Żyjemy w dziwnych czasach. Coraz bardziej brakuje nam czasu na wszystko, także na budowanie relacji z innymi ludźmi. Bo kto by miał czas szukać swojej drugiej połówki, zdobywać ją powoli, budować związek i poświęcać czas na jego pielęgnowanie? I tutaj wkracza Tinder. W przeciągu kilku sekund decydujesz czy ktoś Cię interesuje, umawiasz się z nim następnego dnia a po dwóch-trzech godzinach lądujecie w łóżku. Szybki, łatwy i przyjemny sposób by poczuć bliskość drugiego człowieka bez całego tego czasochłonnego związku. Joanna Jędrusik przez trzy lata korzystała z dobrodziejstw takiego sposobu życia, o czym opowiada nam w tej książce z nierzadko szokującymi szczegółami.
Ta książka to kolejny przykład sytuacji, gdy wydawnictwo chcąc zwiększyć sprzedaż książki, tworzy dla niej opis nie mający nic wspólnego z rzeczywistością. Obiecuje nam on "przezabawną" relację z tinderowych randek autorki i najwyraźniej widzi w niej autorytet, który ma nas nauczyć "obsługi relacji damsko-męskich". Cóż. Podczas lektury nie zaśmiałam się ani razu, a wręcz przeciwnie, była to lektura nadzwyczaj ponura i depresyjna. W dodatku im dłużej czytałam, tym bardziej się krzywiłam na wpisywane przez autorkę pseudofilozoficzne przemyślenia i w żadnym wypadku nie nazwałbym jej autorytetem od relacji damsko-męskich. Ona w ogóle nie powinna się w tej materii wypowiadać.
Przyznam szczerze, że po raz pierwszy chciałam odłożyć tę książkę już na 11 stronie. Ale czytałam dalej z jakąś perwersyjną ciekawością jak bardzo człowiek może być spierdolony. I nie chodzi mi tutaj o zwyczaje randkowe autorki - jest dorosła, niech robi co chce, ja nikomu pod kołdrę nie zaglądam. Chodzi mi o jej poglądy i zachowanie w sytuacjach, w których każdy człowiek z działającą moralnością zachowałby się zupełnie inaczej.
Może to jakaś Shadenfreude bardzo niskich lotów, ale jak oglądam czyjeś eksplodujące flaki i pourywane nogi, to moje życie wydaje się odrobinę mniej chujowe.
Z początku zapowiadało się nieźle. Ja sama określiłabym swoje poglądy gdzieś pomiędzy centrum a lewą stroną i mam ostrą alergię na fanatycznych prawicowców. Problem w tym, że nie lubię skrajności w żadną stronę. A już najbardziej nie lubię plujących jadem (i hipokryzją) feministek. Zawsze obiecywałam sobie, że na tym blogu nie będę poruszać spraw światopoglądowych, bo to prywatna sprawa każdego z nas i nie ma nic wspólnego z literaturą, ale tym razem muszę. Bo cholera mnie wzięła jak przeczytałam, że autorka się oburzyła jak facet dał jej swoją koszulę gdy trzęsła się z zimna w letniej sukience. Jestem pewna, że ona bez wahania dałaby szalik swojej przyjaciółce w takiej sytuacji i nie widziałaby w tym nic złego. To zwyczajny, miły gest, nie rozumiem co jest z nim nie tak gdy wykonuje go mężczyzna. To już nie jest równouprawnienie, to jawna dyskryminacja.
Pozwólcie, że przytoczę Wam dwie sytuacje. Gość, który podzielił się koszulą był supernieśmiałym gościem, który nie miał wielkiego doświadczenia z kobietami, a to, które miał, było kiepskie. W dodatku niedawno jego matka zmarła na raka (dlatego poszedł na medycynę z zamiarem znalezienia lekarstwa na raka). Autorka z jakichś powodów uznała to za niezwykle seksowne i poszła z nim do łóżka, bo było jej go żal. Ale to jeszcze nic. Gdy była na samotnym urlopie w górach, stwierdziła, że się nudzi. Znalazła więc na Tinderze jakiegoś biedaka, który skrępowany wyznał jej, że cierpi na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Co zrobiła autorka? Zmyśliła, że ona też, żeby chłopak poczuł, że spotkał bratnią duszę i się z nią przespał. No nie mam słów.
