czwartek, 15 listopada 2018

"Dni Naszego Życia" - Małgorzata Mikos

Piotr jest starszym człowiekiem, mieszkającym samotnie na przedmieściach wielkiego miasta. Sąsiedzi traktują go jak dziwaka i starają się omijać szerokim łukiem - wszyscy poza młodą sąsiadką z naprzeciwka. Los chce, że podczas ich kolejnego spotkania kobieta przeżywa trudne chwile - przed momentem straciła pracę i została z niczym. Na domiar złego jest świadkiem zasłabnięcia Piotra, któremu towarzyszy w drodze do szpitala a potem z powrotem do domu. Nie mając już zobowiązań w postaci pracy, postanawia pomóc sąsiadowi w drobnych codziennych sprawach. Tak zaczyna się ich bliższa znajomość, w trakcie której dziewczyna poznaje niezwykłą historię starszego mężczyzny.


Pamiętam każdą książkę, przy której płakałam - głównie dlatego, że były ich tylko cztery. Ten elitarny klub książek, które były w stanie ścisnąć mnie za serce, na co dzień raczej twardawe i nieskłonne do wzruszeń, powiększył się właśnie o piątego członka. W tym momencie muszę złożyć serdeczne przeprosiny autorce i jej dziełu, gdyż zwątpiłam. Nie sądziłam, że debiut może być aż tak dobry, spodziewałam się raczej typowego romansidła z przewidywalnym zakończeniem - i nie mogłam się bardziej pomylić. Bo to nie jest bezrefleksyjna historyjka o miłości, to dojrzała opowieść o życiu we wszystkich jego odcieniach. To opowieść, która była piątą książką zdolną wycisnąć ze mnie łzy.

Każdy z nas ma w sobie nieodkrytą moc, która pomaga przetrwać najgorsze momenty, ocaleć w chwilach najmroczniejszego zwątpienia w samego siebie oraz w otaczający nas świat. Ta sama moc pozwala zobaczyć między czarnymi chmurami maleńki punkcik, który daje nadzieję, że prędzej czy później słońce znów zacznie świecić na niebie, a ciemności odejdą w zapomnienie. Jedyne, co trzeba zrobić, to wierzyć i walczyć o samego siebie. Walczyć o pozostanie na powierzchni oceanu tego świata.

Od czego zacząć? Chyba od tego, co zrobiło na mnie największe wrażenie. Często zdarza się, że w prozie debiutujących autorów pojawia się jakaś niepewność, nerwowość; ich język jest przez to nieco niezręczny, a do tego wkradają się potknięcia, które rozpraszają czytelnika. Tym razem w ogóle nie czułam, że czytam debiut. Odniosłam raczej wrażenie, że Pani Mikos jest urodzoną gawędziarką, że właściwe słowa przychodzą jej łatwo a zdania same płynnie łączą się ze sobą. Nieczęsty to talent.

Jeśli chodzi o bohaterów to są sympatyczni i szybko zdobywają serce czytelnika. Być może odrobinę brakowało mi w tej kwestii wyrazistości, ale mam wrażenie, że jej brak zadziałał na korzyść realizmu postaci. Jedyne, co mogę im zarzucić, to że momentami (rzadkimi) nie rozumiałam ich działań, a wręcz buntowałam się przeciw nim. Kilka razy miałam ochotę wskoczyć do powieści i mocno potrząsnąć którymś z dwójki głównych bohaterów, a może nawet zdzielić jedno czy drugie przez łeb. Zwłaszcza jeśli chodzi o relację z synem Piotra. Ale to już musicie sami doczytać.

(...) możesz być kim tylko zechcesz. Możesz znaleźć się w dowolnym miejscu na tym świecie i co dzień poznawać coś nowego. Wystarczy chcieć. Jedyne ograniczenia są w tobie, a gdy tylko je pokonasz, staniesz się człowiekiem wolnym i odnajdziesz drogę dla swoich marzeń, by stały się częścią twojego życia. Wtedy będziesz szczęśliwy.

Przyznam szczerze, że początkowe strony szły mi dość powoli. Mało tam było akcji, więcej przemyśleń głównej bohaterki. Potem stopniowo fabuła nabierała tempa i czytało się coraz lepiej. Nie jest to powieść sensacyjna, więc nie ma w niej miejsca na karkołomne zwroty akcji czy epickie przygody, a mimo to książka nie nudzi. Autorka perfekcyjnie odmierzyła ilość podawanych informacji by rozpalić ciekawość czytelnika i nie pozwolić jej zgasnąć. Przez ponad 300 stron z prawdziwą przyjemnością odkrywałam kolejne części układanki, jaką jest opowieść Piotra, i ze zniecierpliwieniem czekałam na wielki finał. Oczywiście wielkiego finału się nie doczekałam, gdyż jest to dopiero pierwsza część, i teraz jestem zmuszona ze zniecierpliwieniem czekać nieco dłużej - na premierę drugiego tomu.

Wspominałam o "Dniach Naszego Życia" przy okazji poprzedniej recenzji jako o powieści-matrioszce. Istotnie, dostajemy tutaj opowieść w opowieści. Pierwsza to historia o przyjaźni, o nauce chwytania chwili i dostrzegania piękna w codzienności, o tym jak być zwyczajnie dobrym człowiekiem. Druga to lekcja pokory, opowieść o życiu i śmierci, miłości i stracie, o przezwyciężaniu przeciwności losu. Obie do bólu prawdziwe i pełne trafnych przemyśleń. Jeśli szukacie bodźca do przewartościowania swojego życia, to właśnie go znaleźliście. Jeśli nie szukacie, i tak powinniście tę powieść przeczytać.

Życzę nam wszystkim jak najwięcej takich debiutów. Z pewnością przeczytam kolejny tom, a pierwszy tymczasem Wam gorąco polecam!

Moja ocena: 9/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce.

6 komentarzy:

  1. Powieść trochę nie w moim guście, ale wiem komu polecić ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogłabyś się zdziwić, bo w moim guście też nie bardzo, a się zachwyciłam :)

      Usuń
  2. Na pewno jest to piękna książka, ale chyba potrzebuję odrobiny wytchnienia od takich historii :)

    Pozdrawiam,
    http://tamczytam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrafią przytłoczyć, to prawda. Mam nadzieję, że kiedyś się skusisz :)

      Usuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!