wtorek, 13 listopada 2018

"Siedem Sióstr" - Lucinda Riley

Maja D'Apliese jest adoptowaną córką bajecznie bogatego Pa Salta. Ma pięć adopcyjnych sióstr, które milioner zwoził z całego świata do swej posiadłości w Genewie i nazywał kolejno imionami Plejad. Gdy Pa Salt niespodziewanie umiera, wszystkie one zjeżdżają do Atlantis, jak nazywają swój dom. Tam czeka na nie niespodzianka - w listach do każdej z nich ojciec zostawił wskazówki prowadzące do miejsca ich narodzin, zachęcając tym samym aby odszukały swoje korzenie. Maja, najstarsza z sióstr, pragnąc uciec przed demonami przeszłości, wyrusza w podróż. List ojca prowadzi ją do Brazylii, gdzie razem z pisarzem, którego książkę miała okazję tłumaczyć, odkrywa niezwykłą historię swojej prababki - a także historię ogromnego posągu Chrystusa Zbawiciela.


Jeszcze tydzień temu powiedziałabym, że tego typu literatura to nie moja bajka. Odkąd nauczyłam się czytać fascynowały mnie raczej epickie przygody i niesamowite światy, które można znaleźć w literaturze fantasy i science-fiction. Historie dziejące się współcześnie, obyczajowe, niezmiernie mnie nudziły i starałam się je omijać szerokim łukiem. Cóż, teraz przed podobnym stwierdzeniem poważnie bym się zastanowiła, ponieważ "Siedem Sióstr" wywróciło moje postrzeganie literatury do góry nogami.

Często otrzymujemy coś na co nie zasłużyliśmy. Ale może w przyszłości dostaniemy też coś, na co zasłużymy.

Ostatnio panuje u mnie urodzaj na powieści-matrioszki, które w opowiadanej przez nie historii zawierają kolejną. Jest to najwyraźniej bardzo popularny motyw, ale szczerze mówiąc, nie mam nic przeciwko, bo jak do tego pory wszystkie tego typu książki okazywały się naprawdę dobre. Przypomnę tutaj chociażby "Wiatr przez Dziurkę od Klucza" Stephena Kinga czy "Rdzę" Jakuba Małeckiego. Także "Dni Naszego Życia" Małgorzaty Mikos, które czytam teraz. Taka konstrukcja fabuły dodaje powieści smaczku i dla mnie zawsze jest dużą radością, że dostaję jedną lub dwie opowieści gratis. Tym razem również jestem na tak.

"Siedem Sióstr" nigdy nie miało być i nie jest powieścią sensacyjną, ale historia Bel, prababki Mai, wciąga niczym "Mission Impossible". W poprzedniej recenzji napisałam, że zawsze z zadowoleniem witam klimaty paryskiej artystycznej bohemy i nie inaczej było tym razem. Nie umiem powiedzieć co takiego jest w tym motywie, ale sprawia, że powieść staje się ciepła, trochę senna, jakby rozmarzona. W to wszystko doskonale wpasowała się Bel i jej rozterki. Tak, jest to romans, na który zwykle reaguję alergicznie, ale jest to romans tak dobry i tak tragicznie smutny, że nie sposób się od niego oderwać.

Poczuła, że życie jest huśtawką między rozkoszą a bólem. Jeden dzień nie przypomina drugiego i nic nie jest pewne.

Bardzo przypadły mi do gustu obie główne bohaterki, a oglądanie jak Maja dojrzewa i zaczyna odkrywać swoją siłę i kobiecość było po prostu wspaniałe. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest to powieść o kobietach i ich odwadze. Wszystko opakowane w doskonały warsztat pisarski i naprawdę dobry pomysł.

Jedno, co mi się nie podobało, to że miejscami akcja zwalniała i wkradało się pewne znużenie. Na samym początku również panował lekki chaos, zanim nie poukładałam sobie w głowie całej historii i nie poświęciłam chwili, żeby uporządkować w umyśle postacie wszystkich sióstr. Musiałam aż sprawdzić czy nie jest to debiut autorki, gdyż przez pierwsze kilka rozdziałów odnosiłam wrażenie, że podczas ich tworzenia czuła się niepewnie i nie do końca wiedziała jak chce tę historię przedstawić. Wrażenie to jednak szybko zniknęło i nic więcej nie zakłócało mi dalszej lektury.

Naprawdę żałuję, że cykl nie jest skończony i na kolejne części trzeba będzie poczekać, bo z chęcią przeczytałabym je wszystkie na raz. Dawno tak pozytywnie nie zaskoczyła mnie powieść spoza mojej literackiej strefy komfortu. Zagrało tutaj wszystko, od pomysłu, przez bohaterów, do wykonania. Drobne niedociągnięcia przy odrobinie dobrej woli można pominąć. Gorąco Wam tę powieść polecam, a ja tymczasem spieszę dorwać kolejny tom.

Moja ocena: 9/10

4 komentarze:

  1. Sama nie wiem, niby brzmi nieźle, ale chyba nie chcę teraz wikłać się w kolejną serię, zwłaszcza, że mam inne- ,,upatrzone''. W kolejce czeka dużo serii fantasy i to raczej im przyznam pierwszeństwo i nie ukrywam, że wolę sięgać po serię kiedy jest skończona :)

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też. W dodatku miałam postanowienie nie zaczynać nowej serii póki nie skończę którejś z zaczętych, ale kompletnie nie mam samokontroli. I wiesz co? Cieszę się, że sama się nie posłuchałam. A nie ma tego złego, bo termin na drugą część w bibliotece mam na maj, więc zanim dojdę do ostatniego tomu to spokojnie zdążą go wydać :D

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że tę serię w przyszłości chcę przeczytać :) Zbiera dużo pozytywnych opinii i to sprawia, że jestem jej tym bardziej ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, jak nawet mnie się podobała, a ja kręcę nosem na wszystko co nie jest fantastyką, a na romanse mam alergię, to znaczy, że spodoba się każdemu ;)

      Usuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!