Maarinowie mają jedną zasadę: "Wschód nie może spotkać się z Zachodem". Jako jedyny lud żeglarzy, a więc jedyny zdolny przepłynąć Bezkresne Morza rozdzielające kontynenty, przysięgli nie dopuścić by mieszkańcy położonego na zachodzie Imperium Celendoru dowiedzieli się o ziemiach na wschodzie. Niewiedza ta ma chronić wschodnie krainy przed żądzą podboju Celendorczyków, oraz wiarę w Siedmiu przed wytępieniem. Teriana, córka jednej z przywódczyń Maarinów, łamie jednak tę zasadę. Imperium Celendoru, dowiedziawszy się o istnieniu innych ziem na wschodzie, natychmiast wysyła tam legion żołnierzy, szantażem zmuszając Terianę, by przeprowadziła ich przez zdradliwe wody Bezkresnych Mórz. Teriana postanawia zrobić wszystko co w jej mocy, by pokrzyżować plany Marka dowodzącego towarzyszącym jej legionem, nie ma jednak pojęcia, że Marek też nie znalazł się na tej wyprawie z własnej woli, a do stracenia ma być może więcej niż ona...
Jeszcze dwa lata temu na słowa "fantastyka młodzieżowa" prychałam z pogardą. Uznawałam tylko "prawdziwą literaturę", czyli - jeśli chodzi o fantastykę - "Władcę Pierścieni", "Grę o Tron" czy "Archiwum Burzowego Światła". Nie wierzyłam, że powieści dla młodzieży mogą przedstawiać jakąś wartość. I wtedy dołączyłam do społeczności bookstagramerów i blogerów książkowych. Chcąc nie chcąc, zaczęłam sięgać po książki, na które wcześniej nawet bym nie spojrzała, bo mówili o nich wszyscy, nie wypadało ich nie znać, a poza tym liczne pozytywne recenzje naprawdę zachęcały do lektury. To dzięki tej społeczności zaczęłam czytać młodzieżówki i całkowicie zmieniłam o nich zdanie. Bo być może nie jest to najlepszy gatunek jeśli szuka się głębokiego przesłania i super-ambitnej lektury, ale nie ma lepszego gdy chcemy, by książka nas pochłonęła i pozwoliła zapomnieć o całym świecie.
Takie właśnie są "Mroczne Wybrzeża". Gdyby nie fakt, że od pewnego czasu ciężko pracuję nad ilością mojego snu (bez większych powodzeń, szczerze mówiąc), to z pewnością zarwałabym dla tej książki noc. Świat, który wykreowała autorka jest naprawdę fascynujący. Imperium Celendoru jest wzorowane na imperium Rzymskim, z senatem, legionami, żądzą podboju, nawet modą. Za to kultura i wierzenia Maarinów oraz wschodniego kontynentu są czymś zupełnie nowym, dzięki czemu robi nam się piękny kontrast i mamy wrażenie jakbyśmy wraz z legionistami opuszczali znajomy Celendor i płynęli w nieznane. Bardzo przypadł mi do gustu system magii w tym świecie, chociaż nie wiem właściwie czy można nazwać magią te nieliczne przypadki, gdy bóstwo użycza swoich mocy osobie, którą kiedyś naznaczyło jako swego... kapłana? Lepsze słowo nie przychodzi mi do głowy. Ten świat jest tak bogaty i dopracowany w tak drobnych szczegółach, że ciężko opisać go w jednym akapicie, więc nie będę nawet próbować. Liczę, że sięgniecie po tę książkę i poznacie go sami.
