sobota, 7 grudnia 2019

"Marsjanin" - Andy Weir

Niedaleka przyszłość. Na Marsie przebywa grupa naukowców, w której skład wchodzi między innymi Mark Watney, botanik mający za zadanie zbadać planetę pod kątem możliwości założenia uprawy roślin. Szóstego dnia misji potężna burza piaskowa zmusza badaczy do ewakuacji i powrotu na Ziemię. Podczas nagłej ucieczki Watney zostaje ranny, a reszta załogi opuszcza Czerwoną Planetę przekonana, że ich towarzysz nie żyje. Mylą się. Watney budzi się po kilku godzinach - sam na całym Marsie, z zapasem wody i żywności na kilka miesięcy i brakiem łączności z Ziemią. Nie ma jednak najmniejszego zamiaru się poddać. Mając do dyspozycji ogromny intelekt, schronienie zaprojektowane na przetrwanie kilku tygodni i sporą kolekcję disco z lat 70-tych, zabiera się za realizację planu pt. "Mark Watney nie umiera na Marsie"...


Na początek chcę powiedzieć, że lektura "Marsjanina" była dla mnie re-readingiem. Czytałam tę książkę krótko po premierze (mój narzeczony, a wówczas dopiero chłopak, podarował mi ją w prezencie na urodziny, jest więc dla mnie tym cenniejsza), potem kilka razy oglądałam ekranizację (bardzo dobrą z resztą), a w październiku (tak, tak bardzo opieprzam się z pisaniem recenzji) zatęskniłam za Markiem Watneyem tak bardzo, że postanowiłam do niej wrócić. I cóż mogę rzec? Podobała mi się tak samo jak za pierwszym razem. Czyli BARDZO.

- Jak to jest? - zastanawiał się. - Utknął tam, myśli, że jest całkiem sam i że go opuściliśmy. Jaki to ma wpływ na ludzką psychikę?
Odwrócił się w stronę Venkata.
- Zastanawiam się co teraz myśli.
WPIS W DZIENNIKU: SOL 61
Jak Aquaman może kontrolować wieloryby? To ssaki! Bez sensu.

Nie wiem od czego zacząć, bo każdy element tej książki zasługuje na to, by wymienić go już na samym początku. Może więc zacznę od spraw "organizacyjnych". "Marsjanin" to oczywiście powieść science-fiction z narratorem pierwszoosobowym (Markiem prowadzącym videodziennik) przeplatanym niekiedy narracją trzecioosobową podczas przebitek na to, co dzieje się w NASA lub na statku, którym reszta załogi wraca na Ziemię. Taka konstrukcja nie tylko ubarwia nam opowieść, ale także pokazuje sytuację z kilku punktów widzenia i pozwala nam ogarnąć ją jako całość. Dzięki temu dostajemy nie tylko opowieść o ludzkiej woli przetrwania, ale także o tym, ile jako gatunek jesteśmy w stanie zrobić, by uratować jednego z nas i jak ciężko przychodzi decyzja zaryzykowania poświęcenia czegoś, by ocalić coś innego.

Pomyślałem sobie, że laptop będzie działał na zewnątrz. To tylko elektronika, nie? (...) Ekran poczerniał zanim opuściłem śluzę. Wygląda na to, że L w LCD nie znalazło się przypadkiem. (...) Może napiszę opinię klienta. "Zabrałem go na powierzchnię Marsa i przestał działać. 0/10."

Pierwszym, co zwraca tutaj uwagę, jest humor. Niesamowity humor autora, który zamiast smęcącego, użalającego się nad sobą, kosmicznego Robinsona Cruzoe, dał nam postać, która zdobywa naszą sympatię już po trzech pierwszych zdaniach i bawi do łez przez całą książkę. I mówię to bez cienia przesady - czytając tę opowieść i za pierwszym i za drugim razem co rusz wybuchałam głośnym śmiechem, a raz czy dwa z tej wesołości nawet pociekły mi po policzkach łzy. To jest po prostu coś wspaniałego.

[12.04] JPL: (...) Proszę uważaj na swój język. Wszystko co napiszesz, nadajemy na żywo na cały świat.
[12.15] WATNEY: Patrzcie! Cycki! ==>> (. Y .)

Kolejną rzeczą, o której chcę wspomnieć, to doskonałe przygotowanie merytoryczne autora. Nie tylko pomyślał o każdym szczególe życia na Marsie, ale zadbał też o to, by w tym science-fiction było o wiele więcej science niż fiction. Dogłębnie zbadał dostępną technologię i wszystko, co umieścił w swojej powieści jest w 100% możliwe do zrealizowania już teraz, na samym początku XXI wieku i nie kłóci się z prawami fizyki. Wszystko, co Mark robi na Marsie by przeżyć, jest możliwe, poparte dostępną nam nauką i techniką. Czytałam kilka wypowiedzi poważnych autorytetów naukowych, które to potwierdzają. Owszem, to sprawia, że dostajemy parę opisów technicznych szczegółów, ale po pierwsze nie są one długie, a po drugie są opowiedziane z typowym dla Marka sarkastycznym humorem, co sprawia, że ich lektura jest czystą przyjemnością.

