Rodzeństwo Baudelaire, czyli Wioletka, Klaus i Słoneczko, spędzają właśnie całkiem przyjemny dzień na plaży, gdy dostają tragiczną wiadomość - ich rodzice zginęli w pożarze, który strawił również ich dom. Zgodnie z ostatnią wolą rodziców trafiają do najbliżej mieszkającego krewnego, hrabiego Olafa. Decyzja o powierzeniu mu sierot jest o tyle niefortunna, że hrabia Olaf to nieczuły gbur, który traktuje dzieci gorzej niż zwierzęta. A to dopiero początek serii nieszczęść - prawdziwe kłopoty zaczną się gdy okaże się, że budzący grozę opiekun ma wobec rodzeństwa niecne plany...
O "Serii Niefortunnych Zdarzeń" słyszałam wielokrotnie. Kilka razy przeszło mi przez myśl, że mogłabym tę serię przeczytać, ale jakoś nie mogłam się zebrać. Było dużo o wiele ciekawszych książek, a czasu jak zwykle za mało na nie wszystkie. Dopiero po lekturze cyklu recenzji kolejnych tomów autorstwa Ambiwalentnej na jej blogu Magia Słów, wreszcie podjęłam decyzję i ruszyłam tyłek do pobliskiej biblioteki. I tak oto rozpoczęłam moją przygodę z kolejną serią książek dla dzieci, co skłania mnie do zastanowienia czy aby nie mam z nałogowym czytaniem tego typu książek poważnego problemu...
To będzie krótka recenzja, bo i niewiele jest do recenzowania - "Przykry Początek" ma format wyraźnie mniejszy niż A5, ogromną czcionkę i marginesy, a do tego tylko 176 stron. Przeczytanie tej książki niespiesznym tempem zajęło mi około godziny. Lekturę zakończyłam z mieszanymi uczuciami i podejrzeniem, że być może porwałam się na pozycję dla zbyt młodego czytelnika. Bo widzicie, ja kocham książki dla dzieci i tej młodszej młodzieży: Harry Potter, Percy Jackson, "Nevermoor", "Cmentarzysko", "Lalkarz z Krakowa", "Ania z Zielonego Wzgórza", "Złodziejka Książek" - czytałam ich mnóstwo w ciągu ostatniego roku czy dwóch i wszystkie mi się podobały, wszystkie oceniłam bardzo wysoko, niektóre zdobyły nawet najwyższą możliwą ocenę. A "Przykry Początek"... cóż. No nie zachwycił mnie i już.
Z bajki o Królewnie Śnieżce wynika morał: "Nigdy nie jedz jabłek ". A z pierwszej wojny światowej wynika morał: "Nigdy nie dokonuj zamachu na arcyksięcia Ferdynanda".
Najpierw plusy. Rodzeństwo Baudelaire jest bardzo sympatyczne i budzi zdecydowanie ciepłe uczucia, hrabia Olaf zaś przypomina nieco Gargamela (kto oglądał Smurfy w paśmie Dobranocki ręka w górę!) i wydaje się być idealnym czarnych charakterem dla najmłodszych czytelników. Mamy tutaj dużo akcji i dialogów, co pozwala utrzymać zainteresowanie dzieci, a sposób narracji przykuwa je jeszcze bardziej - wydaje się, że narrator zwraca się wprost do dziecka, często spotykałam sformułowania w stylu "na pewno wiesz, drogi czytelniku", dzięki temu młody czytelnik może się w jakiś sposób włączyć w opowieść, wziąć w niej udział. Sama historia jest ciekawa. Ale tym, co podobało mi się najbardziej jest fakt, że narrator tłumaczy trudne słowa, których używa, np. "zdezelowany" tłumaczy jako zużyty, stary, itd. Dla najmłodszych z pewnością jest to pomocne i w przyjemny sposób poszerza zasób ich słownictwa.
Czasem wystarczy powiedzieć głośno, że się czegoś nienawidzi i usłyszeć, że ktoś się z nami zgadza, aby poczuć się lepiej nawet w najgorszej sytuacji.
Teraz minusy. Historia była ciekawa, owszem, ale mnie nie wciągnęła tak bardzo, jak się spodziewałam. Była za to o wiele bardziej zagmatwana i pokręcona niż oczekiwałam. Z perspektywy starszego czytelnika to dobrze, ale pamiętajmy, że mówimy o książce dla dzieci. Jeśli zakładamy, że czytelnik jest na tyle młody, by zachodziła konieczność tłumaczenia co znaczy "zdezelowany", to dlaczego zakładamy, że tak młody człowiek zrozumie zawiłości prawa matrymonialnego i spadkowego? Dlaczego zakładamy, że zna w ogóle takie wyrażenia, chociaż nie zna słowa "zdezelowany"? Oj, bardzo mi to zgrzytało. Śmiem również twierdzić, że może być zbyt mocna i drastyczna dla najmłodszych, przynajmniej niektórych. W notesie z notatkami na temat czytanych książek do późniejszej recenzji zapisałam "ta książka jest chora". Skoro ja miałam takie odczucia, co pomyślą dzieci?
