wtorek, 6 marca 2018

"Red Rising: Złota Krew" - Pierce Brown

Daleka przyszłość. Podzielona na kasty ludzkość zasiedla Marsa. Czerwoni, najniższa z kast, pracują w kopalniach helium-3, dzięki któremu możliwe jest terraformowanie Czerwonej Planety. Złoci, kasta najwyższa, wmawiają im, że są pionierami przygotowującymi dom dla reszty ludzi. Tak naprawdę są trzymanymi żelazną ręką niewolnikami, którzy nigdy nie wychodzą z podziemi i nie mają pojęcia, że Mars już dawno został zasiedlony. Darrow, Czerwony, w wyniku opresyjnych praw ustanowionych przez Złotych traci żonę, a wkrótce również on sam zostaje skazany na śmierć. Ratuje go podziemny ruch oporu i składa propozycję nie do odrzucenia - może stać się Złotym i zniszczyć system od środka. Ale to ta łatwiejsza część. Najpierw będzie musiał przeżyć...


Ojej, od czego zacząć? Może od tego, że pochłonęłam tę książkę jednym tchem. Gdy dowiedziałam się, że głównym bohaterem jest szesnastolatek, zaszufladkowałam ją jako "młodzieżówkę" i być może dlatego potem doznałam szoku. To nie jest młodzieżówka. To dojrzała opowieść dla dorosłych  czytelników - fascynująca i przerażająca zarazem. Opowieść o miłości i poświęceniu, ale też o zemście, zdradzie i woli przetrwania. To również przestroga - dla nas jako ludzkości. Historia pełna zwrotów akcji i niezwykłych postaci, których nie tyle można albo kochać albo nienawidzić, ale raczej kochać i nienawidzić jednocześnie. To po prostu świetna książka.

Tym, co najbardziej rzuca się w oczy, jest ciekawa hierarchia społeczna. Mieszkańcy Marsa (a także innych planet i księżyców Układu Słonecznego) są podzieleni na kolory. Czerwoni to niewolnicy, Złoci to elita rządząca. Obsydiani to wojsko, Żółci - lekarze, Miedziani - urzędnicy, Różowi zaś - prostytutki. Pomiędzy kastami nie można awansować, jeśli urodziłeś się Czerwonym to nie zostaniesz Obsydianem, gdyż kolory to nie tyle kasty społeczne, co osobne gatunki różniące się genetycznie między sobą. Bardzo ciekawa jest też kultura tego świata - oparta na kulturze starożytnej Grecji i Rzymu. Budynki rodem ze starożytnych Aten, Spartański system wychowania, imiona rodem z Łaciny. To pomysł dość oryginalny jak na powieść science-fiction.

"Red Rising" jest debiutancką powieścią Pana Browna i to widać. Cechuje ją pewna chaotyczność i czasem namiar pomysłów, ale w jakiś przedziwny sposób w ogóle nie przeszkadzało mi to w lekturze. Podobnie jak narracja - nie lubię narracji pierwszoosobowej, a wręcz nienawidzę gdy jest prowadzona w czasie teraźniejszym. Podczas pierwszego podejścia do "Igrzysk Śmierci" poległam przez taką właśnie narrację już na drugiej stronie. Tutaj nie zauważyłam nawet, że to mój najbardziej znienawidzony styl przez dobre 120 stron. Nie da się też powiedzieć, że autor nie czerpie inspiracji z innych dzieł. Choć sam wyobraźnię ma ogromną, możemy się w "Red Rising" doszukać wpływów mitologii rzymskiej, "Igrzysk Śmierci", nawet "Gwiezdnych Wojen". Ale cóż w tym złego? W dzisiejszych czasach już chyba wszystko zostało wymyślone i opowiedziane, a dopóki z tych inspiracji wychodzi oryginalna i wciągająca opowieść, to ja jestem na tak.

Właściwie nie mogę się przyczepić do niczego konkretnego. Warsztat pisarski ma Pan Brown bardzo dobry, historia jest ciekawa, bohaterowie różnorodni i o bardzo złożonych charakterach. Jedyny minus, minusiczek to te drobne potknięcia wynikające jak sądzę z faktu, iż jest to debiut. Nie dam 10/10 w nadziei, że w kolejnej części autor poprawił te wszystkie niedociągnięcia i dostanę prawdziwe arcydzieło. Niemniej jest to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. I w kilku poprzednich latach również. Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!