poniedziałek, 29 stycznia 2018

"Opowieść Podręcznej" - Margaret Atwood

Przerażająca wizja świata, którym rządzą mężczyźni. Władzę przejęła grupa mężczyzn, która zorganizowała społeczeństwo na nowo według wypaczonych, wyrwanych z kontekstu fragmentów Biblii. Kobietom nie wolno już nic - pracować, posiadać, decydować o czymkolwiek. Wszelkie rozrywki zniknęły, przyjemność została zakazana. Nieposłuszni znikają w ciężarówkach Oczu, tajnej policji inwigilującej mieszkańców nowo powstałej republiki Gileadu, i powracają jako ciała wystawione na widok publiczny dla przestrogi. A to jeszcze nie wszystko.


Freda jest podręczną. Jej zadaniem jest raz w miesiącu rozłożyć nogi przed panem domu w nadziei, że ją zapłodni, bo tylko ciężarne podręczne mają wartość w dobie ujemnego przyrostu naturalnego i epidemii bezpłodności. Gwałt ten jest nazywany ceremonią, celebrowany przez wszystkich domowników i przeprowadzany w obecności żony pana domu. Nie ma mowy o żadnej czułości, nawet o dotyku - to spełnienie obowiązku. Freda godzi się na to bez słowa, nie ma wyjścia. Wie, co czeka ją w przypadku nieposłuszeństwa. A nieposłuszeństwem może okazać się nawet wyprostowanie sylwetki, bo podręczne mają chodzić z pokornie opuszczoną głową. Freda jest posłuszna, ale pamięta. Pamięta, że kiedyś było inaczej. Miała kochającego męża i córeczkę. Te wspomnienia są jej pocieszeniem.

"Opowieść Podręcznej" porusza trudny temat sporu pomiędzy konserwatyzmem a feminizmem. Jest to spór o prawa i wolności kobiet. O to czy mają siedzieć w domu i wychowywać dzieci podległe woli męża, czy też mogą decydować o sobie same i wieść życie jak każdy mężczyzna, dla którego  nie do pomyślenia byłby podobny spór na jego temat. Jest to też przestroga przed tym, co może się stać gdy pozwolimy by konserwatyści odebrali kobietom prawa, o które tyle lat walczyły. I myślę, że ta przestroga powinna dotrzeć do wszystkich, bo odbieranie nam prawa o decydowaniu o własnym ciele - co dzieje się na naszych oczach - to pierwszy krok na drodze do naszego własnego Gileadu.

Muszę przyznać, że ta książka mną wstrząsnęła. Być może dlatego, że jest tak aktualna, bo to, co widzę w wieczornych wiadomościach wygląda jak wstęp do tej powieści. Jej przekaz jest tym mocniejszy, że historia opowiedziana jest w narracji pierwszoosobowej. Główna bohaterka opisuje nie tylko to, co się wokół niej dzieje, ale i to, co pamięta i za czym tęskni. Ciarki mnie przechodziły gdy czytałam, że marzy o kremie do rąk - nawet to było zakazane, bo podręczne mają rodzić dzieci a nie ładnie wyglądać. Marzy również o miłości, czułości, nawet zwykłym dotyku innego człowieka. Wszystko jej zabrano. Dzięki jej opisom, my również za tym wszystkim tęsknimy.

Rzut oka na stronę techniczną. Jest to pierwsza powieść z narracją pierwszoosobową, która mnie nie irytowała. Żeby być całkiem szczera, muszę przyznać, że sposób narracji zauważyłam dopiero pod koniec książki, tak doskonale pasował do opowieści. Freda jako narratorka uwielbia wtrącać zbędne i przydługie monologi, w których zastanawia się nad znaczeniem poszczególnych słów, ale w większości przypadków są do przeżycia. Jedyne, czym poczułam się zawiedziona, to zakończenie. Można to było rozegrać o wiele lepiej, choć przyznaję, że było dość zaskakujące. Niemniej niedosyt pozostał.

Książkę wszystkim szczerze polecam. Po części ze względu na samą opowieść, ale przede wszystkim - ku przestrodze.

1 komentarz:

  1. Z całą pewnością jest jedną z tych pozycji, które trzeba przeczytać ale.. Chyba nie odważyłabym się jej.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!