czwartek, 5 września 2019

"Miasto Dziewcząt" - Elizabeth Gilbert

19-letnia Vivian nigdy nie czuła wielkiego pociągu do zdobywania wiedzy, nie czuje się więc ani zaskoczona ani tym bardziej smutna gdy prestiżowa szkoła Vassar College po roku nauki odsyła ją do domu. Wkrótce jej rodzice, zmęczeni widokiem znudzonej, snującej się po korytarzach nastolatki, postanawiają wysłać ją do Nowego Jorku, do ciotki prowadzącej podupadający teatr rewiowy. Dziewczyna z dnia na dzień trafia do zupełnie innego świata - do świata przystojnych amantów, pięknych showgirls, całonocnych imprez i nieznanych jej dotąd doświadczeń cielesnych. Vivian jest tym wszystkim oczarowana. Czuje, że znalazła nareszcie swoje miejsce na świecie i bez wahania rzuca się w sam środek tego pięknego chaosu, jakim jest nocne życie Nowego Jorku w roku 1940. Nie myśli o konsekwencjach, ale one wkrótce nadejdą i ściągną bujającą w obłokach dziewczynę na ziemię. A upadek będzie bolesny...


Powszechnie wiadomym jest, że nie czytam książek, których akcja rozgrywa się podczas wojen światowych. Nie dlatego, że jestem wrażliwa i nie mogę znieść okrucieństw wojny. Nie. Temat zwyczajnie mnie nudzi. Na śmierć. Ot prawdziwe okrucieństwo - kazać mi czytać o wojnie. I nagle pojawia się zapowiedź książki, która mnie zachwyca. Nowy Jork, nocne życie, teatr rewiowy, skandal. I tylko ten rok 1940... Ale mówię sobie, co mi tam. Może jakoś przebrnę. Spróbuję przynajmniej. Zaczynam więc czytać i okazuje się, że jeśli powieść jest świetna, to i tę wojnę jakoś przeżyję. A ta powieść jest naprawdę świetna.

Vivian, ach, Vivian. Znudzona 19-latka z prowincji, która trafia do wielkiego miasta. I to do teatru rewiowego! Kto by się nie zachwycił? Kto by się nie zachłysnął tym blichtrem, tą urodą, młodością, alkoholem i seksem? Sama to widziałam, gdy dziewczyny z maleńkich mieścinek przyjeżdżały studiować w Krakowie, a ja, jako miejscowa, zabierałam je na rajd po klubach nocnych. Widziałam rzeczy, które lepiej przemilczeć, a i sama mam kilka ciekawych wspomnień z czasów gdy zachłysnęłam się nie wielkim miastem, ale wolnością związaną z posiadaniem dowodu (a wcześniej  psiapsiuły z podrobionym dowodem). I może własnie dlatego tak dobrze rozumiem Vivian i pałam do niej tak ogromną sympatią - choć przyznaję, że momentami przydałby się jej ktoś, kto zdzieliłaby ją przez łeb, żeby zaczęła myśleć. Ale to właśnie czyni ją postacią autentyczną. Jestem też już na tyle stara, żeby zrozumieć również przemianę jaką przeszła pod wpływem swoich doświadczeń. Dla mnie to jedna z najbardziej autentycznych bohaterek w literaturze. Amen.

Chciałam więcej i nie chciałam więcej.
Stara, powszechnie znana opowieść z życia dziewczyny.

Wraz z Vivian dojrzewa nam sama opowieść. Z początku jest to manifest młodości, beztroskiej i nieodpowiedzialnej, potem opowieść o konsekwencjach i mozolnej pracy towarzyszącej dojrzewaniu charakteru, by w końcu przemienić się we wzruszającą historię o miłości we wszystkich jej przejawach. Jest to również swego rodzaju celebracja kobiecości, ale także różnorodności i tolerancji. To opowieść o tak wielu warstwach, że z pewnością nie uda mi się tutaj powiedzieć o wszystkich, więc nie będę nawet próbować. Powiem tylko, że ta książka zmusza do myślenia. Nie do roztrząsania swoich błędów i biczowania się z ich powodu - raczej do ich analizowania i czerpania z nich nauki na przyszłość, do zaakceptowania faktu, że bez naszych doświadczeń nie bylibyśmy tym, kim jesteśmy. Nawet jeśli doświadczenia te są bolesne czy wstydliwe.

Autorka ma bardzo dobry warsztat i niezwykłą lekkość prowadzenia opowieści. Wszelkie dygresje zdają się jak najbardziej na miejscu, czyta się to szybko i łatwo. jest to tym bardziej zaskakujące, że nie wspiera tego efektu szybka akcja, jak to zwykle bywa. Tutaj akcja płynie powoli, nawet bardzo. Oczywiście jest kilka momentów gdy przyspiesza, ale nawet wtedy wydaje się, że narratorka, czyli 89-letnia Vivian we własnej osobie, mówi z tym samym spokojem, a może wręcz obojętnością. Daje nam to bardzo ciekawy efekt, z jednej strony zabierając nam miejsca, gdzie serce czytelnika może zabić szybciej, a z drugiej osobliwie podbijając wszystkie emocje, jakie autorka chce nam przekazać. A jako że cały czas pisze tylko o Vivian, czuję się w obowiązku zapewnić, że "Miasto Dziewcząt" pełne jest barwnych, żywych postaci, a każda z nich przychodzi do czytelnika ofiarowując mu płynącą z niej mądrość.

