki "przezabawną historią". Jak słyszę takie sformułowanie to przychodzi mi na myśl coś w stylu "Dziennika Bridget Jones" albo opowieści ze Świata Dysku. Spodziewam się, że będę parskać ze śmiechu co kilka zdań. Tymczasem w rzeczywistości dostaliśmy kilka zaledwie zabawnych sformułowań, a przez znakomitą większość książki ani trochę nie było mi do śmiechu. Naprawdę nie rozumiem po co w ten sposób oszukiwać potencjalnego czytelnika.

W końcu człowiek wyszkolony przez psychoterapię i religię akceptacji samego siebie, tak totalnie całego siebie aż po końcówki małych paluszków u stóp, ma tak niskie wymagania wobec swojej osoby, że wypicie przepisowych dwóch litrów wody dziennie małymi łyczkami uważa za wystarczający powód do ogłoszenia triumfu i zaśnięcia snem sprawiedliwego.

Skoro to mamy już wyjaśnione, przejdźmy do książki. Bardzo dobrej książki. Podczas lektury uparcie nasuwały mi się porównania do twórczości Jakuba Małeckiego - obaj panowie podobnie operują piórem i podobnie prowadzą swoje historie. A że dzieła Pana Małeckiego wielbię, to już chyba wszyscy wiedzą. Jak już mówiłam, mamy tutaj kilka zabawnych scen, jednak w większości powieść przedstawia życie dokładnie takie, jakim jest. A często jest trudne. Często rządzi nim pieniądz i choć prawdą jest, że pieniądze szczęścia nie dają, to jednak nie da się bez nich żyć. No i zawsze lepiej być nieszczęśliwym w Lamborghini niż w tramwaju. Być może jest to też opowieść o tym, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. A może nie. Ocenicie sami.

W książce skupiamy się głównie na dwóch bohaterach - Marcinie i jego ojcu. Trudno powiedzieć który z nich tak naprawdę jest głównym bohaterem tej opowieści. W obu przypadkach mamy okazję dokładnie prześledzić wydarzenia, które doprowadziły do ukształtowania ich charakterów i to naprawdę niesamowita sprawa. Ja zdecydowanie wolałam czytać fragmenty z perspektywy Marcina, i to jego polubiłam o wiele bardziej. Lepiej też rozumiem problemy z jakimi boryka się Marcin właśnie. Aczkolwiek muszę przyznać, że historia jego ojca jest ciekawsza - przynajmniej dla mnie. Być może osoby urodzone już w XXI wieku uznają ją za nudną i dziwną, ale ja choć samego PRLu liznęłam ledwie miesiąc, to bardzo dobrze pamiętam jego ostatnie podrygi z lat 90-tych, patrzę więc na tę opowieść nieco inaczej. Co nie zmienia faktu, że nie lubię ojca Marcina i już.

Nie ma w tej opowieści jakiejś szaleńczej akcji, ale trzeba przyznać, że cały czas coś się dzieje. Wydarzenia przeplatane są z refleksjami bohaterów, bardzo często pachnącymi lekką ironią lub wręcz jawnym sarkazmem. Miejscami można się trochę pogubić, bo chronologia tutaj rządzi się własnymi prawami, jednak nie jest to zbyt uciążliwe. I chociaż brzmi to jak jeden wielki chaos, to zaskakująco dobrze zdaje egzamin. Naprawdę jako żywo stawał mi przed oczami Pan Małecki. Nie jestem pewna czy potrafię nazwać to coś, co mi się w takim stylu pisania podoba, ale w przypadku obu panów robi to na mnie ogromne wrażenie. Aż chciało mi się po tą książkę ponownie sięgać, ilekroć musiałam na jakiś czas przerwać lekturę. No i ten wspaniały bonus w postaci pięknych rysunków - palce lizać.

A jak odchodzą od tej komunii pochmurne, zamyślone wielce, jak im musi być smutno. Ponoć komunia jest radosnym doświadczeniem, ale nie, wszyscy nauczeni, żeby się nie uśmiechać, żeby ryjem się smucić, tylko boleść i boleść. Smutek jest mądry, a radość jest głupia. Taka durna nauka polskiego kościoła. Nie to co w amerykańskim, gdzie na filmach się cieszą i klaszczą.

Jedyne, co naprawdę raziło mnie po oczach, to opisy zachowań seksualnych. Ja wiem, że u dorastających chłopców hormony szaleją i wszyscy myślą o seksie, ale kompletnie nie rozumiem po co namiętnie umieszcza się to w książkach. Czy to jakoś powieść wzbogaca, że znajdzie się w niej opis masturbacji przy filmie pornograficznym? Czy czyni to taką powieść bardziej ambitną? Nie. Za to pasuje jak wół do karety. Ja naprawdę nie chciałam wiedzieć co się działo w spodniach głównego bohatera oglądającego występ drag queen - ale mnie oświecono, bo bez tej informacji najwyraźniej moje życie nie byłoby kompletne. A mnie się to nie podobało i za to odejmuję gwiazdkę.