Wszyscy są cholernie mili, chwalą moje cycki, tyłek, chcą się znowu spotkać i napierdalają komplementami jak premier Morawiecki kłamstwami o polskiej gospodarce.
Pani Jędrusik ewidentnie jest nimfomanką. Bo jak inaczej nazwać kogoś, kto schodzi na przerwie na lunch do podziemnego parkingu tylko po to, żeby zrobić komuś loda w samochodzie, a dzień bez seksu z kolejnym partnerem uznaje za stracony? Jednak to bym jeszcze przeżyła, jak mówiłam ja nikomu pod kołdrę nie zaglądam. Ale myślałam, że nie zdzierżę gdy czytałam o jej poglądach na różnice klasowe i o tym, że ona nie będzie się umawiać z kimś o niższym wykształceniu, bo jak dała do zrozumienia, ten ktoś będzie zbyt głupi, żeby prowadzić z nim ciekawą rozmowę. Droga Pani Jędrusik, wielu moich znajomych nie ma nawet matury i wszyscy są jednymi z najinteligentniejszych ludzi, jakich znam, choć zgodnie z Pani filozofią, mając wyższe wykształcenie nie powinnam się z nimi zadawać. Może to dla Pani będzie szok, ale dyplom i praca w korpo nie czyni Pani ani lepszą, ani tym bardziej mądrzejszą od nikogo. Jedynie rozdyma Pani ego do niewiarygodnych wręcz rozmiarów. I nie mogę ani nie chcę powstrzymywać się przed nazwaniem Pani hipokrytką, gdy na jednej stronie wychodzi Pani z randki bo facet śmiał stwierdzić, że czarnoskórzy są źli, a na następnej piętnuje Pani osoby z niższym niż Pani wykształceniem. Wstyd.
Ciekawa jestem czy autorka w ogóle choć przez chwilę zastanowiła się nad tym, co pisze. Bo ja bym się chyba spaliła ze wstydu gdyby moja mama albo moje przyszłe dziecko przeczytali jak opisuję ze szczegółami robienie loda setkom nieznajomych (a potem uczucie pobcieranego gardła). Nawet na zwykłych znajomych nie mogłabym patrzeć już tak samo. A szef? Nie chcę nawet myśleć. Autorka szpanuje co chwilę mądrymi słowami i wspomina o wielkich współczesnych artystach chcąc chyba pochwalić się inteligencją i oczytaniem, ale nie bardzo jej się to udaje gdy z całej reszty tekstu aż bije po oczach pustogłowie. Używa też niewiarygodnej ilości wulgaryzmów. Po co? Nie mam pojęcia.
Klasizm na Tinderze jest ogromny, częściowo uzasadniony, bo przecież nie mam z chłopakami z zawodówki zbyt wielu tematów do rozmów.
Jedyną dobrą rzeczą w tej książce jest w miarę poprawny język. Kilka opowieści o sytuacjach, w których Pani Jędrusik nie popisuje się skrajną głupotą też jest nawet ciekawych. Poza tym to jedno wielkie narzekanie, że życie jest okropne. Autorka codziennie umawia się z innym facetem na seks, upija w trupa, wstaje z kacem i leci do swojego korpo zrzygać się na klawiaturę, po czym narzeka, że ze światem coś jest nie tak. Czy Wy to rozumiecie? Bo ja nie. Szkoda, że całą swoją energię przeznacza na bluzganie jadem w stronę mężczyzn zamiast spożytkować ją na poprawę tego rzekomo paskudnego życia. I to ma być ekspert do spraw damsko-męskich? Ja wysiadam.
Podsumowując, "50 Twarzy Tindera" to festiwal depresji, nimfomanii i hipokryzji. To niesmaczny i wulgarny monolog mający na celu nawrócić na wszystkich na jedyne słuszne poglądy autorki, z którymi w ogóle nie ma dyskusji. Kilka ciekawych opowieści niestety nie ratuje tej książki. Żal mi Pani Jędrusik, bo ewidentnie jest osobą głęboko nieszczęśliwą, ale mój żal trochę studzi fakt, że nie robi nic, żeby z tego nieszczęścia wyjść. Z przykrością stwierdzam, że ta książka była stratą czasu. Nie polecam.