Młodość to niezastąpiony skarb, a jedyna zbożna rzecz, jaką można zrobić z niezastąpionym skarbem, to zmarnować go. Dlatego wykorzystaj swoją młodość jak należy Vivian: roztrwoń ją.

Na koniec sobie zostawiłam kilka drobnych wad. Chociaż sposób prowadzenia akcji mi się podobał, to mimo wszystko w przypadku tak długiej opowieści nieco brakowało mi tych miejsc przyspieszenia. Brakowało mi miejsc, które czytałabym z wypiekami na policzkach zapomniawszy o całym świecie. I choć cała historia została zamknięta bardzo sprawnie i sensownie, to zabrakło mi też punktu kulminacyjnego - a raczej odniosłam wrażenie, że punkt kulminacyjny przemigrował z zakończenia książki gdzieś w okolice jej połowy. Było to dość osobliwe.

"Miasto Dziewcząt" to o wiele więcej niż widniejąca w nocie od wydawcy opowieść o nierozsądnej nastolatce - tylko jak Wam o tym opowiedzieć nie zdradzając za dużo? Musicie uwierzyć mi na słowo, że nota to tylko czubek góry lodowej, a prawdziwa wartość tej książki jest skryta pod wodą. To historia, z której każdy z nas może wyciągnąć dla siebie naukę. Piękna opowieść, piękni bohaterowie, piękne przesłanie. To pozycja zdecydowanie warta przeczytania, do czego niniejszym wszystkich Was gorąco zachęcam.

Moja ocena: 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Rebis.

38 komentarzy:

  1. dużo jest powieści o nastolatkach... nie wiem czy to mnie korci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To właściwie nie jest powieść o nastolatkach. To historia całego życia, nastolatką jest główna bohaterka tylko na początku :)

      Usuń
    2. hm no nie wiem muszę podumać:)

      Usuń
  2. Przekonałaś mnie, dam jej szansę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro polecasz - to zapisuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, myślę, że naprawdę przypadnie Ci do gustu :)

      Usuń
  4. Do tej pory, nie poświęcam tej książce zbyt dużo uwagi, ale po Twojej recenzji myślą, że w wolnej chwili po nią sięgnę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli książka którą można okreslić "pozory mylą" - skrywa coś więcej i to "coś" trzeba odkryć a jest jeden sposób :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :) Bardzo przyjemne są takie literackie zaskoczenia :)

      Usuń
  6. Gdyby nie podsumowanie to pewnie bym ominęła szerokim łukiem ale skoro niesie coś ze sobą pod wodą ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czuję się zachęcona do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dla mnie akurat nie jest problemem akcja rozgrywająca się w czasie wojen światowych, powiem więcej, chętnie sięgam po takie książki. Dlatego też, bardzo zainteresowała mnie Twoja recenzja, a zwłaszcza to, że ta powieść jest czymś więcej, niż historią nierozsądnej nastolatki. Chętnie odkryję czym jest :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetna recenzja. Namówiłaś mnie, zwłaszcza że ja akurat lubię powieści o tematyce wojennej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta wojna tam dość delikatnie zaznaczona, ale myślę, że może Ci się spodobać :)

      Usuń
  10. Jeśli Ty piszesz, że warto, to zapewne warto. Zastanawiałam się nad tą książką, teraz sięgnę :)
    pozdrawiam

    ps "Jedz, módl się, kochaj" oglądałam, nie czytałam i bardzo mi się podobał film :) i Julia oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie znam poprzedniego dzieła autorki - ani książki ani filmu. Ale z pewnością się z nim zapoznam :)

      Usuń
  11. Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad tą książką i ostatecznie zawsze dochodziłam do wniosku, że to nie dla mnie. Jednak Twoja recenzja przekonała mnie do lektury :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ta powieść ma w sobie coś takiego, że każdy znajdzie w niej element, który przypadnie mu do gustu. Tak więc zachęcam :)

      Usuń
  12. Nie przemawia do mnie idea roztrwaniania młodości na harce ;) W liceum regularnie chadzałam na rockoteki do Rotundy, jeździłam po koncertach i na Woodstocki, przesiedziałam niejedną noc pod Wawelem na tanim wińczaku, przy ognisku na skałkach, ale nie popełniałam głupich błędów, których mogłabym dziś żałować. Może to kwestia charakteru albo kijka w dooopie? Nie wiem, wszystko biorę pod uwagę ;) Ale książka mnie zainteresowała. Pewnie za sto lat ją przeczytam, kiedy odkopię się z tych, których wciąż nie skończyłam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też raczej z tych rozsądnych, ale czasem zdarzały mi się głupie wyskoki - jak pływanie nago w jeziorze. Po trawce. O północy. W czasie ulewy :D Ale wszystkie moje wybryki były drobne i kończyły się dobrze. To nie chodzi o harce, nie chodzi o robienie głupot. Chodzi o dobrą zabawę. Bo potem człowiek budzi się jako 30-latek zapieprzający od rana do nocy w korpo i uświadamia sobie, że nie wie nawet co lubi robić bo od małego tylko nauka, a potem tylko praca...

      Usuń
  13. Brzmi dość ciekawie. Mam pełno książek w planie przeczytać tylko czasu ciagle brak :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwieczny problem wszystkich czytających - za krótka doba :D

      Usuń
  14. Ostatnio oglądałam ja w księgarni

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam listę książek do końca roku, ale wcisnę i tę po Twojej recenzji!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!