Panie Macieju, gratuluję powieści i dziękuję za wspaniałe przeżycie, jakim była dla mnie jej lektura. Aż się serducho człowiekowi cieszy jak pomyśli ilu mamy młodych, zdolnych, rodzimych pisarzy, którzy w następnych latach będą nas rozpieszczać takimi książkami. Oczywiście nie wszystko jest perfekcyjne, ale w mało którym debiucie takie jest. Ja jestem bardzo na tak i już nie mogę się doczekać kolejnych powieści Pana Marcisza - jeśli do swojego talentu doda nieco doświadczenia i śmiałości, może wyjść z tego coś fantastycznego. A tymczasem gorąco polecam lekturę "Taśm Rodzinnych" wszystkim miłośnikom książek.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu W.A.B.

34 komentarze:

  1. Na razie nie mam tej książki w planach, ale świetna recenzja :)
    Pozdrawiam, Pola
    www.czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że jednak książka w planach się znajdzie, chociażby w ramach wspierania młodych i zdolnych rodaków ;)

      Usuń
  2. Nie znam twórczości tego autora, ale książkę chętnie bym przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autora na pewno nie znasz, bo to jego debiut a premierę miał dwa tygodnie temu, ale bardzo Ci polecam :)

      Usuń
  3. Oj tej książki jeszcze nigdzie nie widziałam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świeżynka, ale widzę, że coraz częściej gdzieś się pojawia :)

      Usuń
  4. Gratuluje, propozycji recenzji. Ostatnio oglądałam ta książkę. Bardzo podoba mi się forma wydania. W końcu coś oryginalnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Ta okładka udająca kasetę to cudo. Mała rzecz a ile radości, dlatego właśnie się cieszę na współprace z wydawnictwami - często dorzucają taki miły akcent :)

      Usuń
  5. Myślę, że się skuszę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  6. Ileż to razy książka zapowiadała co innego a okazywała się zupełnie czymś innym. Nie raz i nie dwa przejechałam się na tym i to negatywnie. Zastanawiam się z czego to wynika... czy to reklama, czy tak bardzo odmienne pojmowanie i rozumowanie pewnych pojęć i postrzeganie tematu xD

    Niemniej 8 to dobra ocena i cieszę, się, że mogłaś wystawić aż tyle gwiazdek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jeszcze nic, to przeżyję, gorzej jak opis mówi dokładnie, a nawet zbyt dokładnie o czym dana powieść będzie. Wczoraj skończyłam książkę, której opis z tyłu na okładce zdradzał WSZYSTKO. Wydarzeń nie ujętych w opisie były 3 strony, które opisywały oczywiste konsekwencje punktu kulminacyjnego zdradzonego w opisie. No nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Czy w rzyć wydawcę kopnąć...

      Usuń
    2. Jak tak można??? Przecież to niedorzeczne. Odbiera radość z czytania

      Usuń
  7. Bardzo chętnie poznam tę książkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Trzeba wspierać naszych piszących rodaków :)

      Usuń
  8. Jakoś mnie nie kusi ta książka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Książkę pierwszy raz widzę, ale myślę, że będę o niej pamiętała, bo mnie zachęciłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  10. mnie to nie przekonuje jakoś;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że mnie jeszcze 2-3 lata temu też by nie przekonało :D Ale trochę się zmieniło :)

      Usuń
    2. hm to może i faktycznie mi się też zmieni:)

      Usuń
  11. Nie widziałam jej wcześniej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świeżynka :) Mam nadzieję, że jeszcze ją recenzenci rozreklamują, bo na to zasługuje.

      Usuń
  12. Książka zbytnio mnie nie zainteresowała :/
    Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Okładka charakterystyczna, a dobre debiuty są teraz w cenie. Ciesze się, że ta ksiązka Ci się spodobała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mamy urodzaj na dobre debiuty, bardzo przyjemny urodzaj. Oby trwał jak najdłużej :)

      Usuń
  14. Zapisuję sobie tytuł. Może kiedyś sięgnę po tę książkę :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo polecam. Patrząc na Twoje recenzje, myślę, że się spodoba :)

      Usuń
  15. Czytałam tak różne opinie o tej książce, że postanowiłam sama po nią sięgnąć i wyrobić sobie własne zdanie. Cieszę się, że Tobie przypadła do gustu.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się cieszę, że postanowiłaś ja przeczytać :) Jestem ciekawa Twojej opinii :)

      Usuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!