Książka była przyjemną lekturą, ale nic ponad to. Umiliła mi godzinę życia, jednak nie utkwiła zbyt mocno w pamięci. Waham się czy sięgać po kolejne tomy czy odpuścić. Nie mam jakiegoś specjalnego parcia, ale z drugiej strony lektura nie była zła, a co jeśli kolejne tomy - o większej objętości - są lepsze? Jest całkiem możliwe, że mimo wszystko będę tę serię kontynuować. Tymczasem młodszych czytelników zachęcam do zapoznania się z książką - starszym polecam również, ale raczej tym, którzy gustują w literaturze dziecięcej.
Moja ocena: 6/10
Ja raczej nie przepadam za książkami dla takiej młodszej młodzieży i ta na pewno, by do mnie nie przemówiła.
OdpowiedzUsuńPewnie tak, tym bardziej, ze nie do końca przemówiła nawet do mnie...
UsuńAh, jak miło mi, że udało mi się Ciebie zainspirować. ;) Ja wiedziałam czego się spodziewać po książkach, bo oglądałam cudowny serial Netflixa, więc wiedziałam, że warto czekać i że cała Seria całościowo to arcydzieło. Nie wiedząc co się dalej zdarzy pierwsze kilka tomów jest bardzo podobnych i schematycznych, bo cały wątek tajemnic i zagadek zaczyna się dopiero później. Także polecam Ci równolegle zacząć serial! I coś z tym jest, że młodszy czytelnik może mieć momentami problem. Ja w wieku 21 lat doceniam metafory, porównania, trudne słowa i sposób w jaki prowadzona jest narracja i uznaję to za genialne, ale nie wiem czy byłabym w stanie docenić to tak samo, mając o połowę lat mniej.
OdpowiedzUsuńNo dokładnie. Jestem w kropce jeśli chodzi o wiek czytelnika, o którym myślał autor. Nie wiem czy coś mi wyjdzie z oglądania serialu, bo ja się ciężko zbieram do oglądania czegokolwiek, 1-2 seriale na rok to moja średnia :D Ale pewnie sięgnę po kolejne tomy, może one mnie do oglądania zachęcą :)
UsuńTym razem sobie odpuszczę. 😊
OdpowiedzUsuńW tym przypadku nie namawiam, bo sama nie jestem pewna swoich odczuć...
UsuńNie dla mnie i dla mojej córy też jeszcze nie, ale pewnie Ci starsi będą usatysfakcjonowani :)
OdpowiedzUsuńPewnie tak. A córa też może spróbować jak nieco podrośnie :)
UsuńKiedy ja to czytałam? Oj dawno... Straa jestem xD
OdpowiedzUsuńZałożę się, że nie starsza ode mnie ;)
UsuńZłapałam się na zdziwieniu: Ktoś nie oglądał "Smerfów"? A potem zdałam sobie sprawę, że przecież już nie ma Dobranocki, a "Smerfy" były daaawno temu dla dzisiejszych np. 20-latków :)
OdpowiedzUsuńJa oglądałam i Smurfy są emitowane chyba na Polonii i na TVP ABC :D I Gumisie pamiętam, Żwirka i Muchomorka, Reksia, Krecika, Rumcajsa, Baltazara Gąbkę, Misia Koraglora, Pik-poka, Koziołka Matołka, Dudusia Wesołka.... Stara jestem xD
UsuńNie zapominajmy o Misiu Uszatku ;) Ale aż tak źle nie jest, moja siostra ma... (wyższa matematyka) ...23 lata i wciąż kojarzy i Smurfy i Gumisie - ale reszta obawiam się może być zbyt stara dla niej :)
UsuńLubię książki dla dzieci, ale po tą raczej nie sięgnę - to raczej nie mój typ literatury dziecięcej.
OdpowiedzUsuńnie dla mnie:D
OdpowiedzUsuńRozumiem :)
UsuńRaczej sobie odpuszczę, bo nie jest to dla mnie :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com
Nie ma problemu, rozumiem :)
UsuńChyba jednak wyjątkowo sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia!
Wyjątkowo nie namawiam :D
UsuńPrzypomniałaś mi, że miałam zamówić 'złodziejkę książek' :D
OdpowiedzUsuńOmówiona książka mnie nie zaciekawiła :)
"Złodziejkę Książek" tez gorąco Ci polecam :)
UsuńCzytałam kiedyś pierwsze części. W tej nie podobało mi się zakończenie. Względem prawa jest absurdalne.
OdpowiedzUsuńZgadzam się. I przekombinowane, zwłaszcza jak dla dzieci.
UsuńHmmmm po opisie zapowiada się nawet całkiem ciekawie, ale chyba nie jest to poozycja , którą koniecznie muszę przezcytać., Choć nazwisko rodzeństwa bardzo dobrze mi się kojarzy ;-)
OdpowiedzUsuńMnie też się z czymś kojarzy, ale nie mogę skojarzyć z czym...
UsuńTę książkę docenia się z wiekiem :)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że wszystkie książki dla dzieci docenia się z wiekiem ;)
Usuń