Bohaterowie są tacy jak lubię - czyli pozornie czarno-biali, ale przy bliższym poznaniu ukazujący całą gamę szarości. Początkowo zdaje się, że podział jest prosty: dobra Teriana i zły Marek. Teriana, która zrobi wszystko, by ratować swój lud i Marek, który na rozkaz Imperium dokona największej zbrodni bez mrugnięcia okiem. Ale tu nic nie jest takie jak się zdaje. W miarę poznawania bohaterów, ukazują oni coraz to nowe oblicza, czym potrafią nieźle zaskoczyć. Chcę podkreślić w tym miejscu, że to samo tyczy się również bohaterów pobocznych, o których w tego typu literaturze zwykle się zapomina. Jednak nie tutaj. Wracając zaś do dwójki głównych bohaterów, to po prostu nie da się ich nie lubić. Terianę za jej odwagę, siłę, bezczelność i dzikość. Marka za... za to, że jest Markiem. Przeczytacie to zrozumiecie. Marek jest najlepszy. Marek na prezydenta. #teammarek
No i fabuła - to było coś. Ten element naprawdę godny jest powieści dla dorosłych. Nie przypominam sobie, żebym w którejkolwiek innej młodzieżówce widziała tyle polityki, intryg i tajemnic, a do tego tak bardzo zagmatwanych. Akcja rozkręca się szybko, a ilość detali, jaka jej towarzyszy, zasługuje na najwyższe uznanie. Jednocześnie styl pozostaje lekki, a zaskakująco poważna historia poprzetykana jest żartami i przekomarzaniami bohaterów w idealnych proporcjach. Jedyny słaby punkt to środek książki, gdzie tempo wydarzeń wyraźnie zwalnia na kilka rozdziałów i kontrastująca z nim niebywale szybka końcówka. Żaden z tych elementów sam w sobie nie jest zły, ale zestawione razem tworzą dość osobliwy twór.
"Młodzieżowość" tej powieści przejawia się tak naprawdę jedynie miejscami. Najwyraźniejszą wskazówką jest fakt, że bohaterowie mają 16-20 lat, ale zachowują się jakby mieli co najmniej po 5 więcej. Mamy też typowy schemat relacji między bohaterami, czyli od nienawiści do miłości - trochę oklepany, ale hej, to tak jakby narzekać, że kolejny romans ma motyw miłości od pierwszego wejrzenia. No tak jakby na tym polega romans, nie? Nie mogę powiedzieć, że książka niczym mnie nie zaskoczyła, bo kilka razy aż otwierałam szerzej oczy podczas czytania, ale były to raczej drobne niespodzianki, nie poważne zwroty akcji. To są szczegóły, przez które nie mogę wystawić najwyższej noty, ale które mnie osobiście nie przeszkadzały w lekturze.
Mogę szczerze powiedzieć, że "Mroczne Wybrzeża" były świetną lekturą. Wielka przygoda, kapitalni bohaterowie, wykonanie zdecydowanie powyżej przeciętnego. Tego właśnie chciałam - pogrążyć się w lekturze i nie móc od niej oderwać. Rzeczą, która najbardziej mnie drażni w tej książce jest... kontynuacja, na którą trzeba będzie poczekać cholera wie ile. Bo ja chcę już. Ja chcę wrócić do tego wspaniałego, pełnego cudownych wytworów wyobraźni świata i dowiedzieć się co będzie dalej. Chcę do Teriany i do Marka, chcę na przygodę ("I'm going on an adventure!"). Już nie mogę się doczekać. A tymczasem serdecznie Wam tę powieść polecam!
Moja ocena: 8/10
Jeszcze dwa lata temu na słowa "fantastyka młodzieżowa" prychałam z pogardą. Uznawałam tylko "prawdziwą literaturę", czyli - jeśli chodzi o fantastykę - "Władcę Pierścieni", "Grę o Tron" czy "Archiwum Burzowego Światła". Nie wierzyłam, że powieści dla młodzieży mogą przedstawiać jakąś wartość. I wtedy dołączyłam do społeczności bookstagramerów i blogerów książkowych. Chcąc nie chcąc, zaczęłam sięgać po książki, na które wcześniej nawet bym nie spojrzała, bo mówili o nich wszyscy, nie wypadało ich nie znać, a poza tym liczne pozytywne recenzje naprawdę zachęcały do lektury. To dzięki tej społeczności zaczęłam czytać młodzieżówki i całkowicie zmieniłam o nich zdanie. Bo być może nie jest to najlepszy gatunek jeśli szuka się głębokiego przesłania i super-ambitnej lektury, ale nie ma lepszego gdy chcemy, by książka nas pochłonęła i pozwoliła zapomnieć o całym świecie.