Moja ocena: 3/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Czytam Pierwszy.
Szkoda, że książka tak bardzo rozczarowuje.
OdpowiedzUsuńBardzo szkoda. Miałam nadzieję na jakąś współczesną Bridget Jones czy coś a tu klops...
UsuńNie przepadam za takimi wulgarnymi książkami, te różne przemyślenia też pewnie byłyby dla mnie minusem. Gdyby ta książka wpadła mi w ręce to z ciekawości bym ją pewnie przeczytała, ale nie kusi mnie i szukać jej nie będę. :)
OdpowiedzUsuńJeśli wpadnie Ci w ręce to pamiętaj, że ostrzegałam :D
UsuńZawsze gul mi skacze, kiedy ktoś warczy na feministki (a zwłaszcza, gdy to kobieta), więc chciałabym dopytać: ona w tej książce sama określa się feministką, czy to Ty ją tak nazywasz? Oczywiście, są też takie, które przesadzają i są agresywne, ale zawsze jestem zwarta i gotowa do prostowania tezy, że wszystkie jak jeden mąż (jak jedna żona?) takie są. Feminizm to naprawdę fajna sprawa.
OdpowiedzUsuńA skoro książka tak Ci się nie podobała, to skąd aż trzy punkty? Szukam na blogu punktacji, ale nie widzę... Chyba, że masz taką samą jak na Lubimy Czytać, czyli że 3 - słaba.
Przyznam też, że po części chyba rozumiem, co autorka miała na myśli, pisząc o braku wspólnych tematów z chłopakami z zawodówki. Jeszcze kwestia tego, jak to pisała. Pracowałam swego czasu w firmie z masą facetów z max szkołą średnią i jakkolwiek nieraz pośmiałam się z nimi grubo, nie kojarzę ani jednej osoby (na ok. 150 mężczyzn), z którą mogłabym pogadać o książkach, filozofii czy chociażby o gwiazdach. A lubię, więc było mi trochę smutno. W paru przypadkach pytanie o książki wzbudziło śmiech i rzucenie na mnie dziwnego spojrzenia, więc... Pójść na piwo mogę, pośmiać się mogę, ale związku z taką osobą nie zbuduję.
Jeśli w jakikolwiek sposób Cię uraziłam, to serdecznie przepraszam. Przyznaję, że pisałam recenzję kilka godzin po lekturze i wciąż w emocjach mogłam nie wyjaśnić wszystkiego odpowiednio. Już to naprawiam.
UsuńPo pierwsze mam punktację, ale nigdy o niej nie pisałam. Oceniam poszczególne składowe i wyciągam średnią, niedługo zrobię na ten temat notkę. Ale mniej więcej pokrywa się z tą na Lubimy Czytać, czyli trzy to naprawdę słabo, chociaż jak się uprzeć to się przeczyta. Mimo wszystko język był poprawny, choć wulgarny, a część opowieści ciekawa.
Po drugie autorka sama mówi o sobie "feministka" i "lewaczka" i przypomina o tym co drugą stronę. Widziałam te słowa w tekście chyba z 80 razy.
Po trzecie - ja całym sercem popieram feminizm. Ale rozsądny. Przy czym nigdzie nie stwierdziłam, że wszystkie feministki są złe. Napisałam, że nie lubię tych rozwrzeszczanych, agresywnych hipokrytek, przez które ludzie się od feminizmu odwracają. A autorka właśnie do takich należy. Naprawdę jest wiele ważniejszych rzeczy, o które można walczyć niż sweter zaofiarowany przez faceta. Zwłaszcza, że w tym przypadku nie chodzi o gest, a o płeć - naprawdę jestem pewna, że gdyby to zrobiła kobieta nie byłoby tematu. A ja się z żadną dyskryminacją nie zgadzam. Z każdej strony tej książki bije pogarda dla mężczyzn a to nie o to chodzi. Autorka to jest ten typ, który rano spali stanik na manifestacji a wieczorem ubierze pod ogromny dekolt taki z czerwoną koronką i pójdzie szukać przygodnego seksu. Czytam teraz równocześnie książkę Michelle Obamy i widzę straszny kontrast. Bo Pani Obama w spokojny i wyważony sposób mówi o trudnościach, jakie napotykają kobiety. I robi coś, żeby im pomóc. Tak powinien wyglądać feminizm. Bo oburzanie się na zaoferowany sweter tylko mu szkodzi.