Ja: To oczywiste, że coś się zapchało. Może po prostu rozbiorę go i sprawdzę rurki w środku?
NASA: (po pięciu godzinach zastanawiania się) Nie, spieprzysz to i umrzesz.
Więc go rozebrałem. (...) Powiedziałem NASA co zrobiłem. Nasza (sparafrazowana) konwersacja wyglądała tak:
Ja: Rozebrałem odzyskiwacz, znalazłem problem i go rozwiązałem.
NASA: Kutas.

Mogłoby się wydawać, że co tutaj może się dziać - samotny człowiek siedzi sobie na planecie, na której nie może nawet wyjść na spacer, a do tego - o zgrozo - nie ma nawet internetu. Nic bardziej mylnego. Ta książka napakowana jest akcją, Mark co chwilę świętuje drobny sukces lub napotyka niepodziewaną trudność, a w tym czasie na Ziemi trwa gorączkowa bieganina przy szukaniu sposobu na ściągnięcie go do domu.
...
No i zgubiłam wątek bo zaczęłam rozmyślać jak bardzo chciałabym znowu przeczytać tę książkę. Czy to nie jest najlepsza rekomendacja?

[08.31] JPL: (...) Przy okazji, sondę, którą posyłamy, nazwaliśmy Iris. Od greckiej bogini, która podróżowała po niebiosach z prędkością wiatru. Była także boginią tęczy.
[08.47] WATNEY: Gejowa sonda zmierza, by mnie ocalić. Zrozumiałem.

Na zakończenie mały powrót do spraw technicznych. "Marsjanin" to debiut Pana Wiera, ale debiut bardzo dobry. Myślę tutaj o warsztacie pisarskim autora i o jego umiejętności sprawnego operowania słowem. Opowieść jest dobrze poprowadzona, wszystkie trudniejsze zagadnienia wytłumaczone tak, że pięciolatek by zrozumiał, wszystko zdaje się na swoim miejscu. Sporo czasu jest też poświęcone bohaterom innym niż Mark, co przy takiej konstrukcji powieści zaskakuje na plus. Naprawdę nieczęsto zdarza się, że debiutancka powieść ma tak wysoki poziom.

Tak, oczywiście, taśma klejąca działa w niemalże próżni. Taśma klejąca działa wszędzie. Taśma klejąca jest magiczna i powinna być czczona.

Podsumowując ten monolog pełen zachwytów, to naprawdę świetna książka. Myślę, że bez problemu odnajdą się w niej nie tylko osoby gustujące w science-fiction, ale także fani innych gatunków. Moja kochana mama, która jest wielką miłośniczką komedii romantycznych, z przyjemnością oglądnęła ekranizację tej książki i oceniła ją pozytywnie, a to sporo o "Marsjaninie" mówi. Inteligentna, zabawna, pełna nieprzewidywalnych zwrotów akcji - czy od powieści można wymagać czegoś więcej? Gorąco polecam!

Moja ocena: 10/10

41 komentarzy:

  1. No kobieto! 10/10? Nie rób mi tego, gdzie ja ją wcisnę, żeby przeczytać;D Może w przyszłym roku się uda;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Parę lat temu był to głośny debiut, który wypadałoby sobie odświeżyć.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja właśnie odświeżyłam, kolejne odświeżanie za rok pewnie ;)

      Usuń
  3. Ciekawe, moja lista lektur do przeczytania jest ogromna, ale jak wynurzę się ze Śródziemia, to może obejrzę ekranizację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miej tylko w pamięci, że nie jest tak dobra jak książka :)

      Usuń
  4. ?Czytałam i była nawet fajna:)

    OdpowiedzUsuń
  5. KIedyś widzialam film i ogólnie to mnie nudził a na ksiązke nie mam ochoty mimo iż pozytywnie oceniasz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ostatnio ciężko Ci dogodzić :D Tak na poważnie to kończę już cykl powieści świątecznych, więc będę miała czas sięgać po więcej różnych gatunków, to może wreszcie zaproponuje coś, co Ci przypadnie do gustu :)

      Usuń
  6. Mam ciągle w planach do przeczytania, ale jeszcze nie znalazłam na nią czasu, a jak już mam czas to sięgam po coś innego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem tak bywa, że książka musi poleżakować na półce nawet kilka lat, to normalne zjawisko ;)