Takie właśnie są "Mroczne Wybrzeża". Gdyby nie fakt, że od pewnego czasu ciężko pracuję nad ilością mojego snu (bez większych powodzeń, szczerze mówiąc), to z pewnością zarwałabym dla tej książki noc. Świat, który wykreowała autorka jest naprawdę fascynujący. Imperium Celendoru jest wzorowane na imperium Rzymskim, z senatem, legionami, żądzą podboju, nawet modą. Za to kultura i wierzenia Maarinów oraz wschodniego kontynentu są czymś zupełnie nowym, dzięki czemu robi nam się piękny kontrast i mamy wrażenie jakbyśmy wraz z legionistami opuszczali znajomy Celendor i płynęli w nieznane. Bardzo przypadł mi do gustu system magii w tym świecie, chociaż nie wiem właściwie czy można nazwać magią te nieliczne przypadki, gdy bóstwo użycza swoich mocy osobie, którą kiedyś naznaczyło jako swego... kapłana? Lepsze słowo nie przychodzi mi do głowy. Ten świat jest tak bogaty i dopracowany w tak drobnych szczegółach, że ciężko opisać go w jednym akapicie, więc nie będę nawet próbować. Liczę, że sięgniecie po tę książkę i poznacie go sami.
- Senatorze, z całym szacunkiem, właśnie powiedzieliście pani kapitan, że znajdujecie się w posiadaniu bardzo dużego - zakaszlała cicho - członka. - Później uśmiechnęła się do niego niewinnie. - Poprawiam was jedynie dlatego, że wielokrotnie powtarzano mi, iż w tego rodzaju negocjacjach najważniejsza jest precyzja.
Bohaterowie są tacy jak lubię - czyli pozornie czarno-biali, ale przy bliższym poznaniu ukazujący całą gamę szarości. Początkowo zdaje się, że podział jest prosty: dobra Teriana i zły Marek. Teriana, która zrobi wszystko, by ratować swój lud i Marek, który na rozkaz Imperium dokona największej zbrodni bez mrugnięcia okiem. Ale tu nic nie jest takie jak się zdaje. W miarę poznawania bohaterów, ukazują oni coraz to nowe oblicza, czym potrafią nieźle zaskoczyć. Chcę podkreślić w tym miejscu, że to samo tyczy się również bohaterów pobocznych, o których w tego typu literaturze zwykle się zapomina. Jednak nie tutaj. Wracając zaś do dwójki głównych bohaterów, to po prostu nie da się ich nie lubić. Terianę za jej odwagę, siłę, bezczelność i dzikość. Marka za... za to, że jest Markiem. Przeczytacie to zrozumiecie. Marek jest najlepszy. Marek na prezydenta. #teammarek
No i fabuła - to było coś. Ten element naprawdę godny jest powieści dla dorosłych. Nie przypominam sobie, żebym w którejkolwiek innej młodzieżówce widziała tyle polityki, intryg i tajemnic, a do tego tak bardzo zagmatwanych. Akcja rozkręca się szybko, a ilość detali, jaka jej towarzyszy, zasługuje na najwyższe uznanie. Jednocześnie styl pozostaje lekki, a zaskakująco poważna historia poprzetykana jest żartami i przekomarzaniami bohaterów w idealnych proporcjach. Jedyny słaby punkt to środek książki, gdzie tempo wydarzeń wyraźnie zwalnia na kilka rozdziałów i kontrastująca z nim niebywale szybka końcówka. Żaden z tych elementów sam w sobie nie jest zły, ale zestawione razem tworzą dość osobliwy twór.
Nie miał pojęcia, dlaczego gapił się na jej tyłek, skoro przez cały dzień była wrzodem na jego tyłku.