Co do różnicy w wykształceniu, to ja uważam, że nie muszę koniecznie z każdym napotkanym człowiekiem roztrząsać tez Kanta. Z moim partnerem o tym nie porozmawiam, a on nie porozmawia ze mną o motoryzacji. Owszem, mamy znaczną różnice w wykształceniu. Ale mamy wystarczająco dużo innych tematów do rozmów, a tak sobie myślę, że w związku nie liczy się filozofia, ale miłość, czułość i troska. Do tego nie trzeba robić habilitacji. Ale oczywiście to moje zdanie i szanuję ludzi, którzy myślą inaczej. Związek jest ich prywatną sprawą i ani mi w głowie się wtrącać. Problem mam jednak ze stosunkiem autorki do osób z niższym wykształceniem, bo w jej słowach o takich ludziach wyraźnie pobrzmiewa kpina i - ponownie - pogarda. Uważam, że to zwyczajnie złe.
Mam nadzieję, że teraz wszystko jasne :)
Nie poczułam się urażona, tylko kita mi się nastroszyła, ale chciałam dopytać, czy słusznie ;) Nie no, skrajności nigdy nie są dobre. Sama bym naszarpała uszu takiej kobitce, która obrusza się o wszystko, wszystko ją obraża, każdy miły męski gest odbiera jako traktowanie jak gorszą. Nie chciałabym po prostu, żeby na hasło "feminizm" od razu się krzywiono, a feministkę kojarzono wyłącznie z krzykliwą, wredną babą (pewnie bez chłopa, bo kto by z taką wytrzymał). Wychodzi na to, że autorka robi feminizmowi niedźwiedzią przysługę :/
UsuńRozumiem, o co chodzi z oceną. Mam czasem problemy z wystawieniem oceny książce z bohaterem, który mnie drażni, ale staram się to pomijać i oceniać samą książkę (styl, fabułę etc.). Choć o różnicy poglądów chętnie napiszę ;)
Każdy związek jest inny. Nic mi do tego, jak ludzie się dobierają :) U nas jest tak, że rozmawiamy o wszystkim, czy się to mojemu podoba, czy nie ;) Co wyczytam i mnie zaciekawi, to od razu mu przekazuję (od niedawna oboje pracujemy zdalnie, więc 24h na dobę jesteśmy razem). Nie czułabym się komfortowo, gdybym miała tematy, których nie mogłabym z nim poruszyć. Tak samo jak z osobą, którą lubię, czy to w pracy, czy prywatnie. Jeśli to taki se o, zwykły znajomy, mogę bez problemu prowadzić z nim smoltoki, ale jeśli chciałabym poznać się z nim bliżej, chętnie porozmawiałabym też o czymś innym niż impreza, na której był ostatnio. Ale wiem, że to indywidualna sprawa. Wyjaśniłaś też, jakie miała do tego podejście bohaterka. Wydaje mi się, że nic wartościowego nie znalazłabym dla siebie w tej książce, więc nawet gdybym miała okazję ją przeczytać, darowałabym sobie.
Razem 24 godziny na dobę *.* Chciałabym tak z Moim, bardzo! Chociaż nie wiem czy po pewnym czasie nie wystawiłabym go na klatkę schodową mając dosyć i chcąc chwili spokoju xD
UsuńJestem tej książki ciekawa, więc na pewno ją przeczytam :D
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM NA MÓJ BLOG
Cóż, ja ostrzegałam, jeśli wciąż chcesz czytać to na własną odpowiedzialność ;)
UsuńBędę omijać szerokim łukiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Pozdrawiam również :)
UsuńNie znam tej pozycji, ale na tindera nie zwracam uwagi więc i ksiązki nie zamierzam czytać ;)
OdpowiedzUsuńJa trochę chciałam zobaczyć o co w tym Tinderze chodzi, ale więcej zainteresowania również nie zamierzam mu poświęcać :)
UsuńRecenzja aż buzuje od emocji. Przyznam że byłam ciekawa tej książki. Miałam nadzieję że dostanę społeczna rozprawę. Musze wszystko jeszcze przemyśleć
OdpowiedzUsuńJeśli Cię ciekawi to przeczytaj, ale ostrzegam, że zamiast społecznej rozprawy dostaniesz mnóstwo nierozsądnego i moralnie wątpliwego seksu przyprawionego rozgoryczeniem. Można przeczytać raczej ku przestrodze.
