Rok 2015. Do sieci trafia instrukcja budowy tajemniczego urządzenia składającego się z przełącznika trójpozycyjnego, całej masy kabelków oraz ziemniaka. Dzieci na całym świecie zabrały się do pracy i... nagle zaczęły znikać. Tak odkryto światy równoległe do naszego i nauczono się pomiędzy nimi przekraczać. Kilka lat później Joshua Valiente, naturalny kroczący, który nie potrzebuje urządzenia opartego na ziemniaku by podróżować pomiędzy światami, wraz z Lobsangiem - byłym mnichem tybetańskim a obecnie nieco zarozumiałą sztuczną inteligencją - wyruszają na wyprawę na kraniec "Długiej Ziemi". Ma to być wyprawa naukowa, jednak im bardziej oddalają się od swojego świata, im więcej światów równoległych przekraczają, tym wyraźniej wyczuwają zbliżające się niebezpieczeństwo, które powoli lecz niezmiennie zmierza ku ziemi podstawowej...
Cóż mogę rzec... Z pewnością spodziewałam się czegoś innego. Chociażby poczucia humoru rodem ze Świata Dysku. Dużej dozy absurdu. Epickiej przygody. Tymczasem dostałam książkę zupełnie inną niż sobie wyobrażałam. Pierwszym słowem, jakie przychodzi mi na myśl w związku z nią, jest "spokojna". Nie ma tu znanego z książek Sir Terryego Pratchetta wariackiego humoru, od którego czytelnik płacze ze śmiechu. Tu mamy raczej jego spokojniejszą odmianę, która wywołuje uśmiech i umila czytanie, ale nie zostaje na dłużej w pamięci. Nie ma tu też epickiej przygody, akcja płynie - znowu - spokojnie. Niewiele jest momentów, w których serce zaczyna szybciej bić - takich, od których nie można się oderwać. Bywa wręcz sennie.
Mimo to muszę przyznać, że bawiłam się bardzo dobrze podczas lektury. Co prawda przez długi czas czułam się nieco zagubiona, bo nie byłam w stanie wskazać żadnego celu, w stronę którego posuwa się akcja. Nie widziałam żadnej intrygi, żadnego kierunku, w którym fabuła może się rozwinąć. Do czego zmierzają autorzy stało się jasne dopiero jakieś 80-100 stron przed końcem. Ale nie narzekam.
Podobała mi się kreacja bohaterów. Podobał mi się temat książki i sposób w jaki pokazano konsekwencje odkrycia światów równoległych. Muszę przyznać, że i zakończenie mnie zainteresowało na tyle, żeby sięgnąć po kolejny tom, co z pewnością niebawem uczynię. No choćbym chciała, nie mam się czego uczepić. Poza tą senną akcją.
Nie jest to książka genialna. Nie jest to powieść na miarę Świata Dysku. Ale ja wybrzydzać nie będę. Mnie się podobało i ja polecam. Bo czy można nie polecić czegoś, w czym udział miał Sir Terry Pratchett?
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!