"Młodzieżowość" tej powieści przejawia się tak naprawdę jedynie miejscami. Najwyraźniejszą wskazówką jest fakt, że bohaterowie mają 16-20 lat, ale zachowują się jakby mieli co najmniej po 5 więcej. Mamy też typowy schemat relacji między bohaterami, czyli od nienawiści do miłości - trochę oklepany, ale hej, to tak jakby narzekać, że kolejny romans ma motyw miłości od pierwszego wejrzenia. No tak jakby na tym polega romans, nie? Nie mogę powiedzieć, że książka niczym mnie nie zaskoczyła, bo kilka razy aż otwierałam szerzej oczy podczas czytania, ale były to raczej drobne niespodzianki, nie poważne zwroty akcji. To są szczegóły, przez które nie mogę wystawić najwyższej noty, ale które mnie osobiście nie przeszkadzały w lekturze.
Mogę szczerze powiedzieć, że "Mroczne Wybrzeża" były świetną lekturą. Wielka przygoda, kapitalni bohaterowie, wykonanie zdecydowanie powyżej przeciętnego. Tego właśnie chciałam - pogrążyć się w lekturze i nie móc od niej oderwać. Rzeczą, która najbardziej mnie drażni w tej książce jest... kontynuacja, na którą trzeba będzie poczekać cholera wie ile. Bo ja chcę już. Ja chcę wrócić do tego wspaniałego, pełnego cudownych wytworów wyobraźni świata i dowiedzieć się co będzie dalej. Chcę do Teriany i do Marka, chcę na przygodę ("I'm going on an adventure!"). Już nie mogę się doczekać. A tymczasem serdecznie Wam tę powieść polecam!
Moja ocena: 8/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Czytam Pierwszy.
Wydaje się ciekawa :)
OdpowiedzUsuńJest ciekawa, jeśli lubisz takie klimaty :)
UsuńKusząca recenzja :)
OdpowiedzUsuńTo daj się skusić i przeczytaj ;)
UsuńMam ją już u siebie i niebawem będę czytać :)
OdpowiedzUsuńO, na pewno wpadnę przeczytać recenzję :D Ciekawa jestem Twojej opinii :)
UsuńNie jestem pewna czy przypadła by mi do gustu ze względu na gatunek ale zajrzeć mogę - nie zaszkodzi :)
OdpowiedzUsuńNo pewnie :)
UsuńŚwietne recenzje, ale to raczej nie moje klimaty. 😊
OdpowiedzUsuńMam świadomość :) Ale miło mi, że poświęciłaś czas na przeczytania moich wypocin :)
UsuńMożna spróbować, a właściwie po takiej recenzji to trzeba. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam Krysię znad książek i dziękuję za wizytę :)
UsuńPiszesz tak, że mam ochotę po nią sięgnąć, ... a jednocześnie sama fabuła do mnie nie przemawia ;D
OdpowiedzUsuńNie, to chyba nie Twoje klimaty jednak :)
UsuńSkoro zarwałabyś dla nią noc, to muszę po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńBardzo do tego zachęcam :)
UsuńMimo wszystko raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńNie ten gatunek, rozumiem :)
UsuńJa do tej pory na wieść, że jakaś książka jest młodzieżówką reaguję: "meh" ;). A już tym bardziej na fantastykę młodzieżową... Po prostu nie są to moje klimaty czytelnicze, więc mimo Twojej bardzo pozytywnej opinii, raczej nie skuszę się na poznanie tej książki ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo ja już wiem ile traciłam wykluczając cały gatunek z moich czytelniczych planów i teraz chciałabym przekonać wszystkich wokół do wychodzenia poza swoją strefę komfortu :)
Usuńnie lubię młodzieżówek ale no ta mnie korci:)
OdpowiedzUsuńNo ba. Kogo nie korciliby piraci :D
Usuńprawda?:D na samą myśl przychodzi mister jack sparrow :D
UsuńCzasem zdarza mi się sięgnąć po fantastykę młodzieżową, ale trzeba przyznać, że rzadko.
