piątek, 19 lipca 2019

"Kastor" - Agnieszka Lingas-Łoniewska

Konstanty Lombardzki jest poważanym dyrektorem dużego przedsiębiorstwa. Sukces w biznesie odniósł dzięki swojej bezwzględności i niemal całkowitemu brakowi empatii, mającym swoje źródło w traumatycznych doświadczeniach z przeszłości. Te same cechy pomagają odnosić sukcesy również Kastorowi - jego alter-ego. Kastor to tajemniczy zawodnik MMA, który nigdy nie ściąga maski ukrywającej jego tożsamość. W murze, którym Konstanty otoczył oba swoje wcielenia, zaczynają jednak pojawiać się pęknięcia gdy jego firma zatrudnia nową sprzątającą - Anitę Sokół. Anita jest cicha i ewidentnie zastraszona. W Kastorze budzą się nieznane mu dotąd uczucia. Dwoje poranionych przez los ludzi zaczyna ostrożnie opuszczać przed sobą gardy.


Z Panią Lingas-Łoniewską spotkałam się do tej pory tylko raz, przy okazji niezwykle uroczej historii zatytułowanej "Randka z Hugo Bosym". Byłam absolutnie oczarowana tą powieścią, dlatego gdy usłyszałam, że autorka wydała nową książkę, nie mogłam obok niej przejść obojętnie. Tak więc sięgnęłam po "Kastora", pierwszy tom serii "Bezlitosna Siła", nastawiając się na równie dobrą zabawę, jak przy poprzedniej powieści. I co? I nie wiem. Jeszcze chyba z żadną książką nie miałam takich problemów, gdy przychodziło do oceny. Nawet mój sprawdzony system ocen zawiódł, bo co chwilę zmieniałam zdanie. Nie wiem co myśleć. Wiem za to z całą pewnością, że "Kastor" nawet się nie zbliżył do poziomu "Randki z Hugo Bosym".

Źródłem moich wątpliwości jest fakt, że choć widzę w tej książce mnóstwo niedociągnięć i wiele razy aż się krzywiłam podczas lektury, to i tak wciągnęła mnie tak, że pochłonęłam ją w jeden dzień i czytałam na komórce nawet stojąc w kolejce do kasy w Tesco. I całkiem nieźle się przy tym bawiłam. Kompletnie siebie samej nie rozumiem. Może upały - słoneczko przygrzało mi odrobinę mózg? Może wakacyjny nastrój mi się udzielił i zapragnęłam lżejszej lektury tylko i wyłącznie dla rozrywki? A może to Pani Lingas-Łoniewska jest czarodziejką i uroki jakieś na swoją powieść nałożyła. W każdym razie nie mogę z czystym sumieniem przyznać tej książce oceny ani niskiej, ani wysokiej. Pat.

- Gdzie ja cię znalazłem, mała?
- W piekle.
- Cholernie ciekawe miejsce, samych fajnych ludzi tam spotykam.

Co było dobrze? Nie wiem. Głupia jakaś dziś jestem, nic nie wiem. Nie potrafię wskazać elementu, który sprawił, że chodziłam po ulicach ze wzrokiem utkwionym w komórce, zaczytana po uszy. Dobrze, że mój partner szedł obok (totalnie ignorowany) i dyskretnie mną kierował, żebym nie wchodziła w lampy uliczne. Myślę, że autorka ma po prostu talent do pisania. Potrafi pisać tak, że z każdego słowa bije jakiś magnetyzm, który człowieka przyciąga i nie pozwala mu się oderwać. Nie chodzi mi o warsztat, chociaż ten jest znakomity, ale o... o coś, czego nie potrafię nazwać. Ale mam przeczucie, że choćby Pani Lingas-Łoniewska napisała rozprawę naukową na temat wpływu rodzaju gleby na mieszkające w pobliżu mrówki, ja i tak przepadłabym w lekturze.

Co było źle? Cała historia i jej bohaterowie wydają mi się... mało prawdopodobni. Poszczególne elementy są ok, ale zebrane razem tworzą w moim odczuciu coś ocierającego się o absurd. Nie mam nic do postaci Konstantego. Nie mam problemu z jego bezdusznością i bezwzględnością, nie przeszkadza mi jego historia. Ale gdy spotkanie Anity odmienia go jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i zakochuje się w niej w 3 dni i po 3 zamienionych ze sobą zdaniach - to ja zaczynam jednak mieć z tym problem. Podobnie nie mam nic do Anity, ma ciekawą historię, która nawet trzyma się przysłowiowej kupy. Logicznie wynika z niej strach i paniczne wręcz unikanie kontaktu. I znowu problem pojawia się gdy obaj bohaterowie się spotykają i Anita ni z gruchy ni z pietruchy zakochuje się w Konstantym. Taka była zastraszona, taką miała traumę, a tu wystarczy, że gość się do niej kilka razy grzecznie odezwie a już się do niego klei. No mało to logiczne, sorry.

