niedziela, 31 marca 2019

"Królewska Klatka" - Victoria Aveyard

Uwaga: recenzja kolejnego tomu serii zdradza zakończenie poprzedniego!

Mare wymieniła wolność swoich przyjaciół na własną. Zamknięta w komnacie w pałacu Mavena, pozbawiona swojej błyskawicy przez kajdany z cichego kamienia i ciszę roztaczaną przez Arvenów, może tylko patrzeć i słuchać. Młody król wykorzystuje jej obecność jako propagandę wymierzoną przeciwko Czerwonej Gwardii, a Mare nie ma innego wyjścia jak zachowywać się tak, jak jej każe. Jednak nieustannie wygląda okazji do ucieczki, a w międzyczasie zbiera wszelkie skrawki informacji mogące dać Czerwonym przewagę w wojnie ze Srebrnymi tyranami...
To będzie krótka recenzja. Już wystarczająco dużo czasu zmarnowałam na czytanie tej książki, nie zamierzam poświęcać kolejnych godzin na pisanie o niej. Gdy czytałam pierwszy tom, "Czerwoną Królową", miałam nadzieję na świetną opowieść, która zostanie mi w pamięci na długo - jak chociażby "Igrzyska Śmierci". Jednak już drugi tom uświadomił mnie, że tak się nie stanie. Trzeci, nie ma co owijać w bawełnę, był zwyczajnym gniotem.

Co było tutaj nie tak? Wszystko! Akcja chociażby. Właściwie to nawet nie. Stwierdzenie, że akcja była beznadziejna wskazywałoby, że była tu jakakolwiek akcja, a to byłoby kłamstwo. Tutaj nic się nie dzieje. Przez 300 stron Mare siedzi zamknięta w komnacie. 300 stron! Ja... ja nawet nie wiem co napisać. I jak zrecenzować tę książkę bez użycia wulgaryzmów. 300 stron. Szczerze, nie mam pojęcia jakim cudem przez to przebrnęłam, ale może pewne pojęcie da Wam fakt, że czytałam te 300 stron przez 3 miesiące. Poważnie, siedzi w komnacie i... tyle. Czasem odwiedzi ją Maven, czasem ona siądzie przy jego tronie podczas audiencji. Pozostałe 200 stron to 2 wydarzenia, które bardziej ogarnięty pisarz zmieściłby na 50 stronach i to ze sporym zapasem. Reklamują tę książkę jako fantastykę dla młodzieży. Nie. To raczej horror dla masochistów.
Czas nie zawsze leczy rany. Niekiedy jedynie je pogłębia.

A Mare... Ja ją tak lubiłam w pierwszym tomie! Miała pazur, trochę bezczelności, chęć działania, miała w sobie jakieś życie. A teraz? Przez 300 stron nie robi nic poza patrzeniem z byka na wszystkich i rozbijaniem kolejnych talerzy. Ach tak, no i użalaniem się nad sobą. To już nie jest dziewczyna od błyskawic, teraz to zaledwie pusta skorupa, do tego wyblakła i nijaka. Nie wyobrażam sobie by Katniss mogła się tak zachować w podobnej sytuacji. Nawet Tris zrobiłaby cokolwiek. Ale nie Mare. Mare tylko... wegetuje. I najwyraźniej jest jej z tym dobrze. Żeby nie było, że po prostu jej nie lubię - reszta bohaterów nie jest lepsza. Nie wiem co się stało, ale w tym tomie zatarły się między nimi wszelkie różnice. Wszyscy zachowują się tak samo. Jedynym jaśniejszym punktem jest tutaj Evangeline, wielka szkoda, że nie dostaliśmy więcej rozdziałów z jej perspektywy. To oficjalnie moja nowa ulubiona bohaterka całej serii i zarazem jedyna godna uwagi.

Odnoszę wrażenie, że zakończeniem autorka chciała nadrobić nudę pierwszych 300 stron, ale to też jej nie wyszło. Przyznaję, coś wreszcie zaczęło się dziać, przez wielką bitwę przebrnęłam bez większych problemów. Ale tu z kolei mamy przegięcie w drugą stronę. Nie idzie się połapać co się właściwie dzieje. Ostatnie 100 stron to jeden wielki chaos, jakby Pani Aveyard wrzuciła w nie wszystkie pomysły, jakie kiedykolwiek wylęgły się w jej głowie i zamieszała. Nic nie ma sensu, a do tego bohaterowie nagle zaczynają używać swoich zdolności zupełnie inaczej, jakby autorka jednym pstryknięciem załatwiła im dodatkowe moce. Nie wiadomo kto, z kim, jak, dlaczego. Było to widowiskowe, nie przeczę, ale ja tego nie kupuję.
- Gdy jesteś chory, kogo winisz? - dopytuję. - Ciało czy chorobę? (...)
- Winię lekarstwo, które nie zadziałało.