OdpowiedzUsuńA fajnie, że jednak się zdarza. Wychodzenie poza swoją strefę komfortu poszerza horyzonty ;)
UsuńTym razem nie dla mnie, choć recenzję czytałam z przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńDobry wieczór, Kochana! :)
OdpowiedzUsuńNapiszę Ci szczerze, że i ja na określenie "fantastyka młodzieżowa" dostaję wręcz gęsiej skórki i bardzo szybko odmawiam. W ogóle mam tak z ogólnie, rzecz biorąc, "młodzieżówkami" i faktycznie, czasem się można na tym przejechać. Ja w świecie bookstagramu raczej nie jestem, obserwuję góra sześć takich profili, to mimo wszystko, cieszę się, że ta społeczność przekonała Cię do lektury "Mroczne Wybrzeża" i teraz Ty mnie próbujesz tutaj przekonać!! I bardzo słusznie, jeśli faktycznie były świetną przygodą to trzeba zainwestować w takie książki. Bo wracasz się do domu, po szkole, po całym stresie związanym z lekcjami czy innymi sprawami, to aż miło usiąść nad takimi rzeczami. :)
Poza tym, zastanawiam się, jak to jest u Ciebie z tym snem, skoro nad nim pracujesz?
Pozdrawiam Cię cieplutko i dobrej środy!!
Ps właśnie przeglądam Twojego Instagrama i przepięknie komponują się ze sobą zdjęcia. Te delikatne kolory - cudo!
Dziękuję za miłe słowa :) czy dobrze Cię rozpoznałam na Instagramie, czy zaobserwowałam kogoś zupełnie obcego? :D
UsuńA snu zawsze potrzebowałam około 9 godzin, żeby czuć się dobrze, tylko ja jestem typową sową, która może całą noc nie spać, ale jak ktoś ją zbudzi przed 10 to nie funkcjonuje. A do pracy trzeba wstawać znaaacznie wcześniej. Kończy się tak, że wieczorem nie jestem senna, więc siedzę dłużej niż powinnam, potem zostaje mi 5-6 godzin snu i na następny dzień chodzę jak zombie. Staram się więc pilnować, żeby 8, a minimum 7 godzin przed budzikiem być w łóżku, ale to ciekawa książka, to jeszcze jeden filmik na YouTubie, to narzeczony o 23 wraca z pracy i trzeba mu obiad podgrzać, a dobry sen leży i kwiczy...
Dobrze mnie rozpoznałaś!
UsuńKurde, to ciężkie buty w takim razie. Na mam tę komfortową/niekomfortową sytuację, że raczej jestem rannym ptaszkiem, bo po prostu nie jestem w stanie skupić się nad książką po 22 godzinie, ba! nawet po kawach.
Ale bardzo trafnie, że pilnujesz tego snu, trzymam za to mocno kciuki w takim razie i żeby nie być rano zombie!! ;)
Kochana jak ja chcę tę książkę przeczytać 😍 Po przeczytaniu Twojej recenzji tym bardziej chcę ją mieć.
OdpowiedzUsuńNa pewno Ci się spodoba :)
UsuńA wiesz, że mam teraz ogromną ochotę, by ją przeczytać? Tylko kurcze dnia mi mało. :)
OdpowiedzUsuńPssst! Ja w pracy cichaczem czytam na komórce, bo mam ten sam problem ;)
UsuńJak zobaczylam u ciebie te książkę od razu postanowilm ogarnac swoje konto na czyram pierwszy
OdpowiedzUsuńJa właśnie nie ogarniam. Leżą mi w domu 4 książki od nich nieprzeczytane. A potem się dziwię, że za późno wrzucam recenzje i potem brakuje mi punktów na nowości. Ostatnio interesuje mnie wszystko, co dodają, więc jest problem :D
UsuńNie mogę wypowiedzieć się ani o stylu autorki, ani o samej powieści, ponieważ mam to dopiero przed sobą. Wcześniej sięgnę jednak po "Mroczne wybrzeża", aniżeli po wcześniejszą serię pisarki :) Mam nadzieję, że w przypadku Danielle L. Jensen zachwyty nie są przesadzone :)
OdpowiedzUsuń