Inanna jest z pozoru zwykłą kobietą - pracuje w muzeum, pija kawę w kameralnych kawiarenkach, ma nawet współlokatorkę. Tak naprawdę jednak do zwyczajności jej daleko, jest bowiem - dosłownie - boginią, sumeryjską boginią miłości i śmierci znaną pod imionami Inanna i Ereszkigal. Dawno temu postanowiła opuścić swe królestwo, krainę umarłych, i żyć pośród śmiertelników. Udaje jej się to całkiem nieźle, dopóki dawny przyjaciel nie budzi jej w środku nocy telefonem z informacją o pewnym trupie, na którym ktoś pismem klinowym wyciął zapowiedź zbliżającej się apokalipsy. Jeśli Inanna chce ochronić wszystko, co stało się jej drogie w świecie śmiertelników, musi stanąć do walki o swe dawne królestwo, gdyż to właśnie upadek Irkalli, krainy umarłych, ma wypuścić na świat grozę, po której przejściu pozostaną jedynie zgliszcza.
Problem w tym... Że sam research to nie wszystko. Z samym researchem można napisać rozprawę naukową, powieść jednak potrzebuje jeszcze sensownych bohaterów, wciągającej fabuły, dobrego warsztatu i ogólnej spójności. Zerknijmy więc na te elementy i zacznijmy od warsztatu. Tutaj jest przyzwoicie. Pani Maria nie pisze niczym Tolkien czy Sapkowski, ale też urban fantasy, w przeciwieństwie do high fantasy, tego nie wymaga. Styl dobry, znalazłam tylko jeden niepoprawnie użyty frazes. Czytałam o wiele gorzej napisane książki, naprawdę. Dalej, fabuła. Przyznaję, że z początku mnie nie wciągnęła. Tak sobie czytałam, bo wchodziła łatwo i szybko. Momentem, który naprawdę przykuł moją uwagę było pierwsze użycie przez Inannę jej mocy - i odtąd czytałam z nieco większym zainteresowaniem. Raczej nie zarwałabym dla tej książki nocy, ale byłam ciekawa dalszego ciągu.
Natomiast jeśli chodzi o bohaterów, to łooo staaaary... Po pierwsze, nie odróżniam ich. Wszyscy brzmią i zachowują się tak samo - chaotycznie. W jednej chwili wściekli, za pięć minut rzucają żarcikami. Na przemian o stalowej sile woli i dekadenccy, niczym na kolejce górskiej. Zachowują się nielogicznie i mają momenty "pomroczności jasnej", kiedy kompletnie wyłącza im się myślenie. W stylu: och, nie mogę pozwolić umrzeć tej randomowej dziewczynce, której nigdy wcześniej nie widziałam, więc otworzę bramę i wypuszczę na świat potwory, które zabiją tysiące ludzi, a ostatecznie doprowadzą do apokalipsy, ale hej, dziewczynka będzie żyć (jakieś trzy tygodnie dłużej)! Najbardziej wyczerpujący opis bohaterów, jaki jestem w stanie Wam przedstawić brzmi: Inanna podrywa każdego faceta w zasięgu wzroku, Dante jest wiecznie wkurzony i ma obsesję na punkcie garniturów, a Nikki... Nikki to już w ogóle nie ogarniam. Nie rozumiem po co została umieszczona w tej historii, bo nie wnosi do niej absolutnie nic i jest w niej zbędna. Poza tym bohaterowie są identyczni, niczym własne klony. Niefajnie.
No i ostatni element, ogólna spójność. Ustaliliśmy już, że ze spójnością bohaterów jest tak sobie, a co z resztą? Fabuła trzyma się kupy, jak najbardziej, aczkolwiek jest kilka elementów, które burzą dobre wrażenie. Po pierwsze i najważniejsze - nie można na co drugiej stronie wspominać o jakimś najwyraźniej traumatycznym wydarzeniu z przeszłości i koniec końców nie powiedzieć o co chodzi. Przez całą książkę słyszałam ciągle o Los Angeles, a także o nocy gdy Inanna poznała Nikki, książkę skończyłam i dalej nie wiem o co chodziło. No i zakończenie... Jakby to napisać bez spojlerów? Może tak: o ch*j chodzi? Co to znaczy? Co się stało? Brama została zamknięta? Zniszczona? Po prostu rzuciliśmy wszystko w diabły i daliśmy nogę? I co było potem? Zostawiliśmy i tych złych i tych dobrych tam razem. Rzucili się sobie do gardeł? Czy poklepali po plecach i poszli razem na piwo? I co się stało z tymi wszystkimi paskudztwami, które już hulały po świecie? Czasem mówi się o motywach, że są oklepane, ale ja mam kilka, które nigdy mi się nie znudzą, i poświęcenie jest dla mnie takim motywem. Ale lubię jak ma ono sens, jak coś z niego wynika. Po ponad trzystu stronach taka jest moja nagroda? Wrażenie, że w moim egzemplarzu zapomniano wydrukować ostatniego rozdziału? Trochę rozczarowanie.
Nie mówię, że to zła książka. Gdyby była zła, rzuciłabym ją w diabły jeszcze przed połową, bo uwierzcie, jestem na tym etapie życia, w którym człowiekowi naprawdę żal czasu na pierdoły. Pewnie ta historia długo w pamięci mi nie zostanie, aczkolwiek niektóre jej fragmenty zrobiły na mnie wrażenie i jeszcze nie raz będę je w myślach analizować. Gdy zbierzemy mocne i słabe strony tej powieści, wyjdzie nam książka przyzwoita, po którą jak najbardziej można sięgnąć w ramach relaksu po ciężkim dniu albo leniwego niedzielnego poranka. Tak więc jeśli szukacie lekkiego urban fantasy bez zawiłej trzystuwątkowej fabuły (niczym "Gra o Tron"), być może jest to książka dla Was.
Moja ocena: 6/10
Recenzja dla portalu Czytam Pierwszy.
Nie planuję czytać tej książki.
OdpowiedzUsuń6/10 to dobra ocena! Dla mnie częściej to znak, że po prostu to komuś coś "nie zaskoczyło".
OdpowiedzUsuńJestem w trakcie czytania "Pani siedmiu bram", około 1/3 za mną. Podoba mi się tutaj klimat, bohaterowie są spoko - jakoś często udaje im się mnie rozbawić. Co do Nikki - zgadzam się, jak na razie po prostu jest gdzieś w tle. Dalej zobaczę, jak będzie, bo fakt, że są tutaj bogowie o wielu twarz, mnie bardzo interesuje.