piątek, 13 września 2019

"Samotność w Sieci" - Janusz Leon Wiśniewski

On - wybitny naukowiec z dziedziny genetyki pracujący w Monachium. W jego przeszłości kryją się wyjątkowo smutne i bolesne przeżycia, jego teraźniejszość to obezwładniająca samotność. Ona - pracująca mężatka. Jej małżeństwo to farsa, mąż cały wolny czas spędza w pracy ogarnięty obsesją bogacenia się. Ona czuje, że życie jej się wymyka i chce zwyczajnie podzielić się swoimi myślami z kimś, kto jej wysłucha. On jest tym, kogo wybiera z listy anonimowych postaci komunikatora ICQ. Im dłużej są w internecie, tym mniejsze znaczenie ma dla nich świat realny. Im więcej piszą, tym bardziej chcą rozmawiać twarzą w twarz. Im dalej są, tym bardziej siebie pragną...


Co ta książka ze mną zrobiła... I co ja mam zrobić z nią? To nie będzie łatwa recenzja, wiedziałam to od początku - chociaż z pewnością łatwiejsza dla mnie niż dla kogoś o 10 lat młodszego. Bo ja pamiętam. Pamiętam czasy, gdy biegało się do kafejki internetowej, żeby wydrukować materiały do referatu na biologię. Pamiętam charakterystyczne pikanie łączącego się z siecią modemu i strony ładujące się przez kilka minut. Pamiętam pakiet dostępu do internetu 15 godzin na miesiąc i pamiętam konieczność wypinania telefonu z gniazdka, żeby się połączyć z siecią. Pamiętam ICQ, bo sama go używałam. Pamiętam narodziny internetu w Polsce.

Słowami też można dotykać. Nawet czulej niż dłońmi.

Teraz? Teraz jest XXI wiek. Teraz chcesz partnerkę na noc - odpalasz Tindera. Chcesz uprzedzić kolegę, że się spóźnisz, bo stoisz w korku - wysyłasz w 10 sekund szybką wiadomość na Messengerze. Chcesz jeść - Pyszne.pl, chcesz zapłacić rachunki - aplikacja bankowa, chcesz czytać - Legimi, chcesz posłuchać muzyki - tu masz dziesiątki opcji. A to wszystko w twojej kieszeni. Czasem też na nadgarstku. W samochodzie, na przystankach, w galeriach handlowych, a nawet w niektórych lodówkach. Internet jest wszędzie, a my nawet sobie nie uświadamiamy jak bardzo na nim polegamy i jak rzadko go opuszczamy. Ja sama pisze właśnie z moim narzeczonym na Messengerze. Jesteśmy jedną z tych par, które nie mogą wytrzymać kwadransa bez wymienienia wiadomości. Budzę się sama, bo zdążył już wyjść do pracy - piszę do niego, jadę do pracy - pisze do niego, siedzę w pracy - piszę do niego. Jeśli akurat pracuje na popołudniową zmianę, piszę do niego czytając wieczorem książkę. I zawsze, ale to zawsze, gdy pracuje na noc a ja idę spać, życzę mu spokojnej nocki i piszę, że go kocham. A on zawsze odpisuje, nie ważne czy jest w pracy, na zakupach czy bierze prysznic. I choć widziałam na własne oczy ten folklor, który opisałam we wcześniejszym akapicie, kompletnie nie wyobrażam sobie powrotu do funkcjonowania w takich warunkach.

Ze wszystkich rzeczy wiecznych, miłość trwa najkrócej...

Wow, to była najdłuższa dygresja w historii tego bloga. Chyba podświadomie odwlekam moment, w którym będę musiała napisać coś na temat tej książki. Dlaczego? Bo to nie była łatwa książka. Ale zacznę od czegoś innego. Zacznę od rzeczy, która mi przeszkadzała. Dygresje. Dygresje, więcej dygresji, dygresje w dygresjach. Na początku nawet tego nie zauważyłam, ale potem nie dało się już tego dłużej ignorować. Pierwsze 100 stron to pół roku akcji. Kolejne 100 stron to tydzień. Następne 100 stron to dwa dni. I to już jest przegięcie. Bohater wychodzi z hotelu i coś mu się przypomina, więc opowiada o jakimś kompletnie nie związanym z tematem wydarzeniu przez 10 stron. Wsiada do taksówki i na widok taksówkarza przypomina mu się kolejna historia. Dociera na lotnisko i terminal przypomina mu coś jeszcze innego. I wsiadając do samolotu znowu się zamyśla. Mija 50 stron a on ledwie kopsnął się z hotelu na lotnisko. Miejscami miałam ochotę złapać go za fraki, potrząsnąć i wrzasnąć, żeby skończył ględzić i wlazł wreszcie do tego nieszczęsnego samolotu.

