wtorek, 3 lipca 2018

"Cień Wiatru" - Carlos Ruiz Zafón

Daniel Sempere ma zaledwie 10 lat, gdy ojciec zabiera go do miejsca zwanego Cmentarzem Zapomnianych Książek. Chłopiec ma wybrać jedną z nich i dać jej nowy dom, niczym zwierzątku ze schroniska. Jego wybór trafia na "Cień Wiatru" niejakiego Juliana Caraxa. Daniel jest nią oczarowany i postanawia dowiedzieć się więcej o niej i jej autorze. Tu jednak napotyka niespodziewaną przeszkodę - okazuje się, że ktoś tropi wszystkie egzemplarze dzieł Caraxa i je niszczy. Próby rozwiązania tej zagadki przywiodą go na próg wielkiej przygody, która urokliwymi uliczkami dawnej Barcelony poprowadzi go ku wielkim namiętnościom, prawdziwym przyjaźniom i bolesnym stratom.


Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Pana Zafóna, jednak nie pierwsze z literaturą iberyjską, choć do tej pory sięgałam raczej w stronę iberoameryki i tamtejszych wielkich mistrzów: duetu Mario Vargas Llosa i Gabriel Garcia Marquez. Mimo to miałam pewne pojęcie czego się spodziewać i przez to trochę odkładałam lekturę "Cienia Wiatru" w oczekiwaniu na bardziej odpowiedni nastrój. Nastrój w końcu nadszedł i - zgodnie z oczekiwaniami - dostałam prawdziwą literacką ucztę.

Wszystko tu jest genialne. Klimat, postacie, tajemnica, emocje, fabuła. Ale po kolei. Klimat. Zawsze lubiłam historię, ale też zawsze nudził mnie XX wiek. Omijałam zwłaszcza szerokim łukiem wszystko, co mogłoby się dziać w pobliżu wojen światowych. Ciągnęło mnie do starożytności, średniowiecza, oświecenia. Świat współczesny już znałam, chciałam czytać o czymś dla mnie nowym. Ale ta Barcelona - ach, ta Barcelona! - kompletnie mnie zauroczyła. Nie wiem jak autor to zrobił, nie potrafię wskazać fragmentu, który to sprawił, ale czułam wspaniały klimat tej dawnej Barcelony każdą cząstką siebie. Naprawdę nie potrafię tego wyjaśnić. Jak dla mnie magia.

Postacie. Dobrze przemyślane, różnorodne, oryginalne, złożone, dojrzewają z biegiem akcji, wywołują silne emocje u czytelnika. Czy muszę mówić coś więcej?

Tajemnica. Nie mogę tu napisać zbyt dużo, żeby nie zdradzić czegoś, czego nie powinnam tym, którzy "Cień Wiatru" mają wciąż przed sobą. Powiem tylko tyle, że powiew tajemnicy czuć z każdej strony i to w znacznej części temu zawdzięczamy magiczną atmosferę książki. Cała intryga jest skomplikowana, choć niezbyt trudna do rozwikłania, ale tym razem z ogóle mi to nie przeszkadzało. Odnoszę wrażenie, że zachowane tutaj proporcje są idealne.

Emocje. Podczas lektury przechodzimy przez całe dostępne człowiekowi spektrum - od radości, przez zadumę, melancholię, aż po rozpacz. Razem z bohaterami uczestniczymy w ich namiętnościach, odczuwamy bolesne zawody, trzymamy kciuki za ich starania, boimy się gdy nadchodzi zagrożenie. Zupełnie jakby książka była emocjonalnym zapisem nutowym, czytelnik zaś instrumentem. Już raz to pisałam, ale muszę powtórzyć: magia.

Fabuła. Mamy tu do czynienia z tym wyjątkowym talentem pisarskim, dzięki któremu nawet gdy nic się nie dzieje, ani przez chwilę nie jest nudno. Książka pełna jest przydługich opowieści i obszernych fragmentów gdzie akcja posuwa się w ślimaczym tempie, a mimo to nie nudziłam się ani przez chwilę. Z takim talentem nie potrzebne już były momenty gdy akcja pędzi na łeb na szyję, szalone pościgi czy ucieczki - Pan Zafón ten sam efekt walącego szaleńczo czytelniczego serca osiągnął lekko tylko popędzając leniwie płynącą fabułę. To jest coś niesamowitego.

Chyba jasne jest, że jestem absolutnie zachwycona lekturą. Nie trzeba już nic dodawać. Pozycja obowiązkowa w biblioteczce każdego mola ksiąkowego. Magia.

Moja ocena: 10/10

1 komentarz:

  1. Od pierwszego spotkania z Zafonem czytam z zapartym tchem. Teraz przyszedł czas na ostatnią część, którą zapewne pochłonę momentalnie. Uwielbiam klimat jego powieści i bohaterów.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!