Każdy jej dotyk, jej spojrzenie, były dla mnie jak uderzenie w sam środek mojej czarnej duszy. Ona wprowadzała tam światło. Rozjaśniała moje myśli i chociaż sama wciąż była w mroku, sprawiała, że w moim życiu zaczynało się przejaśniać.

Takich elementów było więcej, ale nie będę tu o nich wszystkich pisać. Napiszę tylko - bez spojlerów - że zadziwiło mnie zakończenie. Mamy tak grubą intrygę, tak niebezpiecznych ludzi, tak poważne zagrożenie i nagle czarne charaktery o wszystkim zapominają bo... cholera, pochopnie obiecałam brak spojlerów... jak to napisać? Bo Kastor zrobił co zrobił. A zrobił niewiele i kompletnie nie umiem zrozumieć jakim cudem to rozwiązało wszystkie problemy bohaterów. Bo to, co zrobił, było totalnie nieadekwatne do problemu i nie miało prawa zadziałać. Ale zadziałało i ja tego nie ogarniam. Chociaż muszę przyznać, że było widowiskowo. Nie da się zaprzeczyć. Wręcz nie mogłam się oderwać, a brak logiki uderzył mnie dopiero po zakończeniu lektury.

Jak ocenić taką książkę? Książkę, która pełna jest niedociągnięć, ale wciąga czytelnika i nie daje mu się oderwać, niczym czarna dziura? Czy ją polecić? Cóż, zaufam Waszej ocenie. Uczciwie uprzedzam, że sporo tutaj słabych stron, ale nie zamierzam też ukrywać, że mimo to bawiłam się świetnie podczas lektury i nie żałuję czasu, który na nią poświęciłam. Niech każdy z Was zdecyduje, który element jest dla niego ważniejszy. Ja stoję na stanowisku, że wszyscy czytamy przede wszystkim dla przyjemności, więc jeśli dana książka sprawiła nam przyjemność, to było warto. A mnie "Kastor" sprawił przyjemność, więc ja ze swojej strony mimo wszystko polecam - ale Wy dobrze przemyślcie sprawę, zanim zaczniecie czytać.

Moja ocena: 6/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Czytam Pierwszy.

18 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Też bym podziękowała, gdyby nie poprzednia książka tej pani. Narobiła mi nadziei...

      Usuń
    2. Szkoda... szkoda ze tutaj klątwa drugiego tomu zadziałała ;/

      Usuń
  2. Czytałam 3 książki autorki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to dopiero druga, ale niedługo pewnie sięgnę po trzecią :)

      Usuń
  3. Wiem, że nie ocenia się książki po okładce, ale ta jakoś mnie zniechęca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, mnie też! Omijam szerokim łukiem gołe klaty na okładce, bo wiem, że to nie moje klimaty. Ale cały czas miałam w pamięci poprzednią książkę autorki, która jako żywo przypominała mi Brigdet Jones, i przy której bawiłam się świetnie, więc się przełamałam. Ale to nie to, na co miałam nadzieję :(

      Usuń
  4. Czytałam tak różne opinie na temat tej książki, że przyznam szczerze jestem mocno skołowana. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjaśnię - fanki gatunku, czyli popularnego ostatnio połączenia romansu z erotykiem, mają tendencję do zachwycania się każdą książką tego typu, bo lubią takie opowieści. Ja takie opowieści traktuję z lekkim zaciekawieniem i niczym więcej, więc nie przymykam oczu na niedociągnięcia. Wszystko zależy od gustów czytelniczych, więc najlepiej przeczytaj recenzję kogoś, kto lubi to, co Ty :)

      Usuń
  5. Hm, nie jestem pewna czy chciałabym sięgnąć po tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ja sama bym nie chciała, gdybym wiedziała, że to będzie tak inne od poprzedniej książki autorki, którą miałam okazję czytać :D

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Nie będę się specjalnie smucić, że do tej konkretnej książki nie zachęciłam :D

      Usuń
  7. Za dużo tych niedociągnięć ^^ i Ci bohaterowie, i ta treść. Chyba jednak nie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety. Ale oceny są skrajne, wszystko zależy od tego, czy człowiek lubi ten gatunek. Jeśli nie lubisz, to zdecydowanie nie polecam.

      Usuń
  8. Mam wrażenie że cała Polska czyta te książkę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo autorka jest naprawdę popularną i szanowaną pisarką. Poza tym jednak w kręgach blogosfery promocja na czytampierwszy.pl robi swoje ;) A reszta czyta pewnie z ciekawości o co ten cały hałas. I tak się kręci...

      Usuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!