sobota, 22 stycznia 2022

Wyruszam na przygodę! - "Hobbit, czyli Tam i z Powrotem" J. R. R. Tolkien

Bilbo Baggins jest wielce w Shire szanowanym hobbitem. Jest zawsze grzeczny i uprzejmy, mieszka w schludnej norze, jada 6 posiłków dziennie i często można go zobaczyć gdy w swoim pięknym ogrodzie oddaje się paleniu fajkowego ziela. A przede wszystkim, nigdy nie przydarza mu się nic niespodziewanego - przynajmniej aż do dnia, w którym na jego progu pojawia się trzynastu krasnoludów i czarodziej. Niespodziewanie Bilbo, wbrew sobie, hobbickim obyczajom i zdrowemu rozsądkowi (aczkolwiek w zgodzie z głęboko skrywanym pragnieniem przygód), wyrusza wraz z nimi na wyprawę do dalekiej Samotnej Góry i wykutego w jej trzewiach Ereboru, dawnej krasnoludzkiej stolicy. Wiele lat temu smok przegnał krasnoludy z ich ojczyzny i zagarnął zgromadzone w Ereborze skarby, ale problemem śpiącego na górach złota smoka Bilbo na razie się nie przejmuje, gdyż pierwsze przygody i niebezpieczeństwa czekają na kompanię niemal tuż za progiem. Jednak źródłem największej rozpaczy hobbita jest fakt, że opuszczając swoją norę w pośpiechu, zapomniał zabrać chustki do nosa!

  

Kochani, muszę Was serdecznie przeprosić. Przez półtora roku przerwy zdążyłam chyba zapomnieć jak się bloguje i kompletnie wyleciało mi z głowy, że mam włączoną moderację komentarzy. Dopiero niedawno uświadomił(a) mnie w tym Kot Książkowy, za co bardzo jej dziękuję. Do tej pory siedziałam sobie tutaj w ciszy sądząc, że wszyscy zdążyli o mnie zapomnieć i nie mając odwagi o sobie przypomnieć na ich blogach. Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa pod moim postem o powrocie i wszystkie późniejsze komentarze. Odpowiem na nie i poodwiedzam Was wkrótce. A teraz wracajmy do recenzji.

Mistrza Tolkiena nie trzeba chyba przedstawiać nikomu. Żeby nie słyszeć nigdy o "Władcy Pierścieni" i "Hobbicie" trzeba chyba było spędzić ostatnie 20 lat na innej planecie. W dodatku "Hobbit jest przecież lekturą szkolną, więc wielu z nas przerabiało go na lekcjach polskiego. Przyznam szczerze, że mnie ta książka po pierwszym czytaniu - właśnie jako lekturę - nie zauroczyła. Miałam już wtedy za sobą "Władcę Pierścieni", który mnie absolutnie oczarował, i w porównaniu z trylogią "Hobbit" wypadał po prostu blado. A przynajmniej tak wtedy myślałam. Gdy przeczytałam go po raz kolejny teraz, jako człowiek, który już co nieco o życiu wie, doszłam do wniosku, że powieść ta zawiera dwie opowieści. Jedna to typowo dziecięca historyjka, druga zaś, kryjąca się pod pierwszą, to wspaniała opowieść o ludzkiej naturze, którą zrozumieć może jedynie dojrzały czytelnik. I paradoksalnie, czytając "Hobbita" po trzydziestce byłam pod o wiele większym wrażeniem, niż gdy czytałam go mając lat 13.

Wielu w konstrukcji oraz historii Śródziemia doszukuje się nawiązań do wojen światowych, jednak sam Tolkien wielokrotnie temu zaprzeczał tłumacząc, że pierwsze szkice tej histori pochodzą sprzed czasów wojny. Mam tu zatem uniwersalną opowieść o zwykłej istocie, która wystawiona na ciężkie próby, odnajduje w sobie odwagę i szlachetność zdolne zmienić świat., a przynajmniej jej świat. To w pewnym sensie również opowieść o dojrzewaniu, o tym, jak za sprawą lekkiego, może przypadkowego popchnięcia, można z nieświadomego ślepca przeistoczyć się w silną, świadomą osobę, zdolną decydować o kształcie swojego życia. Znajdziemy tu także historię popadania w obsesję odbierającą zdrowe zmysły i jej wpływu na otaczających nas ludzi. Wszystko to teraz bardziej aktualne niż kiedykolwiek.

W znaczeniu dosłownym zaś jest to wciągająca opowieść o wyprawie w poszukiwaniu przygód. O samych przygodach oczywiście również. Spotkanie z przygłupimi trollami, gra w zagadki, rejs w beczkach - to wszystko z pewnością spodoba się każdemu amatorowi powieści przygodowych, a także każdemu dziecku, bo jakby nie patrzeć, jest to opowieść skierowana do młodszego czytelnika. Nie sposób ich nie śledzić z zapartym tchem. Jedynym problemem może być tutaj trzynastka krasnoludów. Thorin jest łatwy do odróżnienia, Bombur tak samo, przy dobrych wiatrach ogarnia się Balina, Filego i Kilego. Ale reszta? Gdybym nie oglądała ekranizacji (jakieś 50 razy), to pewnie nawet nie pamiętałabym ich imion. Trochę chyba tutaj Pan Tolkien przedobrzył.

Dla fana szalenie interesujące może być obserwowanie jak powoli wykluwają się pomysły rozwinięte później we "Władcy Pierścieni". Widać tutaj wyraźnie, ze chociaż część z nich była tutaj tylko ogólnym zarysem wciąż jeszcze w powijakach, to wszystko doskonale wpisuje się w historię z późniejszych dzieł, więc Śródziemie, a raczej Arda, już wtedy musiała być całkiem nieźle przemyślana. O takich rzeczach jak warsztat pisarski nawet nie będę wspominać. Mówimy o Mistrzu Tolkienie, do cholery. Oczywiście, że warsztat jest perfekcyjny. Czy fabuła trzyma się kupy? No błagam. O MISTRZU TOLKIENIE mówimy. Oczywiście, że się trzyma. To wręcz absurdalne omawiać takie oczywistości w tym przypadku, więc nie będę tego robić. Ograniczę się do stwierdzenia, że wszystko tutaj jest dopięte na ostatni guzik.

Podsumowując... Dajcie do przeczytania "Hobbita swoim dzieciom. Może wprowadzi je we "Władcę Pierścieni" i przeżyją wspaniałą przygodę. Przygodę, którą ja przeżyłam, i której wszystkim życzę. A po latach, czytając go ponownie, może odkryją coś więcej. To naprawdę warta przeczytania książka, choć zdecydowanie nie jest najlepszą, jaka wyszła spod pióra Mistrza Tolkiena. Ale warto, naprawdę. Gorąco polecam.

Moja ocena: 9/10

2 komentarze:

  1. :)

    A wiesz, że nigdy nie czytałam "Hobbita"? Mam go na półce, tak jak i "Władcę pierścieni", ale nie czytałam. Jedynie oglądam co rusz ekranizacje (jak i WP). Tak z pięć razy w miesiącu ;) Nie mam pojęcia, czemu oglądanie z taką częstotliwością jeszcze mi się nie znudziło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, komu pokaże Twoją recenzję.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!