Boże dopomóż mi być takim człowiekiem, za jakiego uważa mnie mój pies.

Bohater - i bohaterka - są... trudni do opisania. Śledząc ich historie możemy dokładnie zrozumieć dlaczego są jacy są, w tym zakresie kreacja postaci jest świetna. Książka skupia się bardziej na nich niż na akcji, możemy wręcz rozłożyć ich myśli i uczucia na czynniki pierwsze, autor poświęcił temu sporo uwagi. Jedyne co mnie zirytowało, to decyzja bohaterki na samym końcu. Nie popieram. Nie rozumiem. Ale wiem, że niejedna kobieta się z nią zgodzi, więc nie będę oceniać. Czy ich polubiłam? Właściwie nie wiem. Nie miałam głowy się nad tym zastanawiać podczas lektury.

Płakać trzeba w spokoju. Tylko wtedy ma się z tego radość.

I dochodzimy do najtrudniejszego akapitu. Bo widzicie, ta książka wywołuje emocje. Spodziewałam się, że mnie wzruszy, może nawet wyciśnie kilka łez, może zachwyci jakimś wyjątkowo pięknym opisem, może wprawi w romantyczny nastrój? Z pewnością za to nie spodziewałam się, że wyssie ze mnie energię, przybije i zasmuci. Nie mogłam jej czytać zbyt długo - po 40, czasem 50 stronach musiałam ją odłożyć do kolejnego dnia. I przez całą lekturę chodziłam zdołowana. Nie jestem pewna co o tym myśleć, ale skłaniam się ku opinii, że to cudowne. Jeszcze nigdy żadna książka nie działała na mnie tak mocno. Nie, że jedna wzruszająca scena, kilka łez i już, mamy odhaczone emocje. Tutaj z każdej strony emanuje tak ogromna samotność, beznadzieja, smutek, że otacza czytelnika jak gęsta mgła, którą rozwiewa dopiero następny poranek. Jestem zafascynowana swoją reakcją na tę książkę, nie mogę przestać o niej myśleć. Mogę sobie narzekać na niewielką ilość akcji i absurdalnie wielką ilość dygresji, ale złe książki nie wbijają się w głowę tak głęboko i nie siedzą w niej tak długo po zakończeniu lektury, tego jestem pewna.

Może nie najważniejsze jest chcieć iść z kimś do łóżka, ale chcieć wstać następnego dnia rano i zrobić sobie nawzajem herbatę.

No i co mam zrobić z taką książką? Z jednej strony irytujące dygresje, a drugiej tak ogromny ładunek emocjonalny. Nie mogę jednoznacznie określić ją jako złą, ale nie mogę też jako świetną. Myślę, że każdy potencjalny czytelnik musi się głęboko zastanowić na tym, który element książki jest dla niego ważniejszy. I szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie czy jest gotowy tak mocno współodczuwać z bohaterami. Ja mimo wymienionych wad ciesze się, że zdecydowałam się przeczytać tę książkę i oceniam ją pozytywnie. Mam przeczucie, że jeszcze długo będę nad nią rozmyślać. I właśnie dlatego mimo wszystko polecam.

Moja ocena: 7/10

34 komentarze:

  1. Chyba nie czytałam jeszcze takiej książki, która wprawiłaby mnie w taki ciężki i smutny nastrój, o którym piszesz. Z jednej strony jestem jej ciekawa, bo akcja dzieje się w czasach, których nie poznałam i już nie poznam. Z drugiej strony straaasznie nie lubię jak akcja się ciągnie. Jak wpadnie w moje rączki możliwe, że ją przeczytam.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nie zaszkodzi spróbować - jeśli wlokąca się akcja będzie Ci działać na nerwy, zawsze możesz książkę odłożyć :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. To ja odwrotnie - filmu nie widziałam i nie planuję go widzieć :)

      Usuń
  3. Czytałam ją, szybko mi się ją czytało ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam książkę i oglądam film. Obie odsłony historii mi się podobały. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja filmu nie widziałam i nie planowałam widzieć, ale jak sprawdziłam obsadę to trochę mnie naszła ochota...