UsuńO książce nie słyszałam, nie czytałam. Tytuł wydaje mi się być trochę słaby, bo wiadomo o co autorce chodziło. Jeśli chodzi o samą tematykę to jest dość ciekawa, zwłaszcza, że randkowanie przez aplikacje jest co raz bardziej popularne. Muszę przyznać, że jestem zaciekawiona tą książką, jeśli będę miała okazję to z pewnością jej się przyjrzę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Masz rację, popularność takiego randkowania rośnie. Sama wzięłam się za lekturę żeby zobaczyć o co w ogóle chodzi, bo jako że jestem w związku, ten cały Tinder jest mi obcy. No i cóż, zobaczyłam, ale nie wiem czy jestem z tego faktu zadowolona...
UsuńKsiążka zbytnio mnie nie zaciekawiła :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com
Nie dziwię się xD
UsuńChyba tym razem podziękuję :)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej słusznie.
UsuńNie poczułam się zainteresowana tą książką
OdpowiedzUsuńI całe szczęście :D
UsuńUf.. xD
UsuńSzkoda czasu na takie książki...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Dokładnie :)
UsuńNie korzystam z Tindera, nie czuję takiej potrzeby :)
OdpowiedzUsuńTez nie korzystam, nie wiem o co w nim chodzi i dlatego byłam ciekawa. Cóż, Bozia pokarała ciekawość xD
Usuńja Narzeczonego poznałam na Tinderze. I wcale nie uważam że jest to portal tylko na szybkie bzykanko bo tam naprawdę jest masa wartościowych ludzi, którzy po prostu czują się samotni i szukają drugiej połówki
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie poczułaś się urażona moją recenzją? Chcę podkreślić, że nie mam nic do Tindera, to sposób, w jaki używa go autorka mnie odrzuca. Ja Tindera nigdy nie używałam, nie bardzo nawet wiem na czym polega, więc się nie wypowiadam. A mojego pierwszego chłopaka też poznałam w internecie :) Niestety okazał się świrem tak wielkim, że potem przez 8 lat na wszelki wypadek dawałam na dzień doby kosza każdemu, kto się zbliżył na 100 metrów do mnie. Ale cieszę się, że Ty znalazłaś szczęście i życzę Wam obojgu wszystkiego, co najlepsze :)
UsuńWydawać by się mogło, że taka książka nie ma sobą nic do zaprezentowania, a proszę. Jednak co człowiek to przypadek. Każda historia jest inna i niektóre zaczynają się tam.
OdpowiedzUsuńSama aplikacja nie jest ani dobra ani zła - to zależy od ludzi, którzy jej używają. Autorka nie podnosi w tym przypadku poziomu, ale kilku porządnych, fajnych użytkowników Tinder z pewnością ma :)
UsuńO matko, jak ja nie cierpię takich książek.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że i wydawnictwo i autor nastawili się tylko na zysk z tych biednych ludzi, którzy kierowani dobrym opisem okładkowym nastawili się na ciekawą lekturę. A w środku co? Guzik z pętelką.
TRAGEDIA.
Pozdrawiam ciepło :)
Kasia z niekulturalnie.pl
Dokładnie. A ja mam wybitnego pecha do takich pozycji ostatnio :(
UsuńTytuł brzmi fajnie, ale jak tylko przeczytałam recenzję to mi się odechciało. Swoją drogą, recenzja bardzo wciągająca.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję :) I jeszcze raz odradzam lekturę.
UsuńDzięki za przestrogę. To czasem ważniejsze od zachęty.
OdpowiedzUsuńJeśli ma to kogoś uchronić przed rozczarowaniem, zwłaszcza jeśli miał w planach ową rozczarowującą pozycję, to cała przyjemność po mojej stronie :)
Usuń