Jedyne, co mogę zaliczyć na plus, to niezły warsztat. Ale co z tego? Można opisać szklankę wody na 300 stron językiem Shakespeara, ale i tak nikt tego nie przeczyta. Nieważne, że zdania są ładnie zbudowane a wszystko jest poprawne pod względem stylistycznym. Do stworzenia dobrej książki potrzeba jeszcze jakiejś treści. A tutaj jest pusto. Ile można czytać o rzucaniu talerzami w ścianę? 5 stron. Może 10. Ale litości, nie 300! Ile gwiazdek można przyznać za dobry warsztat i szybką końcówkę? Naprawdę niewiele.

Gdyby nie fakt, że nienawidzę nie kończyć książek, poddałabym się przed 100 stroną. Gdyby nie moje postanowienie noworoczne o dokończeniu rozpoczętych serii, w życiu nie spojrzałabym nawet w stronę czwartego tomu. "Królewska Klatka" jest beznadziejna i trzeba to powiedzieć głośno. Zero akcji, zero życia w bohaterach, Mare irytująca jak nigdy wcześniej. Gdybym wiedziała jak się potoczy ten cykl, nigdy nie sięgnęłabym po pierwszy tom. Żałuję czasu straconego na tę pozycję, naprawdę. Mam dosyć pióra Pani Aveyard na długie miesiące. Życzę sobie i Wam jak najmniej takich książek. Nie polecam.

Moja ocena: 3/10

25 komentarzy:

  1. Dobrze, że nie ciągnie mnie do fantastyki i tego cyklu nie zaczęłam ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Również nie czytałam i chyba już nie sięgnę.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy jest sens marnować na nią czas...

      Usuń
    2. Kurcze, aż tak źle, miałam dać jej szansę, ale teraz to już sama nie wiem :(

      Usuń
  4. Próbowałam czytać pierwszy tom ale nie podołałam - nie dla mnie ta historia ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba się nie dziwię, chociaż pierwszy tom był niezły w moim odczuciu...

      Usuń
  5. chyba nie przypadłaby mi do gusu :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Skutecznie mnie zniechęciłaś ta recenzją ... Zycie jest za krótkie, aby marnowac je na czyatnie nieciekawych książek :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ostra recenzja, ale skoro książka słaba to widać taka musiala byc. Lubię jak blogerzy szczerze piszą co myślą o publikacjach a nie koloryzuja. Na pewno będę omijać tę serię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami mam opory jeśli to autor sam prosi mnie o recenzję, ale staram się zawsze być szczera :)

      Usuń
  8. "Można opisać szklankę wody na 300 stron językiem Shakespeara, ale i tak nikt tego nie przeczyta. Nieważne, że zdania są ładnie zbudowane a wszystko jest poprawne pod względem stylistycznym. Do stworzenia dobrej książki potrzeba jeszcze jakiejś treści" - a co sądzisz o "Traktacie o łuskaniu fasoli" Myśliwskiego? :) Prawdziwy talent potrafi tak "zagawędzić" czytelnika, że ten się nie oderwie, nawet kiedy czyta... właściwie o niczym szczególnym.

    Taka dygresja. Nie znam tej książki ani pierwszej części. Chętnie przekonałabym się, czy faktycznie jest taka nudna i nic się nie dzieje, ale na pewno nie będę jej specjalnie szukać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam traktatu, więc się nie wypowiem, ale postaram się poznać :) Niezależnie od tego jednak, Pani Aveyard nie potrafi dobrze pisać o niczym i to akurat nie podlega dyskusji :D

      Usuń
  9. Zacęciłaś mnie, żeby po nia sięgnąc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, ze zachęciłam tak negatywną recenzją :P Ale gusta są różne, może w Twój akurat ta powieść trafi idealnie :)

      Usuń
  10. Dziękuję, mam całą listę fajnych książek do przeczytania, także pasuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze, nie ma co tracić czasu na to badziewie :)

      Usuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!