      Usuń
  5. czytałam książkę i chyba mi się podobało. Chyba bo to było dawwwwno:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawsze chciałam ją przeczytać, ale jakoś było nam nie po drodze... Ty też nie masz widzę o niej "ochów i achów" więc może jednak odpuszczę... pozdrawiam Pi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie mam. Ale do tej pory o niej myślę, a to już będzie dwa tygodnie, odkąd skończyłam czytać...

      Usuń
  7. Cieszę się, że książka wzbudziła w Tobie tak pozytywne emocje ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam tę książkę bardzo dawno temu. Może niebawem znów po nią sięgnę... Ciekawa jestem jak teraz bym ją odebrała.

    A z innej beczki. W zeszłym miesiącu byłam w Kaliningradzie i jak zawsze wybrałam się do księgarni. Byłam w szoku, jak bardzo popularny jest tam Janusz Leon Wiśniewski. Na półkach księgarni zobaczyłam tłumaczenia wszystkich jego książek. I kolejny szok, czemu ja to zauważyłam dopiero teraz? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poważnie? O mamo, a ja dopiero pierwszą jego książkę przeczytałam. Chyba wstyd. Ale na półce czeka już przedpremierowo kontynuacja, to już będą dwie :D

      Usuń
  9. Jeszcze nie miałam okazji jej przeczytać, ale liczę że niedługo się to zmieni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też - jestem ciekawa oceny innych, a jakoś nigdzie nie mogę znaleźć żadnych recenzji :)

      Usuń
  10. Raczej się nie skuszę na przeczytanie jej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Książkę czytałam wieki temu. Nie wiem, jakie wrażenie wywarłaby na mnie teraz, ale wtedy bardzo mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeważają widzę pozytywne wrażenia. Czyli problem jest jednak ze mną, a nie z książką :D

      Usuń
  12. Jeszcze zastanowię się nad tym tytułem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że fajnie by się ją czytało późnym listopadem, koniecznie wieczorem i przy kieliszku wina. Rozważ ;)

      Usuń
  13. Zachęciłaś mnie mocno. Bardzo lubię tego typu książki, które chodzą za czytelnikiem w każdy kąt aż do rozwiązania zagadki/historii. Tym bardziej chętnie ją przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj chodzą. Dwa tygodnie minęły, a ja wciąż o niej myślę...

      Usuń
  14. "Samotność w sieci" przeczytałam już kilka lat temu, jako licealistka pamiętająca dobrze czasy opisane w tej powieści. Pamiętam, że cała historia zrobiła na mnie duże wrażenie, tak, że miałam nadzieję na kontynuację... A tymczasem kontynuacja wyjdzie już za kilka dni ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mojej półce czeka już przedpremierowy egzemplarz, stąd nadrobiłam pierwszy tom, który zawsze chciałam przeczytać, ale nigdy nie było czasu. Jak dobrze pójdzie, to dziś dokończę ostatni tom "Kłamcy" i biorę się za "Koniec Samotności" :)

      Usuń
  15. Czytałam tę książkę dawno temu i mam wrażenie, że chyba za wcześnie żebym dobrze zrozumiała jej przekaz. I ja pamiętam jak to trzeba było odłączyć telefon żeby mieć internet i ten dźwięk... Natomiast warstwa emocjonalna jakoś do mnie nie dotarła i dziś wcale jej nie pamiętam...
    To wspaniałe kiedy książka wywołuje takie emocje, ale z drugiej strony wiem jak irytujące bywają dygresje w dygresjach przed dygresją, za dygresją i pod dygresją. :D Zastanowię się nad ponowną lekturą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dygresje są straszne. Zaraz mi się przypomina moja historyczka z gimnazjum, która od rozbiorów Polski płynnie przechodziła do ulubionych seriali jej syna. Lekcji było 5 minut - reszta dygresje o synku. Po raz pierwszy w historii się chyba zdarzyło, że całą klasą poszliśmy do dyrektorki na skargę, bo egzamin gimnazjalny za pasem, a my nie mamy pojęcia o powstaniu styczniowym, za to wiemy co synek historyczki lubi jeść na śniadanie xD

      Usuń
  16. Słyszałam o tym pisarzu ale nigdy nie miałam przyjemności przeczytać żadnej z jego pozycji. Pozdrawiam!^^

    OdpowiedzUsuń
  17. Czytalam, oczywiscie. Na biblionetce dalam jej 6 punktow, wiec bylam zachwycona po lekturze. Teraz nie pamietam juz kompletnie nic.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli możesz, zostaw komentarz. Zajmie Ci to nie więcej niż 2 minuty, a dla mnie będzie wspaniałym prezentem i dużą motywacją. Dziękuję!