      Usuń
  7. Dzień dobry, Kochana!
    Ileż czasu za mną chodzi i ta książka, i ten film, dlatego słusznie, że mi o niej przypominasz swoją recenzją. A i swoimi słowami jeszcze większej chęci nabrałam, aby w końcu wziąć się za ten tytuł, bo trochę wstyd. Poza tym uspokoiłaś mnie w pewnej kwestii. Jestem osobą, która średnio gustuje w science-fiction, ale skoro Twoja mama siedząca w totalnie innej literaturze poleca tę pozycję, to coś musi być w niej.
    Prawda? To niesamowite, że mimo czytania historii człowieka, który siedział samiuteńki na Marsie, to lektura dostarcza tyle wrażeń, ciekawych sytuacji i prosto rzecz ujmując; wciąga. 10/10 to odważna ocena i "Marsjanina" będę mieć na uwadze przy następnych zakupach! (Wyobrażam sobie, ile zyskuje książka na tym, że kupuje ją nam bliska osoba, znam to!) Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło mi Cię gościć w moich skromnych progach! Książkę bardzo Ci polecam raz jeszcze, ale przede wszystkim dziękuję za odwiedziny. Wiesz, że uwielbiam czytać Twoje notki, a i z komentarzy emanuje takie miłe ciepełko, że się człowiekowi miło na serduszku robi ;)

      Usuń
  8. Rok temu czy nawet parę lat temu oglądałam recenzję na book revieews naprawdę kobieta była nią zachwycona. Jestem ciekawa tym bardziej po przeczytaniu tej recenzji.

    OdpowiedzUsuń
  9. Podobała mi się ta książka, ale najchętniej "dolepiłabym" do niej końcówkę z filmu ;).

    OdpowiedzUsuń
  10. Od dawna już planuję przeczytać tę książkę i chciałabym potem obejrzeć też film. Muszę w końcu się za to zabrać. :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ciekawie się zapowiada, w wolnej chwili rozejrzę się za nią.

    OdpowiedzUsuń
  12. Książka zebrała mnóstwo pozytywnych opinii, jednak mnie do niej nie kusi. 😊

    OdpowiedzUsuń
  13. Nawet nie skończyłam czytać tej recenzji (dotarłam do drugiego cytatu), a już szukałam na www biblioteki, czy ją mają. Mają :D No i jutro po nią idę, mimo że już nic nie wypożyczać w tym roku. Zwłaszcza że czeka na mnie grubas Pullman.

    Nosz...

    Ale oczywiście doczytałam do końca :) I upewniłam się, że podjęłam słuszną decyzję :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno gdzieś ją wciśniesz, czyta się naprawdę ekspresowo :) Niecierpliwie czekam na Twoje wrażenia!

      Usuń
  14. Gdybym nie oglądała filmu to bym po nia siegnela. Po tak entuzjastyvzmej recenzji nie ma wyjscia. Jednak w tym przypadku historie uznaje za poznana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie tak, chociaż w książce Watney zmagał się ze zdecydowanie większą ilością trudności. No i rzucał zdecydowanie większą ilością żartów ;)

      Usuń
  15. Słyszałam o filmie i książce, ale jakoś mnie nie kusi żeby zobaczyć/przeczytać, nawet po tak entuzjastycznej opinii ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Kochana! A ja jej nie czytałam!!!! Jak to się stało?! Przymierzałam się do niej, polowałam na nią (bardzo lubię sf a jeszcze bardziej Marsa), ale jakoś zawsze czasu brakowało... Oglądnęłam film, który mi się naprawdę podobał, lecz teraz, to takiej ocenie - ach no ja muszę dla niej znaleźć czas... tylko kiedy!?

    *recenzja cudowna*świetna*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy - oto najczęściej powtarzane słowo każdego ksiązkoholika :D

      Usuń
  17. Kochana, bardzo wysoka nota a to chyba jednak o czymś świadczy- nie jestem fanka scince fiction, ale jak widzisz książka może być czymś dla mnie jeśli Twoja mama, która preferuje inny gatunek się z nią polubiła :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od każdej reguły są wyjątki, od "nie lubię sf" również ;)

      Usuń
  18. Koniecznie muszę ją przeczytać, już od dawna mam na nią ochotę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to potraktuj moją recenzję jak wygodną wymówkę ;)

      Usuń
  19. Uwielbiam film, książkę kupiłam chłopakowi już lata temu, ale jeszcze sama jej nie przeczytałam. Czy jest to wersja poprawiona? Bo swojego czasu bardzo głośno było o błędach w tłumaczeniu tej pozycji i to mnie bardzo zniechęciło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zauważyłam w mojej książce żadnych błędów a książka ma już... Czekaj, wyższa matematyka... Dostałam ją na pierwsze urodziny, które świętowałam nie jako singielka, czyli w... o matko... w styczniu 2016 roku. Uff :D

      Usuń
    2. Też mam z taka matematyka problemy! :D Możliwe, że skoro okładka jest filmowa to masz drugie wydanie, z poprawionym tłumaczeniem. Swojego czasu Paweł Pollak bardzo się rozpisywał o błędach, ale niestety bloga zamknął i nie mogę podlinkować tego wpisu. :( Ale jak teraz nic nie raziło, to znaczy, że można czytać!

      Usuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!